Text
                    scan - lesiojot


HISTORYCZNE BITWY KACPER ŚLEDZIŃSKI ZBARAŻ 1649 Dom Wydawniczy Bellona Warszawa
WSTĘP W latach 1648-1649 Rzeczpospolita stanęła wobec wydarzeń, które ujawniły j e j słabość polityczną, a przede wszystkim militarną. Powstanie kozackie pod wodzą Bohdana Chmielnickiego, bo o nim mowa, podkopało niezachwianą i stabilną pozycję mocarstwa, jakim była Rzeczpospolita. Zwycięstwa w wojnie moskiewskiej z lat 1632-1634, kampaniach kozackich 1637 i 1638 roku oraz sukcesy w zmaganiach z ordą (1644) dodały pewności szlachcie, a jednocześnie pozwoliły j e j poczuć się bezpiecznie. W dwa lata po śmierci hetmana Stanisława Koniecpolskiego, gdy jego miejsce zajął Mikołaj Potocki, sławę armii koronnej przyćmiła tragiczna kampania 1648 roku. Już w pierwszych dniach powstania hetman wielki koronny Mikołaj Potocki popełnił błędy, których skutki Rzeczpospolita miała odczuwać boleśnie przez najbliższe dwadzieścia lat. Potocki, ufając w siłę hetmańskiego imienia, podzielił nieliczną armię na trzy grupy. Niewielki oddział dowodzony przez hetmańskiego syna, Stanisława Potockiego, wysłał w kierunku Dzikich Pól. W tym samym czasie druga grupa wojsk płynęła Dnieprem w dół rzeki. Trzecia dywizja pod dowództwem dwóch hetmanów
wielkiego i polnego Marcina Kalinowskiego podążała za młodym Potockim. Dobrowolnie rozdzielając siły, ułatwił hetman zadanie Chmielnickiemu, który po kolei znosił niewielkie oddziały. Najpierw nakłonił do zdrady Rzeczypospolitej pułkownika Stanisława Krzyczewskiego, wysłanego Dnieprem z Kozakami rejestrowymi. Krzyczewski wraz ze swoim oddziałem przeszedł na stronę powstańców. Wzmocniony tym sposobem Chmielnicki pobił w trzytygodniowej bitwie nad Żółtymi Wodami niewielki oddział Stefana Potockiego. Młodzieniec ten, liczący sobie 24 lata, zmarł w wyniku odniesionych ran. Dowiedziawszy się o klęsce i śmierci syna, hetman nakazał odwrót. Armia koronna cofała się do Korsunia, gdzie postanowiono założyć warowny obóz i w nim czekać na przybycie nieprzyjaciela. Mikołaj Potocki raczej nadawał się do dowodzenia kredensem pełnym trunków niż wojskiem. Brak doświadczenia i orientacji w położeniu obu armii nie pozwolił mu podjąć właściwych decyzji. Pomimo początkowych sukcesów, Potocki nie ufając własnym umiejętnościom i obawiając się przewagi wojsk kozacko-tatarskich postanowił się wycofać. Tymczasem Chmielnicki wysłał pułkownika Maksyma Krzywonosa na tyły armii hetmańskiej. Tam kazał mu się zaczaić w wąwozie, którym musiało przechodzić wojsko polskie. Gdy dywizja wpadła w pułapkę, ubezpieczany przez tabor odwrót zamienił się w panikę. Atakowany ze wszystkich stron przez Tatarów i Kozaków tabor uległ przeważającym siłom nieprzyjaciela. Część żołnierzy zdołała uciec, część wysieczono, resztę, w tym dwu wodzów wzięto do niewoli. Rzeczpospolita pozostała bez wojska i bez hetmanów. Wieść o klęskach na Ukrainie dotarła do Warszawy równocześnie z nie mniej straszną nowiną o śmierci króla Władysława IV. Wyczerpany chorobą monarcha zmarł w Mereczu na Litwie w drodze do stolicy. Razem z nim,
jak napisał Adam Kisiel „zgasł pokój, szczęście i sława Rzeczypospolitej". Ile było prawdy w słowach wojewody bracławskiego, pokazały następne miesiące. Wprawdzie ster władzy przejął w swoje ręce bystry i wyśmienity polityk, kanclerz koronny Jerzy Ossoliński, ale i on nie ustrzegł się pomyłek. Zastępujący de facto interreksa, prymasa Macieja Łubieńskiego, kanclerz przystąpił do działania, nie tracąc drogiego czasu. Przede wszystkim ogłosił termin sejmu konwokacyjnego na lipiec i wyznaczył regimentarzy. Aleksander Koniecpolski, chorąży koronny, Mikołaj Ostroróg, podczaszy koronny i książę Władysław Dominik Zasławski-Ostrogski, wojewoda sandomierski mieli stawić opór rosnącej w siłę potędze Chmielnickiego. Ich wybór skomentował Chmielnicki, nadając im pogardliwe przydomki: „Dziecina", „Łacina", „Pierzyna". Ten wybór jednak miał w mniemaniu Ossolińskiego jedną zaletę. Żaden z trzech regimentarzy nie sprzeciwiał się planom kanclerza. Ossoliński bowiem zdawał się nie zauważać zmian, jakie zaszły w polityce środkowowschodniej i dalej dążył do spełnienia planów nieżyjącego już króla Władysława, czyli wojny z Turcją. Koncepcja kanclerza opierała się na zamiarze pokojowego rozwiązania sprawy ukraińskiej. Załagodziwszy wybuchowe nastroje na Ukrainie kanclerz chciał następnie wyprawić podporządkowanych Rzeczypospolitej Kozaków wraz z armią koronną na Krym. Ossoliński komfort poczynań mógł sobie zapewnić tylko w przypadku nominacji osób miernych, pozbawionych inicjatywy i spełniających jego rozkazy. Automatycznie więc odpadły kandydatury hetmanów litewskich Janusza Kiszki i Janusza Radziwiłła, jak również Andrzeja Firleja czy Janusza Tyszkiewicza. Powyższe warunki spełnili natomiast Zasławski, Ostroróg i Koniecpolski. Ten triumwirat gwarantował zdaniem Tomkiewicza niezgodę,
niezdecydowanie... i swobodę działań kanclerza. Droga do ugody wydawała się otwarta. Dążąc do wyznaczonego sobie celu, Ossoliński musiał stworzyć mocne stronnictwo i wytrącić jak najwięcej argumentów z rąk oponentów, czyli zwolenników konfliktu z Kozakami. Potrzebował do tego celu kontroli nad armią. Aby to osiągnąć, mianował wyżej wymienionych regimentarzy, czego robić nie powinien. Był bowiem zwyczaj w Rzeczypospolitej, że gdy zabrakło hetmanów koronnych, ich miejsce zajmowali hetmani litewscy. Tak było w 1620 roku, gdy pod Cecorą zginął Stanisław Żółkiewski, a Stanisław Koniecpolski dostał się do niewoli. W rok później pod Chocimiem dowodził Litwin, Jan Karol Chodkiewicz. Był jeszcze jeden argument przeciw wspomnianym nominacjom. Kiedy wojska koronne rozsypały się po klęsce korsuńskiej, a Ukraina stała otworem przed armią Chmielnickiego, jeden człowiek, Jeremi Wiśniowiecki wycofywał się z opanowanego pożogą powstania Zadnieprza na prawobrzeżną Ukrainę. Maszerując przez bory i bagna, przedostał się w województwa objęte powstaniem i rozpoczął zmagania z kilkukrotnie silniejszym przeciwnikiem. Zdaniem szlachty właśnie księciu należała się buława regimentarska. Na to nie chciał zgodzić się Ossoliński. Działalność księcia Jeremiego była solą w oku pierwszego ministra. Ow książę harcujący po Ukrainie z mieczem w dłoni rwał misterną nić polityki kanclerza. A zadanie swoje Ossoliński traktował poważnie. Z polecenia kanclerza i interreksa wojewoda bracławski Adam Kisiel „znosił się" listownie z Chmielnickim i ku swej radości donosił do stolicy, że „Chmielnickiego sobie ujął". Tymczasem hetman kozacki bez skrupułów wykorzystał naiwność Kisiela dla wzmocnienia swojej pozycji. Napływające do obozu hetmańskiego rzesze chłopstwa potrzebowały czasu, by zmienić się w karne oddziały. Ponadto
Chmielnicki nie mógł liczyć na Tatarów, którzy obłowieni łupem wrócili na Krym. Był jeszcze kolejny ważny powód. Należało przeciwdziałać dyplomacji polskiej, która podjęła próby rozerwania sojuszu kozacko-tatarskiego. Na to wszystko Chmielnicki potrzebował czasu i ten czas dawali mu sami Polacy. W lipcu w Warszawie zebrał się sejm konwokacyjny, którego obrady zdominowało wyznaczenie daty sejmu elekcyjnego, sprawa nominacji regimentarzy i polityka wobec Chmielnickiego. Na tym tle starły się dwa stronnictwa: pokojowe, kanclerza Jerzego Ossolińskiego, i wojenne, podkanclerzego Andrzeja Leszczyńskiego i Jeremiego Wiśniowieckiego. Wysłuchano również przybyłych do Warszawy posłów Chmielnickiego. Z odpowiedzią na żądania hetmana kozackiego wysłano komisarzy. Na ich czele stanął wojewoda Kisiel. Celem misji było zapewnienie pokoju na Ukrainie. Wierzyli w to Ossoliński i oczywiście niezmordowany Adam Kisiel. Sejmowe starcie dwóch stronnictw zakończyło się pełnym sukcesem obozu kanclerza. Ossoliński obronił nominację trzech regimentarzy. Ponadto sejm zaproponował dodanie im do pomocy trzydziestu dwóch komisarzy wojennych, by służyli radą. To, stwierdził przedwojenny historyk Kubala, „wystarczyło, aby nie jedną, ale 35 bitew przegrać". Równie ważne było wysłanie na rozmowy wspomnianych wyżej komisarzy. Z ich działalnością łączył Ossoliński wielkie nadzieje. Czas pokazał, że srogo się zawiódł. Hetman kozacki okazał się mistrzem gry politycznej. Mamiąc Kisiela obietnicami i zwlekając z ostateczną decyzją, budował swoją pozycję na arenie międzynarodowej, co nie było łatwe. Turcja prowadziła od trzech lat wojnę z Wenecją i wobec sukcesów republiki na morzu, nie życzyła sobie konfliktu z Rzeczpospolitą. Po myśli Chmielnickiego ułożyły się wypadki na wschodzie. Rosja borykała się z powstaniem
w Moskwie. Hetman wiedział, że groźba przybycia wojsk rosyjskich z pomocą Rzplitej jak na razie nie wchodzi w grę. W tym czasie wojsko koronne zebrało się pod Glinianami, niedaleko Lwowa, i czekało na wynik prac komisarzy. Te jednak nie wróżyły nic dobrego. W połowie września Kisiel zrezygnował ze swojej misji. Rozmowy zakończyły się niepowodzeniem. Wobec tego ruszono do Konstantynowa, w okolicę obsadzonych przez Kozaków Piławiec. Skończył się czas dyplomatów, wojna była nieunikniona. Narady regimentarzy i komisarzy wojskowych nie pozostawiały wątpliwości. Wszyscy chcieli uderzyć na Kozaków. Jednak nikt tego nie czynił. Pierwsze chaotyczne walki rozpoczęły się bez rozkazów dowódców 21 września i zakończyły się patem. Obie strony zbierały siły do decydującego uderzenia. Tymczasem w nocy z 23 na 24 września rozeszła się wieść o przybyciu Tatarów do obozu kozackiego. Wiadomość ta spowodowała panikę wśród poważnej części starszyzny. Regimentarze pozostawili wojsko na łasce nieprzyjaciela i uciekli. Po raz drugi w ciągu paru miesięcy Rzeczpospolita pozostała bezbronna wobec potężnego hetmana. Tym razem, inaczej niż po bitwie korsuńskiej, nic nie stało na przeszkodzie w marszu Kozaków na Warszawę. Nawet nieprzychylne stanowisko Turcji uległo zmianie. W Stambule miał bowiem miejsce przewrót pałacowy, w wyniku którego obalono sułtana. Miejsce na tronie zajął jego ośmioletni syn. Za podszeptem janczarów nowy władca rozkazał Tatarom najechać Rzeczpospolitą. W październiku Chmielnicki obiegł Lwów, a po wykupie złożonym przez mieszczan pociągnął do serca Polski, pod Zamość. Rozpoczęło się oblężenie jednej z najlepiej ufortyfikowanych polskich twierdz. Tymczasem w Warszawie rozpoczął się sejm elekcyjny, na który chciał mieć wpływ również wojowniczy Kozak.
Kandydatów do korony było trzech. Popierany przez Jeremiego Wiśniowieckiego, Janusza Radziwiłła i Bogdana Chmielnickiego książę siedmiogrodzki Jerzy I Rakoczy; Karol Ferdynand oraz Jan Kazimierz, liczący na głosy stronnictwa pokojowego z kanclerzem na czele. Ten układ zmieniła niespodziewana śmierć Rakoczego. Wobec tego Chmielnicki opowiedział się za Janem Kazimierzem, a Jeremi Wiśniowiecki i Janusz Radziwiłł za Karolem Ferdynandem. Starcie dwóch braci zapowiadało długie zmagania. Obaj kandydaci cieszyli się dużym i wyrównanym poparciem. Aby nie przedłużać grożących wyborem dwóch monarchów i wojną domową zmagań, Karol zrezygnował z wyścigu po koronę. Młodszy z Wazów uległ prośbie królewicza Kazimierza. Wobec tego 17 listopada wybrano na króla Polski syna Zygmunta III, Jana Kazimierza. Kalejdoskop wydarzeń roku 1648 postawił nowego króla przed koniecznością wyboru drogi rozwiązania konfliktu kozackiego. Już podczas elekcji popierany przez Ossolińskiego Jan Kazimierz skłaniał się do pertraktacji z Chmielnickim. Tak też postąpił po elekcji. Wzmocnione królewskim sojusznikiem stronnictwo pokojowe z nadzieją patrzyło w przyszłość. Król, kanclerz i wojewoda Kisiel zabrali się do misternej pracy dyplomatycznej. Jej pomyślnego końca spodziewali się przed upływem zimy. Kończył się rok 1648, rok klęsk i hańby rycerstwa polskiego. Następny, zbliżający się rok 1649 miał przynieść sukces. Ale nie ten oczekiwany przez Ossolińskiego — dyplomatyczny, lecz militarny. Sukces, który poprawiłby nadszarpniętą reputację polskiego wojska.
KULISY POLITYCZNE KAMPANII 1649 ROKU Wojna dobiegła końca. Jeszcze gdzieniegdzie swawolne kupy i pojedyncze chorągwie prowadziły drobne potyczki, a już zwycięski Chmielnicki wycofywał się na Ukrainę. 12 grudnia nowy król, Jan Kazimierz, zwolennik rozwiązania konfliktu kozackiego drogą pokojową, wydał uniwersał ogłaszający zakończenie wojny. Popierający Chmielnickiego chłopi i Kozacy zostali objęci amnestią. W tymże dniu podobny uniwersał opublikował Chmielnicki w zajętych przez siebie województwach. Szlachta bezpiecznie miała powrócić na Ukrainę, a chłopi do swoich zwyczajnych zajęć. Jadący z Chmielnickim poseł królewski Stanisław Chołdakowski donosił w jednym ze swoich listów: „Tom z nim postanowił, aby szlachta bezpiecznie w domach swoich mieszkała, gdzie uniwersały swoje po wszystkiej Ukrainie rozesłał, aby wszędzie chłopi panom swoim wszelakie posłuszeństwo i poddaństwo oddawali" 1 . Wobec takich zapewnień z obu stron, pokój wydawał się pewny. Tym bardziej że już w styczniu następnego, 1649 roku na Ukrainę wyjechała komisja komisarzy traktatowych. Zgodnie z życzeniem ' Cyt. za: J. K a c z m a r c z y k , Bohdan Chmielnicki, Wrocław 1988, s. 77.
Chmielnickiego na jej czele stanął wojewoda bracławski, Adam Kisiel. Już podczas drogi posłowie mogli odczuć wrażenie nieprzychylności zwycięskiego hetmana do jakichkolwiek kroków pokojowych. Ignorowanie próśb o spotkanie w Kijowie i zwlekanie z odpowiedzią naraziło Kisiela i posłów na niespodziewane trudy 2 . Patrząc na spalone wsie, zrabowane majątki i mordowaną szlachtę, komisarze dotarli wreszcie do Perejasławia, gdzie oczekiwał ich Chmielnicki. Powitanie i wjazd odbyły się przy akompaniamencie dwudziestu dział. Rozmowy rozpoczęły się następnego dnia. Po naradzeniu się z pozostałymi komisarzami, wojewoda uznał za stosowne podarować hetmanowi obiecaną przez króla chorągiew i buławę. Gest ów miał „zmiękczyć" srogiego Kozaka i przychylnie ustosunkować go do poselstwa 3 . Tymczasem, kiedy Kisiel w uroczystej mowie ofiarował Kozakom łaskę królewską, jeden z pułkowników przerwał wołając: „Korol jako korol ale wy, korolewięta, kniaziowie broicie mnoho i nabroiliście. I ty, Kisielu, kość z kości naszych, odszczepiłeś się przestając z Lachy" 4 . Wprawdzie uciszono gagatka, ale niesmak pozostał. Zanim Chmielnicki zaprosił posłów na obiad, Kisiel obiecał Kozakom amnestię, zwiększenie liczby Kozaków rejestrowych, wolność dla religii prawosławnej, przywrócenie dawnych przywilejów i „regiment nad wojskiem", czyli hetmaństwo dla Chmielnickiego. Jakież musiało być zdziwienie komisarzy, gdy usłyszeli z ust Chmielnickiego, że nic nie może postanowić bez starszyzny wojskowej. A ta wraz z wojskiem została roztasowana po miastach na zimowych leżach. Dalej hetman wysuwał swoje żądania, a to oddania mu Czaplińskiego, a to ukarania księcia Jeremiego Wiśniowieckiego, jako 2 W. A. S e r c z y k, Na płonącej Ukrainie, Warszawa 1998, s. 182. 3 Tamże, s. 184. 4 Cyt. za: J. W i d a c k i, Kniaź Jarema, Katowice 1984, s. 158.
głównego winowajcy wojny. Rokowania odkładano z dnia na dzień. Wreszcie 23 stycznia doszło do rozmów. Ale tu znowu górą był Chmielnicki. W długiej mowie przedstawił swoje zamierzenia i stosunek do pertraktacji pokojowych: „Szkoda wiele mówić, kiedy mnie Potoccy szukali za Dnieprem — był czas traktować ze mną; po żółtowodzkiej i korsuńskiej igraszce był czas; pod Piławcami i Konstantynowem był; na ostatek pod Zamościem i kiedym od Zamościa szedł sześć niedziel do Kijowa — był. Teraz już czasu nie masz; jużem dokazał, o czemem nie myślił zrazu, dalej — com umyślił. Wybiję z lackiej niewoli naród ruski wszystek, a com pierwej o szkodę moją i krzywdę wojował — teraz wojować będę o wiarę prawosławną naszą. [...] Za granice na wojnę nie pójdę, szabli na Turki i Tatary nie podniosę. Dosyć mam na Ukrainie, Podolu i Wołyniu teraz, dosyć wczasu, a będą li z Zawiśla krzykać — znajdę ja ich pewnie. Nie postoi mi noga żadnego kniazia i szlachetki w Ukrainie, a zechce li chleba który z najmniejszych — niechaj wojsku zaporoskiemu posłuszny będzie" 5 . Po tych słowach stało się jasne, że Chmielnicki nie myśli o pokoju, a co więcej, nigdy o nim nie myślał. Wycofanie się spod Zamościa i kokietowanie króla oraz Ossolińskiego prośbami i zapewnieniami, których oni wyglądali jak zbawienia, było niczym innym tylko wyrafinowaną grą polityczną. Chmielnicki obawiał się zbliżającej zimy. Wiedział, że jego silne lecz nadwątlone epidemią, której ofiarą padł między innymi sławny pułkownik Krzywonos 5 , wojsko nie wytrzyma kampanii zimowej. W czasie gdy w sejmie Wiśniowiecki domagał się sześćdziesięciotysięcznej armii i zezwolenia na kampanię zimową, Chmielnicki wycofał się z zajętych uprzednio ziem i ogłosił wspomniany wyżej uniwersał. Zaczął grać rolę skruszonego tygrysa, łaszącego się do nowego pana. Wraz z wysłaniem komisji 5 Cyt. za: W. T o m k i e w i c z, op. cii., s. 2 9 8 - 2 9 9 . 6 J. K a c z m a r c z y k , op. cit., s. 77.
traktatowej na Ukrainę wiedział, że ma zapewniony spokój do wiosny, pory, w której Kozacy osiągają wysoką sprawność bojową. Na razie jednak toczyły się rozmowy, jakkolwiek niepomyślnie dla Polaków, ale ani Adam Kisiel, ani nikt z komisarzy nie tracił nadziei na polubowne zakończenie sporów. Na koniec, 25 lutego hetman zgodził się tylko na zawieszenie broni do Zielonych Świątek ruskich, czyli 22 maja 1649 roku. Przedstawił również swoje warunki, a wśród nich zniesienie unii brzeskiej z 1596 roku, miejsce w senacie dla metropolity kijowskiego, nominacje na wojewodę i kasztelana kijowskiego osób wyznania prawosławnego, oraz zastrzegł, by Jeremiego Wiśniowieckiego nie mianowano hetmanem. O ten ostatni warunek mógł się Chmielnicki nie troskać, gdyż 9 lutego Jan Kazimierz pozbawił Jeremiego funkcji regimentarza, zostawiając buławę dla siebie. Zmuszeni do zaakceptowania warunków narzuconych przez Chmielnickiego komisarze wrócili do Warszawy, gdzie przedstawili swoje obawy co do trwałości rozejmu. Uważano, że nie od rzeczy będzie decyzja o wystawieniu silnej armii. Tymczasem król, jakby nie słuchając rad komisarzy i podkanclerzego Leszczyńskiego 7 , trzymał się wytyczonej wcześniej ścieżki. Postanowił zatem wysłać do Chmielnickiego kolejnego posła, Jakuba Smiarowskiego. Zaopatrzył go w przywileje dla starszyzny kozackiej. Misja sekretarza królewskiego, który dotarł do Chmielnickiego koło połowy kwietnia, nie przyniosła pozytywnych skutków. Hetman jeszcze raz powtórzył, że nie chce pokoju. Najpierw się „ściana ze ścianą uderzy, a jedna się obali i druga zostanie" 8 . Próby przekupstwa starszyzny kozackiej spełzły na niczym. W czasie rewidowania rzeczy posła znaleziono 7 W. T o m k i e w i c z, op. cii., s. 300. 8 Cyt. za: W. A. S e rc z y k, Na płonącej Ukrainie, op. cii., s. 2 1 4
pięćdziesiąt przywilejów. Kozacy rzucili się na Śmiarowskiego z bronią w ręku. Zabitego lub półżywego zakopano w ziemi. Według alternatywnej wersji zgładzono go z rozkazu hetmana. Sam Chmielnicki kilka miesięcy później utrzymywał, że nie było go już wtedy w Czehryniu, gdyż wyruszył wówczas na wojnę. Rzecz działa się 21 maja, w wigilię Zielonych Świątek. Jakby nie było, Smiarowski przypłacił swoją misję życiem. Lecz zanim doszło do tych tragicznych wydarzeń, zdążył powiadomić listownie króla o przygotowaniach do wojny i kontaktach Chmielnickiego z Moskwą, Tatarami i Turcją... W tym samym czasie, gdy na Ukrainę zdążało poselstwo króla polskiego z Kijowa, w przeciwnym kierunku, do Moskwy jechał wysłannik Chmielnickiego pułkownik Mużyłowski i patriarcha Jerozolimy, Pasiusz. Po przedstawieniu w Poselskim Prikazie przez Pasiusza prośby kozackiej o poddaniu się pod zwierzchnictwo cara, doszło do rozmów, w wyniku których car nie zamierzał wprawdzie wyprawić się zbrojnie na Polskę, co tłumaczył mającym moc pokojem polanowskim, ale jednocześnie zapraszał Kozaków pod swoje skrzydła, czego mu wspomniany traktat nie zabraniał 9 . W drodze powrotnej towarzyszyli Mużyłowskiemu posłowie carscy: Grigoryj Unkowski i Siemion Domaszniew. 19 kwietnia rozpoczęły się rozmowy w Czehryniu. Chmielnicki próbował skłonić Unkowskiego do zagwarantowania pomocy zbrojnej dla walczących Kozaków. Dowodził, że Kozacy są zwolnieni z posłuszeństwa Janowi Kazimierzowi, gdyż nie składali mu przysięgi. Lecz sprytny poseł nie dał się wciągnąć w zastawione sidła. Przeciwnie, sam uznał, że dzięki zwolnionym z cła dostawom zboża z Rosji Kozacy byli w stanie się wyżywić podczas pierwszego roku wojny. Przypomniał również odrzucenie przez cara prośby o pomoc 9 J. K a c z m a r c z y k , op. c/7., s. 94.
w stłumieniu powstania na Ukrainie, z jaką zwróciła się Rzeczpospolita. Dalsze rozmowy nie przyniosły oczekiwanych przez hetmana rezultatów. Niemniej jednak, mimo że car nie czuł się na tyle mocny, by mieszać się w wewnętrzne sprawy Polski, postanowił przygotować grunt przed podjęciem bardziej zdecydowanych kroków 10 . W odpowiedzi na kolejne poselstwo Chmielnickiego car zapewnił o swoim poparciu dla sprawy kozackiej. Nie chciał jednak otwarcie angażować się w konflikt z Rzeczpospolitą. Jako wymówka po raz wtóry posłużył mu traktat polanowski. Równie dużą aktywnością wykazał się Chmielnicki w zjednywaniu sobie sojuszników na południu. Już na przełomie listopada i grudnia 1648 roku wysłał nad Bosfor Filona Dzadzałego. List, który przysłał hetman zapewniał o... zamiarach poddania się pod władzę sułtana. „[...] racz Wasza Cesarska Mość zesłać baszów pogranicznych sylistryjskiego i białogrodzkiego, przy których byśmy przysięgę potwierdzili, poddawszy im to państwo do władzy, przez szable nabyte" 11 . W innym miejscu znowuż opisywał hetman swoje sukcesy w wojnie z Polską, a mianowicie odebranie z boskim wstawiennictwem „większej połowicy Królestwa Polskiego: Ukrainę, Białą Ruś, Wołyń, Podole ze wszystką Rusią aż po Wisłę [...]" n . O poddaństwie wszakże Chmielnicki nie myślał. Jego list miał na celu wymuszenie na sułtanie rozkazu nakazującego Tatarom opowiedzenie się po stronie kozackiej 13 . Hetman cel swój osiągnął i przy pomocy sułtańskich rozkazów, i dzięki własnej przebiegłości. Pisał bowiem listy do dostojników chańskich, w których donosił o obiecanej Polsce pomocy Szwedów i zamiarach Rzeczypospolitej uderzenia na Krym zaraz po pokonaniu Kozaków. Aby 10 Tamże, s. 95. " Cyt. za: J. K a c z m a r c z y k , op. cii., s. 96. 12 11 Cyt. za: J. K a c z m a r c z y k , op. cii., s. 9 5 - 9 6 . Tamże, s. 96.
nie przestraszyć sojusznika, podkreślał Chmielnicki, że „Szwedów jeszcze nie masz" 14 . W korespondencji znalazło miejsce przypomnienie wcześniejszych umów, aby wojsko tatarskie było gotowe na Zielone Świątki 15 . Już od czasu elekcji kontaktował się Chmielnicki z Siedmiogrodem. W pierwotnym zamyśle chciał popierać na tron polski Jerzego I Rakoczego. Lecz śmierć Węgra przekreśliła te plany. Tymczasem w liście adresowanym do Jerzego II hetman informował o przyczynach rezygnacji z poparcia węgierskiego kandydata. Jednocześnie zapewniał 0 niechęci do Jana Kazimierza i szansie wystąpienia przeciw królowi i Rzeczypospolitej wspólnie z Januszem Radziwiłłem, hetmanem polnym litewskim 16 . Na przełomie 1648 1 1649 roku Chmielnicki wyprawił do Rakoczego Jana Wyhowskiego. Jego zadaniem było skłonienie Siedmiogrodu do ataku na Polskę. Jednak wzajemna nieufność stron nie doprowadziła do wspólnej akcji. Czekano sposobniejszego czasu. Działalność dyplomatyczna Chmielnickiego zmierzała z jednej strony do uśpienia czujności Rzplitej i tym samym zapewnienia sobie spokojnej zimy, co się hetmanowi w pełni udało; z drugiej do okrążenia Polski przez nieprzychylnych j e j sąsiadów, a w najlepszym wypadku do zdobycia sobie pomocy militarnej. Jak wiadomo ten ostatni zamiar nie powiódł się w pełni. Ani Rosja, ani Siedmiogród nie były jeszcze przygotowane do konfliktu ze straszną bądź co bądź Rzeczpospolitą. W samym Siedmiogrodzie narodziła się opozycja wobec Jerzego II Rakoczego, przeciwna jego planom włączenia Siedmiogrodu do obozu protureckiego. Jeden z jej członków, magnat węgierski Ferenc Vesselenyi informował kanclerza Ossolińskiego o poczynaniach Rakoczego. Jedynie Tatarzy tak jak w roku 14 W. A. S e rc z y k, Na płonącej Ukrainie, op. cit., s. 207. 15 Tamże, s. 207. 16 Tamże, s. 183.
1648 stanęli przy Kozakach. Liczyli na bogate łupy i osłabienie Rzeczypospolitej. Jak się dowiemy z późniejszych wydarzeń, nie życzyli sobie również zbytniego wzrostu potęgi kozackiej. Osłabiona, lecz nie pobita Polska musiała liczyć tylko na siebie. Na sejmie koronacyjnym, odbywającym się w styczniu i lutym 1649 roku, nie podjęto uchwał mających na celu obronę państwa. Przeciwnie, doszło do sporów. Żądano sądu nad uciekinierami spod Piławiec. Do tego jednak nie dopuścił Ossoliński, chociaż nie obyło się bez przymówek i tłumaczeń. Powszechne poparcie jakim cieszył się regimentarz Wiśniowiecki było znane zarówno królowi jak Ossolińskiemu i obu niepokoiło. Pozostawienie funkcji hetmana w ręku zwolennika siłowego rozwiązania konfliktu, torpedowało misterną grę kanclerza. Zatem ostatniego dnia sesji, 9 lutego, król zdecydował się odebrać Wiśniowieckiemu buławę i zostawić ją dla siebie. Całe wydarzenie wyreżyserował kanclerz. On to bowiem polecił jednemu z posłów ziemi sandomierskiej zaproponować królowi zwierzchnictwo nad wojskiem. Oczywiście król powiadomiony zawczasu o planach Ossolińskiego zgodził się „[...] nic sobie milszego jako życzeniu wiernych i miłych poddanych swoich dosyć czynić" 17 . Sprytnie pomyślana zagrywka kanclerza osiągnęła cel. Monarcha mający pierwszeństwo w trzymaniu buławy hetmańskiej, nie złamał prawa. Jednocześnie nikt z posłów i senatorów nie śmiał protestować, do czego zapewne by doszło w przypadku nominacji kogoś spośród senatorów. Dopiero po powrocie do Warszawy, jakby bojąc się wotującej za Jeremim szlachty, nominował Jan Kazimierz jako głównego regimentarza Andrzeja Firleja, kasztelana bełskiego; Stanisława Lanckorońskiego, " Cyt. za: W. A. S e rc z y k, Na płonącej Ukrainie, op. cii., s. 196.
kasztelana kamienieckiego i podczaszego koronnego Mikołaja Ostroroga przydzielił mu do pomocy. Gdzieś między sporami i waśniami sejm uchwalił wystawienie 4420 żołnierzy i 14 000 wojska suplementowego. Ponadto liczono na pospolite ruszenie, które sejm nakazał zwołać królowi. Lecz, na ironię, w niektórych województwach rozwiązywano zeszłoroczne zaciągi. Przez okres rozejmu, wówczas kiedy Chmielnicki prowadził ożywioną grę dyplomatyczną, kaptując do swojego obozu sąsiednie państwa, w Rzeczypospolitej zajmowano się rzekomym spiskiem Janusza Radziwiłła i Jeremiego Wiśniowieckiego z Rakoczym przeciw Janowi Kazimierzowi 18 . W tydzień po wyjeździe Unkowskiego z Czehrynia, i zapewne po dostarczeniu na Krym listów mówiących o dniu i miejscu zebrania się wojsk chana krymskiego, król wydał pierwsze i drugie wici. Ustalono również zwołanie narady na 1 czerwca. Z grona senatorów wybrano tylko znaczniejszych (uległych?). Tematem miało być zebranie pospolitego ruszenia i obecność króla na wyprawie przeciw Kozakom. Podczas dyskusji niespodziewanie przyszła wiadomość o zabiciu Smiarowskiego. Jeżeli w umysłach senatorów i kanclerza Ossolińskiego tliła się choćby najmniejsza iskierka nadziei na pokój, wobec takiej wiadomości musiała prysnąć jak bańka mydlana. W obliczu niechybnej wojny zdecydowano się na udział króla w wyprawie. Jan Kazimierz nakazał stawić się senatorom z prywatnymi pocztami do Lublina, dokąd wyruszył 24 czerwca. Dwa dni przed rozpoczęciem narady (30 maja) Jeremi Wiśniowiecki wydał uniwersał, nakazujący szlachcie z województwa ruskiego stawić się zbrojnie do obozu w Wiśni 12 czerwca. Obawiając się, niesłusznie zresztą, że zebraną 18 J. W i d ą c k i , op. cii., s. 162.
szlachtę wojewoda ruski poprowadzi przeciw królowi wszczynając nową wojnę domową, Jan Kazimierz prosił nuncjusza de Torres, by odwiódł Jeremiego od tegoż zamiaru i interweniował w tej sprawie u papieża, cesarza i prymasa. Przerażony decyzją Jeremiego król przyśpieszył swój przyjazd do Lublina, w którym stanął już 3 lipca. Jeszcze przed wygaśnięciem rozejmu wojska polskie popędziły na Ukrainę. Regimentarz Firlej zainstalował się na Wołyniu w Ołyce, czym nie był zachwycony jej właściciel, kanclerz litewski Stanisław Albrycht Radziwiłł. Drugi regimentarz, Lanckoroński, operował ze swoją dywizją na Podolu. Janusz Radziwiłł zatrzymał się nad brzegiem Prypeci, skąd bacznie kontrolował poczynania Kozaków na Ukrainie. Pod koniec maja z Krymu wyruszył chan Islam Gerej III i idąc Czarnym Szlakiem podążył na spotkanie z Chmielnickim. Wojna została rozpoczęta!
WOJSKO I SZTUKA WOJENNA POŁOWY XVII WIEKU Rydel, muszkiet, kopia zwyciąstwa gotują A. M. Fredro Blisko szesnastoletnie panowanie Władysława IV nie zapowiadało zbliżających się klęsk 1648 roku. Zaraz po wstąpieniu na tron w 1632 roku król z energią zabrał się do reformowania polskiej armii. W wojnie z Rosją po raz pierwszy po stronie polskiej wystąpiła piechota cudzoziemskiego autoramentu, zwana „niemiecką". Zwerbowana z polskich chłopów i mieszczan stała się podstawą rekrutacji piechoty i dragonii aż do schyłku XVII wieku. Zaraz w tym samym roku zaczęto organizowanie artylerii. Zrezygnowano z dział długich, używanych w wojsku polskim od czasów Zygmunta Augusta, na rzecz dział średniej długości, kartaunów. Zaplanowano wybudowanie nowych arsenałów w Warszawie, Lwowie i Krakowie. Na półwyspie helskim rozpoczęto budowę twierdz: Władysławowa i Kazimierzowa. Na Ukrainie nad brzegiem Dniepru Wilhelm Beauplan kierował budową twierdzy kudackiej. On też z rozkazu Stanisława Koniecpolskiego ufortyfikował Brody. Nie zapomniano o rozwoju jazdy. Tu jednak nie wprowadzono wielkich zmian. Owszem, w szeregach polskiej
jazdy pojawili się arkebuzerzy i rajtaria, ale nadal pierwszoplanową rolę odgrywała husaria i jazda pancerna. Staraniem króla Władysława armie koronna i litewska były nowoczesne, dorównujące armiom zachodnioeuropejskim. Obok doskonale zorganizowanej i najlepszej w Europie jazdy stanął „lud ognisty", nowoczesna, dobrze wyszkolona piechota i artyleria. Krótkowzroczność i skąpstwo szlachty nie pozwalało utrzymywać liczniej armii stałej. W roku 1638 wojska kwarciane liczyły tylko 4900 żołnierzy, łącznie z załogami twierdz. Po pięciu latach zredukowano te liczbę do 4000. Tymczasem na Litwie poza załogami miast nie było stałej armii. Los zrządził, że w chwili decydującej próby zabrakło wodza, który mógł te nieliczne chorągwie poprowadzić do zwycięstwa. ARMIA KORONNA Sejm koronacyjny ustalił wielkość armii koronnej na 19 tysięcy żołnierzy. W tej liczbie znajdowały się wojska kwarciane i suplementowe. Zdając sobie jednak sprawę ze szczupłości tych sił, posłowie liczyli na wzmocnienie armii pospolitym ruszeniem i chorągwiami magnatów. Ta armia, w razie niepowodzenia akcji dyplomatycznej, miała stawić czoło Kozakom. Wobec dużego znaczenia piechoty zaporoskiej postanowiono zwiększyć liczebność tzw. ludu ognistego. Nowy komput miał zatem liczyć około 10 tysięcy piechoty i dragonii i tylko 8 tysięcy kawalerii. Ponadto przeważającą część armii zamierzano zorganizować według autoramentu cudzoziemskiego. Oprócz piechoty niemieckiej i dragonii przewidziano miejsce dla arkebuzerii i rajtarii 1 . Zaciąg do autoramentu narodowego należał do obowiązków rotmistrza. Zgodnie z literą prawa rotmistrz zgłaszał 1 J. Wimmer, Warszawa 1965, s. 60. Wojsko polskie w drugiej polowie XVII wieku,
otrzymany od króla list przypowiedni w sądzie grodzkim w rejonie, w którym miał czynić zaciąg, czyli go oblatował. Następnie cały wysiłek organizacji chorągwi spadał na wybranego przez rotmistrza porucznika. On zbierał odpowiednich ludzi i tworzył z nich jednostkę. Szlachcic przyjęty do chorągwi musiał stawić się w wyznaczonym przez rotmistrza miejscu z własnym pocztem. Poczet składał się zwykle z trzech ludzi, towarzysza i dwóch pocztowych. Niekiedy pocztowych było więcej, trzech lub czterech. W chorągwi znajdowało się zwykle 20 do 30 towarzyszy. Razem z pocztowymi wielkość chorągwi wahała się od 80 do 2 0 0 ludzi. Na czele chorągwi stał rotmistrz. Jednak często rotmistrzami byli królowie i magnaci. Dlatego praktycznie dowództwo nad chorągwią sprawował porucznik. Oficer dbał 0 uzbrojenie, pilnował regularnego wypłacania żołdu i zakwaterowania wojska w czasie zimy na tzw. hibemy. Drugie miejsce po poruczniku zajmował chorąży, noszący znak oddziału. Autorament narodowy obejmował jazdę ciężką, husarię 1 pancerną; jazdę lekką tatarską i wołoską oraz piechotę polską i węgierską. We wszystkich typach jednostek przyjęto jednolity podział władzy. W piechocie chorągiew liczyła 100 lub 150 ludzi i była podzielona na dziesiątki z dziesiętnikami na czele. Inaczej wyglądał zaciąg jednostek autoramentu cudzoziemskiego. Regimenty, które były własnością pułkowników, „wynajmowano" na służbę do zgłaszających się panów, magnatów, książąt i królów. Pułkownik podpisywał umowę, czyli kapitulację z zainteresowanym jego regimentem pryncypałem i przedstawiał mu swój oddział. Pułkownik nie tylko formował jednostkę, uzupełniał jej skład i dbał o uzbrojenie, ale również sądził żołnierzy. Mniejszą władzę nad wynajętym regimentem miał ten, na którego służbie oddział się znajdował. Praktycznie jego władza
sprowadzała się do kontroli stanu uzbrojenia i liczebności wojska, w zamian za żołd miał prawo wymagać służby bez dodatkowych opłat za bitwy. W przypadku wykruszenia się żołnierzy zadaniem mocodawcy było uzupełnienie szeregów jednostki 2 . Zaciąg do regimentów autoramentu cudzoziemskiego odbywał się metodą tzw. „wolnego bębna" w dobrach królewskich i kościelnych. Specjalnie wyznaczani do tego zadania oficerowie pojawiali się we wsi czy miasteczku i biciem w bęben ogłaszali werbunek. Następnie razem z ochotnikami wracali do miejsca stacjonowania regimentu. Tam rekrutów ubierano w barwę, czyli mundur i wyposażano w broń. A później zaczynały się ćwiczenia i trud codziennej służby. Nierzadko sprawność żołnierzy pozostawiała wiele do życzenia. Powodem była źle rozumiana oszczędność i pośpiech. Regiment piechoty, tak jak i kawalerii cudzoziemskiego autoramentu, składał się ze sztabu i kompanii. W sztabie czołowe miejsce zajmował pułkownik i podpułkownik. Oprócz nich znajdował się tam major, kwatermistrz i wachmistrz. Ponadto sekretarz, chirurg, kapelan, profos — dowódca żandarmerii, kilku doboszów, trębaczy i sierżantów. W regimencie nie mogło być mniej niż cztery 3 kompanie. Zwykle jednak ich liczba wahała się miedzy 8 a 12, co dawało w regimencie około tysiąca żołnierzy 4 . W każdej z nich znajdował się podobny sztab do regimentowego. Tu jednak najwyższy rangą był dowódca kompanii — kapitan. Pozostałe stanowiska zajmowali: porucznik, chorąży, felczer, zbrojmistrz, furier oraz kaprale. Kompania liczyła od 90 do 120 żołnierzy. Tymczasem zaciągi szły opornie. A to brakowało pieniędzy, a to czekano na listy przypowiednie. Nie śpieszono się 2 Tamie, s. 25. 3 Tamże, s. 27. 4 R. R o m a ń s k i , Beresteczko 1651, Warszawa 1994, s. 23.
też z przygotowaniem wykazu jednostek i zbieraniem podatków. Cudzoziemcy nie garnęli się do polskiej służby, w czym czynny udział mieli agenci szwedzcy. Szwedzi już pod koniec lat 40. nosili się bowiem z zamiarem zaatakowania Polski, zależało im na osłabieniu Rzeczypospolitej. W końcu w armii koronnej znalazł się tylko jeden regiment pieszy pułkownika Krzysztofa Houvaldta 5 , notabene Szweda. W wyniku zaistniałych trudności i opieszałości polskich urzędów na kampanię udało się zebrać tylko 10 tysięcy żołnierzy. Z taką „siłą" regimentarze wyruszyli na Ukrainę. W skład wojsk koronnych weszły chorągwie pancerne i husaria oraz regimenty arkebuzerów, rajtarii, dragonii, piechoty polskiej i niemieckiej. Razem po odliczeniu tzw. ślepych porcji i pocztów pod Zbarażem znalazło się 9000 żołnierzy i około 6000 czeladzi. Husaria liczyła 1800 koni podzielonych na 19 chorągwi. W tej liczbie znalazło się 5 chorągwi prywatnych. Uzbrojenie husarzy składało się ze zbroi folgowych, przykrywającej tylko gómą część ciała. Często łączono ją z kolczugą. Zamożniejsi mogli sobie pozwolić na zbroję karacenową, złożoną z nitowanych łusek. Na głowę husarz zakładał szyszak z nakarczkiem, nosalem, daszkiem i policzkami. Uzbrojony w długą, dochodzącą do 5,5 metra kopię, husarz stanowił poważne zagrożenie dla atakowanej jazdy czy piechoty. Oczywiście sama kopia nie zapewniała powodzenia w walce, stąd husarz wyposażony był w koncerz, szablę, czekan, służący do rozbijania zbroi przeciwnika. Oprócz broni białej w olstrach trzymano pistolety lub bandolet. Rotmistrzowie i porucznicy dowodzący poszczególnymi chorągwiami nie mieli kopii. Posiadali za to buzdygan, znak oficerskiej szarży, który mógł służyć również jako broń. Ozdobieni skrzydłami i lamparcimi 5 J. W i m m e r, op. cii., s. 61.
lub wilczymi skórami jeźdźcy, dosiadający silnych koni, dzielili się na stu- lub dwustukonne chorągwie. Na jej czele stał wspomniany wcześniej rotmistrz, częściej porucznik, a zastępcą był namiestnik lub w sporadycznych przypadkach chorąży. Chorągwie pancerne, zwane również kozackimi stanęły w obozie zbaraskim w liczbie 65 (31 prywatnych), co dało około 6200 żołnierzy uzbrojonych w pancerz — kolczugę, misiurkę i okrągłą tarczę, kałkan. Broń zaczepną stanowił bandolet, pistolety, łuk lub kusza oraz szabla. Dodatkową bronią była rohatyna, czyli krótka dzida. Pancerni to jazda typu średniozbrojnego, liczniejsza, lecz słabiej uzbrojona od husarii. Niemniej jednak doskonale sprawdzała się w walkach z Tatarami i Kozakami. Te wspomniane wyżej typy jazdy wchodziły w skład autoramentu narodowego. Uzupełniała je jazda lekka wołoska lub tatarska. Uzbrojeni w szable, łuki i pistolety, czasem rohatyny, jeźdźcy ci służyli zwykle do zadań patrolowych i rozpoznawczych. Chorągwie jazdy lekkiej liczyły na ogół od 100 do 150 koni. Kawaleria cudzoziemskiego autoramentu dzieliła się na dwa typy: arkebuzerię, czyli jazdę ciężką, i jazdę lekką, rajtarię. Uzbrojeniem arkebuzerów była zbroja płytowa — kirys, hełm z dużymi policzkami i daszkiem. Broń zaczepną stanowił arkebuz, czyli krótki muszkiet, rapier lub szabla i pistolety. Arkebuzeria mimo tego że była jazdą obcego autoramentu, zaciągana była w przeciwieństwie do rajtarii systemem towarzyskim 6 . Rajtarzy bowiem tworzyli podobnie jak piechota niemiecka i dragoni regimenty. Rajtar uzbrojony był w rapier i pistolety. Nie miał na sobie zbroi tylko skórzany kaftan, głowę chronił kapelusz. 6 Tamże, s. 275.
Piechota dzieliła się na trzy typy: węgierską, niemiecką i dragonię. Piechota węgierska uzbrojona została w muszkiety, rusznice, szable i krótkie toporki. Dziesiętnicy oprócz szabel mieli halabardy, oficerowie natomiast pistolety i szable. Mundur piechura stanowił długi niebieski żupan, czerwone spodnie i wysokie buty. Pod żupan zakładano czerwone katanki. Głowę piechur nakrywał kapturem. Nieco inaczej prezentowała się piechota autoramentu cudzoziemskiego nazywana niemiecką. Przede wszystkim głównym uzbrojeniem był muszkiet lontowy i długa na 4,5 metra pika. To właśnie piki broniły piechotę przed szarżą jazdy. Niemniej jednak większość oddziału stanowili muszkieterzy (2/3) 7 . Strój piechura niemieckiego składał się z luźnych kurt, pludrów, pończoch i trzewików. Na głowach nosili hełmy lub kapelusze. Trzecim typem piechoty była dragonia. Dragoni poruszali się konno. Po przybyciu na pole walki, walczyli pieszo, ostrzeliwując przeciwnika z okopu lub zza koni. Uzbrojeniem dragoni i był muszkiet lub pika i szabla. Krój munduru był zachodni, podobny do piechoty niemieckiej. Było to wygodniejsze przede wszystkim w jeździe konnej. REGIMENTARZE Na czele armii koronnej stali hetmani: wielki i polny. Jednak tragiczne wydarzenia roku 1648, porażka nad Żółtymi Wodami, a przede wszystkim klęska pod Korsuniem, a w jej wyniku pojmanie obu hetmanów sprawiło, że armia koronna pozostała bez dowódców. Wobec tego kanclerz Ossoliński mianował trzech regimentarzy, zapominając o hetmanach litewskich. W tym czasie na czele 7 R. R o m a ń s k i , op. cii., s. 2 4 , J. Wimmer w pracy pt.: Wojsko polskie w połowie XVII wieku podaje stosunek muszkieterów do pikinierów jako 2:1.
wojska litewskiego stał Janusz Kiszka, hetman wielki, i Janusz Radziwiłł, hetman polny. Ten pierwszy był człowiekiem starym i schorowanym, trudno było zatem liczyć na jego udział w kampanii. Pozostawał jednak Janusz Radziwiłł, człowiek bystry, doświadczony i znający pryncypia strategii. Trudno dociec, jakby się potoczyła kampania, gdyby na czele wojska stanął Radziwiłł. Wiadomo natomiast, że lepiej nadawał się do roli dowódcy niż którykolwiek z trzech regimentarzy. Niemniej jednak zwyczaj powierzania wojsk koronnych hetmanom litewskim został złamany. W latach 1648 i 1649 najważniejsze funkcje w wojsku koronnym sprawował regimentarz. Tytuł regimentarza pojawił się jeszcze w wieku XVI. Zwykle wybierano regimentarzy w zastępstwie hetmanów w czasie ich nieobecności czy to z powodu choroby, śmierci, czy niewoli. Władza regimentarza była taka sama jak hetmańska, z jednym wszakże wyjątkiem. W przeciwieństwie do hetmańskiej była tymczasowa. Wynikało to z zasady dożywotności hetmańskiej rangi. Stąd regimentarz po powrocie hetmana do zdrowia lub z niewoli składał swój urząd. W latach 1648-1649 było sześciu regimentarzy. Najpierw tę funkcję sprawowali Zasławski-Ostrogski, Ostroróg i Koniecpolski. Wodzowie mierni, pozbawieni koncepcji prowadzenia działań wojennych i antycypacji poczynań przeciwnika. Nie potrafili wzbudzić zaufania własnych żołnierzy i wyrobić powagi urzędu. Wszystkie wspomniane cechy ujawniły się w niesławnej bitwie pod Piławcami. Uciekając z pola bitwy potwierdzili krążące po Polsce naganne opinie szlachty na ich temat. Następne nominacje były o wiele trafniejsze. Regimentarzami zostali wojewoda ruski Jeremi Wiśniowiecki i kasztelan bełski Andrzej Firlej. Wiśniowiecki jednak nie długo cieszył się buławą regimentarską, został bowiem jej pozbawiony w styczniu 1649 roku przez nowo obranego
króla, Jana Kazimierza. Dokonany przez monarchę następnego miesiąca wybór, obok Andrzeja Firleja postawił w gronie regimentarzy Stanisława Lanckorońskiego i Mikołaja Ostroroga. Kim byli ci trzej mężowie, którzy zdaniem króla mieli uratować Rzeczpospolitą? Najważniejszym regimentarzem był kasztelan Firlej. Człowiek stary, ale dzielny i z n a j ą c y wojenne rzemiosło. Najbliższa przyszłość miała j e d n a k pokazać, że brakowało mu pewności siebie i konsekwencji w działaniu. T y m samym nie potrafił doprowadzić do końca swoich zamierzeń, w c z y m r ó w n i e ż przeszkadzał mu brak autorytetu. Postępując raz zgodnie z rozkazami króla, raz zgodnie ze swoim s u m i e n i e m , miotał się po Wołyniu b e z ł a d u i składu, wywołując w wojsku panikę i potęgując dezercję. Nie bez znaczenia na morale prowadzonego wojska miało wyznanie regimentarza. Rzecz wydawałoby się błaha, lecz w realiach kontrreformacji XVII wieku odgrywająca istotną rolę. Firlej był kalwinem. W ó d z kalwin mógł zdaniem żołnierzy sprowadzić na armię gniew boży. Drugi starszeństwem po Firleju był kasztelan kamieniecki Stanisław Lanckoroński, „dobry żołnierz, ale zły dowódca", jak napisał o nim Kubala. Częste spory z Firlejem i odmienne zdanie o celach i przebiegu kampanii tylko podkopywały autorytet obu dowódców i rozprzęgały dyscyplinę. Czas mitrężono na kłótnie, nikt z regimentarzy nie myślał o zdobyciu wiadomości o nieprzyjacielu. Drobne sukcesy w pierwszych dniach kampanii nie mogły zamazać tego wrażenia. Trzeci regimentarz, podczaszy wielki koronny Mikołaj Ostroróg, nie miał ani doświadczenia jako wódz, ani jako żołnierz. Wprawdzie był już raz regimentarzem, ale niefortunna kampania 1648 roku i bitwa piławiecka nie mogły mu dodać chwały i doświadczenia. Toteż takiego nie posiadał. Bardziej nadawał się na polityka niż żołnierza,
wykształcony mąż stanu, nieprzypadkowo został nazwany przez Chmielnickiego „łaciną". Mimo licznych wad, żadnemu z nich nie można było odmówić odwagi. Każdy z regimentarzy walczył pod Zbarażem nie oglądając się na trud i niebezpieczeństwa. Nieformalnym, lecz rzeczywistym dowódcą obrony Zbaraża był Jeremi Wiśniowiecki. Wojewoda ruski lepiej rozumiał wojnę od regimentarzy. Był przebojowym, pewnym swoich decyzji człowiekiem. Stąd nie zwykł wahać się i zawracać z raz obranej drogi. Mimo to jego decyzje były przemyślane i trafne. Znał Kozaków zarówno jako ich dowódca, jak i pogromca. Na pierwszą wyprawę wojenną wyruszył w 1633 roku przeciw Rosji. Razem z kasztelanem kamienieckim Aleksandrem Piasoczyńskim przeprowadził akcję dywersyjną na terytorium moskiewskim. Po pięciu latach wyruszył przeciw Kozakom. Walczył z Kozakami Ostrzanina w powstaniu z roku 1638. U boku hetmana Koniecpolskiego pokonał Tatarów pod Ochmatowem w 1644. Znał więc taktykę zarówno kozacką, jak tatarską i umiał wykorzystać jej słabe strony. Potrafił rozbić pędzący czambuł i zdobyć tabor kozacki. Dotychczasową walką z Kozakami zjednał sobie przychylność jednych i nienawiść drugich. Oskarżany przez kanclerza, że działa wbrew interesom Rzeczypospolitej, lecz miłowany przez szlachtę przedstawiany był jako jedyny godziwy kandydat do buławy. Wbrew zdaniu wielu historyków trudno temu zaprzeczyć. Jednak postać Wiśniowieckiego wzbudza nadal wiele kontrowersji. Jako że książę był głównym dowódcą obrony Zbaraża należy mu się przyjrzeć bliżej. Po bitwach żółtowodzkiej i korsuńskiej Rzeczpospolita pozostała bez dowódców i armii. Jednakże znajdujący się na Zadnieprzu Jeremi wierzył, że chociaż chorągwie hetmańskie zostały rozbite, to żołnierze powinni kręcić się po okolicy. Postanowił przejść na prawy brzeg Dniepru,
zebrać rozproszone oddziały i wzmocniwszy się w ten sposób uderzyć na Chmielnickiego. Rozumiał to dobrze również buntowniczy hetman. Kozacy zagarnęli i zniszczyli promy i łodzie. Na ruskim 8 brzegu Dniepru krążyły kozackie sotnie, by bronić księciu przeprawy. Niezrażony tym Jeremi postanowił przejść rzekę w jedynym możliwym miejscu, kierując się na położony na północy Czernihów. Zaczynał się marsz, który nazwano „podobnym gdzieś z Egiptu Mojżeszowym torem". Oprócz Jeremiego i jego chorągwi Zadnieprze żegnały rodziny szlacheckie i żydowskie. Kiedy jeszcze Wiśniowiecki nie opuścił swojego „państwa", zachęcone powodzeniem buntu powstawały masy chłopskie na samym Zadnieprzu. Położenie księcia wydawało się beznadziejne. Odcięty od serca Rzeczpospolitej przez tryumfujących Kozaków, siedział na swoim Zadnieprzu jak na beczce z prochem. Wystarczyła tylko iskra, by rozbudzić gorącą krew ukraińskich chłopów. A wobec dzikich mas nawet dobrze zorganizowana karna dywizja mogła nie wystarczyć. Trzeba było nie tylko myśleć o tym jak poskromić Chmielnickiego, ale przede wszystkim jak wyprowadzić jedyną jak sądził książę wartościową jednostkę w Koronie w bezpieczniejsze kraje. Rozumiał też, że kiedy hetmani dostali się do niewoli należało wybrać wodzów, wokół których rozpocznie się organizacja nowego wojska. Idąc na północ przez nieprzebyte lasy, atakowany przez Kozaków, dotarł Jeremi do Czemihowa. Tam przeprawił się przez Desnę i ruszył ku Dnieprowi. Przekroczywszy rzekę wstąpił Wiśniowiecki w krainę bagien poleskich. Liczne strumyki, rzeczki i błota nie zatrzymały księcia. Owszem, opóźniły jego dywizję. Niemniej jednak z końcem czerwca wszedł książę w kraj objęty wojną. 8 Prawy brzeg Dniepru nazywano ruskim, lewy tatarskim.
Tymczasem wybrano regimentarzy i rozpoczęto pertraktacje z Chmielnickim. Odsunięcie Wiśniowieckiego od regimentarstwa miało zdaniem Zbigniewa Wójcika zapobiec „zaprzepaszczeniu jakiejkolwiek rozsądnej polityki wobec powstańców ukraińskich" 9 . Pominięty w regimentarstwie Jeremi, pozbawiony posiłków, których niechybnie spodziewał się od Rzeczypospolitej, nie mógł rozpocząć walki z liczniejszym i silniejszym przeciwnikiem. Pozostawało wycofać się do Zbaraża i w gnieździe rodzinnym doczekać pomyślniejszych czasów. Napotkane oddziały kozackie znosił sam lub przy pomocy swoich pułkowników. Szedł więc za nim lament chłopski i dziękczynne głosy ratowanej szlachty i Żydów. Pod Konstantynowem po dwakroć rozgromił Kozaków pułkownika Krzywonosa szarżą, którą według Pawła Jasienicy „mógł się zadziwić tylko słabo rozgarnięty oficer, rębajło szlachecki lub mówca odpustowy" 10 . Lecz bitwa zakończyła się patem, a to z przyczyny niezdecydowania wojewody Janusza Tyszkiewicza. On bowiem odradzał księciu zdobycie taboru. Wzięci jeńcy kozaccy przyznawali, że gdyby szturm na tabor miał miejsce, złamałby opór Kozaków, którzy dla ratowania własnej skóry pewnie oddaliby i Krzywonosa. Niemniej jednak to Kozak pozostał na placu boju, książę szedł na zachód do Zbaraża. Bitwa konstantynowska pokazała, że liczniejsze wojska kozackie nie mogły sprostać ćwiczonym w sztuce wojennej żołnierzom. Ta krytykowana przez Jasienicę szarża nastąpiła po wpuszczeniu jazdy kozackiej na błonie odgrodzone od głównych sił Krzywonosa wąską przeprawą na Słuczy. Zaraz potem Jeremi rozkazał piechocie i działom ostrzeliwać bród tak, by nie przepuściły więcej mołojców. Na tych, którzy byli po „polskiej" stronie rzeki uderzył Jeremi 5 10 Z. W ó j c i k, Dzikie pola w ogniu. Warszawa 1961, s. 178. P. J a s i e n i c a , Rzeczpospolita gnum, Warszawa 1986, s. 31. Obojga Narodów, Calamitatis Re-
całą jazdą. Krzywonos dał się zaskoczyć w ten sposób jeszcze dwukrotnie. Za ostatnim razem jazda Jeremiego dotarła aż do taboru, przy którym gdyby nie wojewoda Tyszkiewicz, doszłoby do rzezi Kozaków. We wrześniu 1648, kiedy stało się jasne, że rokowania nie przyniosą spodziewanego efektu, wojsko polskie zaczęło ściągać do obozu regimentarzy pod Gliniany. Tymczasem Jeremi nie stanął w obozie regimentarzy. Zakwestionował wybór Glinian jako miejsca zbyt oddalonego od teatru działań wojennych. W zamian zaproponował Czołhański Kamień, położony między Zbarażem i Starym Konstantynowem. Miejsce, które wybrał Jeremi zdaniem Tomkiewicza zamykało drogę wojskom kozackim do województw ruskiego wołyńskiego i lubelskiego. Jednocześnie broniło prywatnych dóbr księcia. Nie ulega jednak wątpliwości, że obóz pod Glinianami tego bezpieczeństwa nie zapewniał. Dopiero w pierwszych dniach września zmuszeni sytuacją regimentarze przybyli w pobliże obozu Wiśniowieckiego. Niestety, dalej nie doszło do połączenia między obu wojskami. Dopiero mediacje, na które zdecydowały się obie strony przyniosły skutek i 11 września obozy zostały połączone. Obóz tętnił optymizmem i... bałaganem. Nikt nikogo nie słuchał, nikt nie wiedział, jak postępować. Zdecydowano się w końcu ruszyć ku Kozakom, którzy założyli warowny obóz w dogodnym do obrony miejscu pod Piławcami. Polacy zmuszeni zostali rozłożyć się na niewygodnych pozycjach. Sześć obozów nie miało z sobą kontaktu, brakowało wody i jednolitego dowództwa. Jednak 20 września chaotyczny i niezorganizowany atak polski zakończył się zdobyciem dzielącej oba wojska grobli. Następnego dnia bitwą miał dowodzić sam Jeremi. Tymczasem do bitwy nie doszło. Regimentarze robili wszystko, by nie doprowadzić do rozstrzygnięcia tego dnia. Czyżby bali się, że sława spadnie na samego księcia?
Kolejny dzień minął spokojnie. Dopiero 23 września Chmielnicki sprawił szyk i ruszył do ataku. Trwoga wstąpiła w serca polskie. Jedni uciekali, inni stali w miejscu, tylko chorągwie Kisiela, a z nimi Wiśniowieckiego i Koniecpolskiego uderzyły na Kozaków. Bitwa nie zakończyła się rozstrzygnięciem. Wieczorem odbyła się narada regimentarzy, która jednak nie przyniosła owoców. Aczkolwiek możliwe jest, że wówczas postanowiono wycofać się spod Piławiec do Konstantynowa, by tam czekać na Kozaków. W nocy z 23 na 24 września, kiedy planowano rozpocząć odwrót, obóz polski opanowała panika. Poczęto krzyczeć, że wodzowie uciekają! Zasławski i Koniecpolski opuścili wojsko jako pierwsi, za nimi uciekał Ostroróg. Kisiel i Wiśniowiecki zostali. Lecz w ślad za regimentarzami poszło wojsko. Porzucano tabory, bogate sprzęty, „srebra stołowe, splendory, namioty, pieniądze" i inne cenne rzeczy dostały się w ręce Kozaków. Jako jedni z ostatnich wycofali się Jeremi i orędownik pokoju Adam Kisiel. Działanie Wiśniowieckiego niezaprzeczalnie kolidowało z rozkazami regimentarzy, ale nie szkodziło bezpieczeństwu Rzplitej. Wydaje się, że kroki podjęte przez regimentarzy stawiały sobie za cel unikanie Chmielnickiego. Zasławski pisał w liście do podkanclerzego Leszczyńskiego „[...] zatrzymam się pod Gliniany, częścią dlatego, abym ruszeniem moim do zdecydowania się na wszystko nieprzyjaciela nie przywiódł [...]"". Jeremi niewątpliwie kierował się sytuacją militarną. Życzył sobie szybkiego rozbicia kozackiej armii i w tym widział możliwość sukcesu. Główny winowajca klęski piławieckiej, regimentarz Zasławski, nie zatrzymał się we Lwowie, tylko pędził w głąb Rzeczypospolitej, do Rzeszowa lub Tamowa. W jego ślady poszedł również Koniecpolski. Ostroróg usłuchał próśb mieszczan i został w mieście, obiecując go bronić. " W. A. S e rc zy k, Na płonącej Ukrainie, op. cii.. Warszawa s. 125. 1998,
Wątpił jednak w skuteczność obrony. Jego wątpliwości nie były pozbawione sensu, gdyż wojsko nie chciało go słuchać, oznajmiając, że wybierze sobie nowego wodza. Wodzem tym miał być książę Wiśniowiecki. Ale Jeremi odmówił przyjęcia buławy, zaznaczając, że mianowany regimentarz jest w mieście. 28 września w kościele bernardynów odbyła się narada, na którą Ostroróg zaprosił wszystkich znaczniejszych oficerów. Burzliwe obrady wśród krzyków, przekleństw i wymysłów zakończyły się oddaniem buławy regimentarskiej księciu, wojewodzie ruskiemu Jeremiemu Wiśniowieckiemu. Ten znowu nie chciał przyjąć władzy, obawiając się oskarżenia o zagarnięcie dowództwa bez zgody stanów Rzeczypospolitej. Lecz jedna ze szlachcianek rzuciła do nóg książęcych bogactwa panien Karmelitanek, zaklinając i prosząc księcia, by objął dowództwo. Prośbę szlachcianki poparły liczne głosy żołnierzy, tak więc książę przyjął buławę z rąk Ostroroga, prosząc go przy tym, by pozostał przy nim jako drugi regimentarz. Lecz 5 października gruchnęła po mieście wiadomość, że Wiśniowiecki zabrał pieniądze, wojsko, i... uciekł. Niezadowolenie i złość mieszczan na księcia sięgnęła zenitu, czuli się oszukani. Tymczasem Jeremi rzeczywiście opuścił miasto i kierował się na północ, w stronę Zamościa. Po drodze zniósł oddział tatarski. Wysłał też wiadomość do Lwowa z ostrzeżeniem przed zbliżającym się nieprzyjacielem. Do obrony wyznaczył Wiśniowiecki dragonów, piechotę niemiecką i załogę zamku. Razem około 225 ludzi. Liczył też książę na czynny udział 1500 mieszczan. Obroną miał dowodzić generał artylerii Krzysztof Arciszewski. Ten jednak zrzekł się dowództwa na rzecz burmistrza Grozwayera. Wróćmy do zachowania księcia, które wywołało burzę protestów tak współcześnie, jak i dzisiaj. W liście do prymasa pisał Jeremi, że miasto nie miało odpowiedniej liczby wojska, by obronić się przed nieprzyjacielem. Obiecał
jednak, a wraz z nim Ostroróg i inni dygnitarze, wrócić z odsieczą pod Lwów i uratować miasto. Takie tłumaczenie prof. Władysławowi A. Serczykowi wydaje się niedorzeczne. Profesor nie wątpi przy tym, że Wiśniowiecki wydał bezbronne miasto w ręce nieprzyjaciela. Tego samego zdania jest Władysław Czapliński, który dopatruje się przyczyny opuszczenia Lwowa w zbliżającym się sejmie elekcyjnym. Jeremi nie chciał, by wybór króla odbył się bez jego udziału. W innym świetle widzą całą rzecz profesorowie Tomkiewicz i Widacki. Ich zdaniem Jeremi czuł się odpowiedzialny za ratowanie nie tylko Lwowa, ale całej Rzeczypospolitej. Armia, którą dysponował książę stanowiła jedyną zorganizowaną siłę zbrojną w Koronie. Lwów leżał na uboczu drogi na Warszawę. Do oblężenia miasta, które mogło trwać parę miesięcy, wystarczyło wyznaczyć szczupłe siły. W tym czasie Chmielnicki główną kolumną mógł uderzyć na ogołocone z wojska centrum kraju. Tymczasem na północy znajdowała się twierdza o wiele mocniejsza niż Lwów. Był to Zamość. Idąc do tego miasta, Wiśniowiecki spodziewał się też zebrać niewielkie chorągwie i wyborową piechotę pomorską Weyhera. Profesor Tomkiewicz twierdzi, że „opuszczenie Lwowa i pozostawienie sobie swobody działania było ze strony Wiśniowieckiego nie tylko nie karygodnym postępkiem, lecz jedynym wyjściem z sytuacji" 12 . Trudno nie zgodzić się ze zdaniem profesora. Podobnie uważa Ludwik Kubala. Chmielnicki, jak wiadomo, obiegł Lwów, ale go nie zdobył, zadowalając się okupem. Pociągnął za to na Zamość, najpotężniejszą obok Kudaku twierdzę siedemnastowiecznej Polski. Lecz Jeremi Wiśniowiecki zaopatrzył miasto w żołnierzy i żywność. Dodatkowo załogę wzmocniła piechota kasztelana elbląskiego Weyhera. Dobrze 12 W. T o m k i e w i c z, op. cii, s. 256.
przygotowane miasto czekało na Chmielnickiego, który zbliżał się ku niemu. Wiśniowiecki jednak znowu opuścił miasto, zabierając ze sobą jazdę niepotrzebną w czasie oblężenia twierdzy, a nawet przeszkadzającą. Owszem, mogła się ona przydać do działań zaczepnych i podjazdowych na tyłach nieprzyjaciela. Tak przedstawiało się doświadczenie Wiśniowieckiego w kampanii 1648 roku. Jeremi całą swoją energię poświęcił wojsku i na tym polu oddał krajowi usługi. Czy jego działania i decyzje były „marcepanem" sztuki wojennej? Na pewno przyniosły powodzenie. Niewątpliwie natomiast najpiękniejszą kartę swojej biografii zapisał Jeremi w okopach Zbaraża i na polach Beresteczka. One też wzbudzają najmniej kontrowersji w ocenie historyków. „Los nie pozwolił mu nigdy stanąć dłużej na czele wojska, co było marzeniem jego życia, toteż w rezultacie nie możemy należycie ocenić jego zdolności strategicznych. Wszystko jednak co zdziałał jako wódz, świadczyło wyraźnie, iż Rzplita mogła w nim mieć godnego następcę hetmana Koniecpolskiego" 13 . Nad regimentarzami stał zwierzchnik wojsk Rzeczypospolitej król Jan Kazimierz. Monarcha w chwili zasiadania na polskim tronie miał za sobą liczne kampanie, w tym smoleńską (1633-1634). Walczył również w wojskach cesarskich w czasie wojny XXX-letniej. Odważny, pełny niespożytej energii, świadomy swoich umiejętności i doświadczenia, kierujący się racjonalnym postępowaniem król spełniał warunki, które predestynowały go do miana wodza. Znakomite zwycięstwa pod Beresteczkiem (1651) i Warszawą (1656) zdają się potwierdzać powyższą opinię. Z drugiej strony wydarzenia spod Zborowa (1649) i Żwańca (1653), kiedy to król wraz z armią pozwolił 13 Tamże, s. 387.
zaskoczyć się wojskom nieprzyjaciela podczas przeprawy, podkopują dobrą opinię. Niemniej jednak doświadczenie, dążenie do połączenia różnych formacji wojskowych i umiejętne ich wykorzystanie w terenie stawiało króla w pozycji potencjalnego zwycięzcy. Szkoda tylko, że nie zawsze umiał to wykorzystać, ponoszony fantazją i gorącą krwią. W lipcu 1649 roku Jan Kazimierz wyruszał na pierwszą wyprawę w roli naczelnego wodza, był to więc jego chrzest bojowy. Oprócz wymienionych postaci głównymi aktorami wydarzeń lata 1649 roku byli generałowie artylerii: Krzysztof Przyjemski, dowódca piechoty; a w armii królewskiej Krzysztof Arciszewski, admirał floty holenderskiej i obrońca Lwowa z zeszłego, 1648 roku. Nie można zapomnieć 0 kanclerzu Jerzym Ossolińskim, który pod Zborowem występował w roli dowódcy i polityka. Wspomnieć też wypada Aleksandra Koniecpolskiego, syna sławnego hetman, który pod Zbarażem miał zmyć piławiecką hańbę; dwóch braci Sobieskich, Marka i Jana, z których każdy walczył w innej armii. Marek u boku Wiśniowieckiego odpierał kozackie szturmy, Jan pod okiem króla zdobywał doświadczenie na polach Zborowa. KOZACY I TATARZY Kozacka organizacja wojskowa wykształciła się na przełomie XV i XVI wieku nad dolnym Dnieprem. Wówczas to na skutek narastających obciążeń pańszczyźnianych uciekali nad Dniepr chłopi. Rusini, Wielko- i Małopolanie, a także Mołdawianie, Wołosi i Niemcy znaleźli na Ukrainie krainę szczodrze obdarzoną przez naturę. Przebywając w stepach od wiosny do jesieni uprawiali ziemię, polowali 1 hodowali zwierzęta. Wraz z nadejściem zimy porzucali gospodarkę i wracali do ukraińskich miast. Ale oprócz chłopów przybywały tu również jednostki ścigane przez
prawo, nierzadko szlachta czy nawet arystokracja. Na Dzikich Polach nie było zatem bezpiecznie. Pomijając fakt ciągłego bezhołowia, dużym zagrożeniem dla dobyczników były najazdy tatarskie. Pojedynczy gospodarze czy małe ich grupy nie były w stanie skutecznie obronić się przed niespodziewanymi napadami. Tatarzy zaś wietrząc na Ukrainie łatwy łup często wpadali na ziemie ruskie. Aby zaradzić temu niebezpieczeństwu organizowano oddziały zbrojne zwane watahami. Dobycznicy z czasem stali się groźną dla sąsiadów siłą. Tatarzy już nie grasowali bezkarnie po Ukrainie, lecz napotykali na opór. Wreszcie Kozacy sami zaczęli wyprawiać się na Krym i na Morze Czarne po tzw. „dobro tureckie". Ich rozbójnicze, nierzadko brawurowe wyprawy, ale i niezależność nadały im miano Kozaków. Słowo „kozak" pochodzące z języka turko-tatarskiego 14 oznaczało junaka, rozbójnika i zuchwalca. W wieku XVI powoli następowało zróżnicowanie Kozaczyzny. Część z nich została zmuszona do opuszczenia miast i osiedlenia się w stepach. Część przeszła na żołd magnaterii, zasilając szeregi ich prywatnych wojsk. Za panowania Zygmunta Starego pojawiły się pomysły wykorzystania Kozaków w służbie Polski. Wówczas to Ostafi Daszkiewicz na sejmie w 1533 roku proponował powołać 2000 Kozaków i trzymać ich dla postrachu nad Dnieprem. Jednak pierwszy rejestr powstał dopiero w 1572 roku z polecenia Zygmunta Augusta. Wtedy zaciągnięto do służby 300 Kozaków. Od tej pory część Kozaków służyła królowi i Rzeczypospolitej. Niestety, częste zmiany rejestru, a przede wszystkim wypisywanie z niego Kozaków, stały się początkiem nieporozumień i konfliktów. Ci, którzy nie dostąpili zaszczytu wpisania do rejestru, a także ci którzy z rejestru zostali usunięci czuli się oszukani i pokrzywdzeni. 14 Z. W ó j c i k , Dzikie pola..., op. cit., s. Wojny kozackie w dawnej Polsce, Kraków 10; również: Z. W ó j c i k , 1989, s. 3.
Dodatkowo sytuację komplikowały wyraźne zakazy wypraw na Morze Czarne i Krym po „dobro tureckie", co oczywiście nie podobało się Kozakom. Do tego wszystkiego wzrosła anarchia i powtarzały się bunty chłopów wobec narastających powinności pańszczyźnianych. Tak ograniczana Kozaczyzna dojrzewała do buntu. Pierwszy z szeregu wystąpień miał miejsce w 1593 roku. Jego przywódcą był szlachcic z Podlasia Krzysztof Kosiński. Po unii brzeskiej (1596) do społecznych różnic doszedł konflikt w obronie prawosławia. A to dodatkowo skomplikowało i tak trudną sytuację na kresach Rzeczypospolitej. Odtąd drogi szlacheckiej Rzeczypospolitej i Kozaczyzny powoli zaczęły się rozchodzić. Brak porozumienia, wzajemne antagonizmy i wrogość przyćmiły czasy wspólnej chwały spod Chocimia czy Smoleńska. Armia kozacka nie była tak zróżnicowana jak koronna. Przeciwnie, jej szeregi zasilali oprócz Kozaków chłopi, czyli tzw. czerń. Były to watahy uzbrojone w najróżniejszą broń. Tylko najbogatsi mogli sobie pozwolić na szablę czy pistolet lub samopał. Reszta zadowalała się umocowaną na kiju czy drągu czaszką końską i kosami osadzonymi na sztorc. Broń ta może niewyrafinowana, ale mimo wszystko była groźnym narzędziem walki. Czerń w armii Chmielnickiego stanowiła większość, przekraczała 100 tysięcy. Jednak wartość bojowa tych oddziałów była niewielka. Stąd cały wysiłek wojenny spoczywał na Kozakach. Wojsko kozackie opierało się na demokracji. Każdy był sobie równy i nazywał się towarzyszem. Atamana wybierano tylko na wyprawy wojenne. Po powrocie z wyprawy lub po odparciu napadu tatarskiego, ataman tracił władzę. Od tej chwili o wszystkim decydowało Koło, czyli zgromadzenie Kozaków 15 . 15 Z. W ó j c i k, Wojny kozackie..., op. cit, s. 3.
W połowie XVII wieku Kozaczyzna przedstawiała zorganizowaną społeczność z Radą na czele. Do jej kompetencji należało podejmowanie najważniejszych decyzji, m.in. 0 buncie czy wyprawach. Rada wybierała atamanów, w tym atamana koszowego, hetmanów i pułkowników. Radzie podlegał ataman koszowy, kierujący przygotowaniami do wyprawy. Pomocą służyli mu pisarz wojska zaporoskiego, sędzia, dobosz, essawuł wojska zaporoskiego, puszkarz 1 pułkownicy. Kiedy przygotowania zakończono, w miejsce atamana koszowego wybierano atamana, który miał przewodzić Kozakom podczas wyprawy 16 . Wojsko kozackie składało się z trzech rodzajów broni: jazdy, piechoty i artylerii. Jazda nie była wyposażona w uzbrojenie ochronne, stąd zaliczała się do jazdy lekkiej. Podobnie piechota zaporoska niezwykła zakładać zbroi. Bronią zaczepną natomiast zarówno w sotniach pieszych, jak i konnych były szable, łuki, pistolety, piszczele, czyli strzelby i spisy. Rzadziej występowały muszkiety i arkebuzy. Artyleria kozacka dzieliła się na artylerię pułkową i armijną. W tej pierwszej znajdowały się niewielkie armaty. Artyleria armii posiadała większe działa, które mogły się równać z najlepszymi w armii koronnej. Należy jednak pamiętać, że znaczna część artylerii była zdobyczna, gdyż znalazła się w szeregach kozackich po klęskach wojsk polskich w kampanii 1648 roku. Te trzy typy wojsk wchodziły w skład każdego pułku, z których składała się armia zaporoska. Pułki dzieliły się na roty, sotnie, kurenie, czyli dziesiątki. W 1649 roku było tych pułków sześć. Każdy z nich przyjął nazwę od miasta, w którym stacjonował. Był wiec pułk czehryński, czerkaski, korsuński, perejasławski, kaniowski i białocerkiewski. Pułkiem dowodził pułkownik, który w swoim sztabie miał oboźnego, pisarza, chorążego doboszów i trębaczy. Liczeb16 L. P o d h o r o d e c k i , Sicz zaporoska, Warszawa 1960, s. 95.
ność pułków nie była stała. Wahała się od kilkuset do paru tysięcy ludzi. Podczas wojny na czele armii kozackiej stanął nie ataman, a hetman — Bohdan Chmielnicki. Wówczas to po raz pierwszy oddzielono urząd hetmański od atamana 17 . Do XVII wieku te dwa terminy używano wymiennie. Później ataman rządził w koszu na Siczy. W czasie wojny hetman stawał się dyktatorem. Sam decydował nie tylko o krokach militarnych, ale o polityce zagranicznej, sojuszach i wyprawach. Aby nie zagubić się w labiryncie pilnych spraw, dyplomatycznej karuzeli i pracach organizacyjnych, hetman miał kilku pomocników. Przede wszystkim z jego rozkazu mógł dowodzić armią tzw. hetman nakaźny. Generalny sędzia pilnował spraw dyscyplinarnych i wydawał wyroki, generalny oboźny dbał o właściwe rozlokowanie pułków. W skład starszyzny kozackiej oprócz wymienionych wchodzili jeszcze: podskarbi, pisarz, generalny esawuł — odpowiedzialny za przygotowanie i uzbrojenie armii; generalny chorąży i buńczuczny 18 . Nieograniczona władza hetmana dobiegała kresu wraz z odtrąbieniem końca wyprawy. Wówczas to stawał się zależny od Rady i przed nią składał relacje ze swoich poczynań. Bohdan Chmielnicki pochodził z rodziny szlacheckiej. Wraz z ojcem walczył pod Cecorą. Tam dostał się do niewoli tatarskiej 19 . Po powrocie z Krymu zamieszkał w Subotowie. W czasie powstania 1637 roku jako pisarz wojska zaporoskiego podpisywał kapitulację pod Borowicą. Pod koniec panowania Władysława IV został dopuszczony do planów wojny tureckiej. Król planował uderzenie części 17 W. S e r c z y k, Na dalekiej Ukrainie, Kraków 1984, s. 99. 18 L. P o d h o r o d e c k i, op. cii., s. 9 5 - 9 6 . 19 Z. W ó j c i k, Dzikie pola..., op. cii., s. 183, pisze o niewoli tureckiej Chmielnickiego.
wojsk na Krym i liczył przy tym na kozackie wyprawy morskie. W zamian obiecywał Kozakom przywileje 20 . Do wojny tureckiej jednak nie doszło. Chmielnicki był przede wszystkim politykiem. Sztuki dyplomacji uczył się uczestnicząc w życiu politycznym Rzeczypospolitej. Spotkania z królem nauczyły go chytrości, przebiegłości i pozbawiły go naiwności politycznej. W tym ostatnim pomogły mu błędy Władysława IV. Nie ufał nikomu, przed nikim nie zdradzał swoich zamiarów. Posiadał przy tym intuicję, cechę niezbędną u dobrego polityka. Te przymioty pozwoliły mu prowadzić misterną grę na arenie międzynarodowej 2 1 . Jeżeli możemy postawić Chmielnickiego w gronie najznakomitszych polityków XVII stulecia, to nie możemy zapewnić mu tego miejsca wśród dowódców. Owszem, odnosił zwycięstwa. Bitwy nad Żółtymi Wodami, pod Korsuniem i Piławcami wygrał, wykorzystując bez skrupułów błędy hetmanów i regimentarzy. Nie ujmując nic Chmielnickiemu, należy pamiętać, że morale armii koronnej było liche. W spotkaniu z dobrze zorganizowaną armią pod Zbarażem czy Beresteczkiem, gdzie miał przeciw sobie wyszkolone i pewne siebie chorągwie, nie osiągnął sukcesu. Obok Kozaków pod Zbaraż szły czambuły tatarskie. Orda składała się z pospolitego ruszenia, które w przeciwieństwie do polskiego było bitne i karne. Działo się tak za sprawą ćwiczeń, które w wojsku tatarskim uprawiał każdy młodzieniec. Dlatego Tatarzy byli znakomitymi jeźdźcami, świetnie strzelali z łuku. Nie dorównywali tylko Polakom w walce na białą broń, lecz mimo to posiedli sztukę fechtunku. Wojsko tatarskie to przede wszystkim jazda lekka. Jeźdźcy byli uzbrojeni w szable, łuki, dziryty, dzidy, koncerze, muszkiety, pistolety i rusznice. Tylko 20 Tamże, s. 187. 21 J. K a c z m a r c z y k , op. cit., s. 246.
wybrani posiadali kolczugi i misiurki. Popularne były za to okrągłe tarcze kałkany, takie same jakich używała polska jazda pancerna. Sporadycznie w armii tatarskiej występowała piechota, tzw. segbani. Ich głównym uzbrojeniem były janczar ki, długolufowe strzelby z zakrzywioną kolbą. Oprócz janczarek piechota posługiwała się niewielkimi 3-funtowymi działami 22 . Jednak siła Tatarów skupiała się na jeździe podzielonej na czambuły. Szybkie, dobrze zorganizowane oddziały, każdy Tatar miał do dyspozycji kilka koni, potrafiły niespodziewanie najechać i złupić wsie i miasteczka i równie szybko wrócić z jasyrem w granice Chanatu. Ta taktyka wielokrotnie okazywała się skuteczna w walkach z armią polską, której nie zawsze udawało się zdążyć za pędzącymi ordyńcami. SZTUKA WOJENNA Trwające ponad miesiąc walki pod Zbarażem nie ograniczyły się tylko do regularnego oblężenia i szturmów. Przeciwnie. Kilka razy w pierwszych dniach bitwy dochodziło do walki w polu. Stąd nie od rzeczy będzie napomknięcie również o taktyce obu armii w walkach w polu. Wojny z Kozakami zmusiły armię polską do zastosowania taktyki, która gwarantowałaby sukces. Nie było to jednak przedsięwzięcie łatwe, o czym świadczy przebieg niejednej kampanii. Mimo to armia koronna radziła sobie z Zaporożcami. Drogą do sukcesu było szybkie działanie jazdy. Piechota zaporoska nie umiała dotrzymać kroku jeździe polskiej w otwartym polu. Podobnie jazda kozacka nie stanowiła dla armii koronnej poważnego problemu. Jazda 22 R. R o m a ń s k i, op. cii., s. 50.
zatem musiała usidlić Kozaków tak, aby ci nie zdążyli schronić się za taborem. Jeżeli to się nie udało, rozpoczynało się długie oblężenie. Jazda polska nie była przygotowana do zdobywania taboru, a nieliczna piechota i artyleria były do tego zbyt słabe. Natomiast piechota zaporoska schowana za wałem czy taborem z powodzeniem stawiała opór armii koronnej. Tabor, w którym chronili się Kozacy, zbudowany był z dwóch rzędów wozów ustawionych w trójkąt. Wozy, na których lokowano piechotę, uzbrojone były w małe działa. Wewnątrz taboru znajdowała się jazda, której przygotowywano dwie bramy. Mogła ona tą drogą czynić wypady na atakujących tabor piechurów. Jazda kozacka podobnie do tatarskiej uderzała półksiężycem, lecz jej szyk był płytszy, składał się tylko z jednego szeregu. Jazda tatarska atakowała ławą, półksiężycem złożonym z kilku szeregów. Taki atak miał zapewnić oskrzydlenie i okrążenie przeciwnika. Wówczas rozluźnione szeregi nie stawiały zaciekłego oporu. Innym sposobem rozerwania szyku było ostrzeliwanie nieprzyjaciela z łuków lub pozorowana ucieczka. Manewr taki doprowadzał do rozluźnienia goniących za Tatarami chorągwi. Wówczas orda zwracała się całą swoją masą na pojedynczych jeźdźców i nieliczne grupki żołnierzy. Sposobem na Tatarów było ulokowanie jazdy w centrum szyku z ustawionymi na skrzydłach taborami. W nich znajdowały się piechota i artyleria, które odpierały atak ordy ogniem dział i muszkietów. Wrażliwi na broń palną Tatarzy zwykle nie wytrzymywali ostrzału, ich atak tracił impet. Na nadwątlone szyki uderzała jazda, łamiąc je i dezorganizując 23 . Kozacy, jak wspomniano, nie posiadali silnej jazdy. Dlatego jej rola na polu walki była drugorzędna. Zwykle R . R o m a ń s k i , op. cits. 53; T. N o w a k, J. W i m m e r, Historia orąża polskiego, Warszawa 1981, s. 440.
wchodzili do akcji w czasie, gdy zmęczone szturmami na tabor wojsko nieprzyjacielskie nie przedstawiało dużej wartości bojowej. Atakując półksiężycem na styl tatarski Kozacy starali się okrążyć, a następnie rozbić przeciwnika 24 . INŻYNIERIA I ARTYLERIA Podczas oblężenia Zbaraża oprócz piechoty i jazdy zasadniczą rolę miał odegrać jeszcze jeden rodzaj broni — artyleria. Za czasów króla Władysława IV zreformowano upadłą za panowania Zygmunta III artylerię polską. Na sejmie w 1637 roku, wzorując się na organizacji artylerii cesarskiej, wprowadzono tytuł starszego nad armatą, czyli generała artylerii koronnej. To stanowisko zajmował w 1649 roku Krzysztof Arciszewski. Pod jego okiem organizował się sztab, w którego skład wchodzili oprócz zastępców dowódcy, cejgmistrzów (cejkwartów) — oficerów sprawujących pieczę nad arsenałami, kapitan i inżynier artylerii. Pod dowództwem generała artylerii znajdował się też korpus inżynieryjny. W połowie XVII wieku artyleria i inżynieria stanowiły jeden rodzaj wojsk. Na tymże sejmie uchwalono również stały fundusz na utrzymanie artylerii. Niestety, wystarczał on tylko na konserwację i produkcję nowego sprzętu. W czasie wypraw wojennych dla pokrycia kosztów transportu, zakupu artylerii itp. musiano korzystać z innych środków. Reformy króla Władysława sprawiły, że artyleria polska nie ustępowała zachodniej. Sprzęt artyleryjski składał się z kartaunów (działa 48-funtowe), półkartaunów (24-funtowe) i ćwierćkartaunów (12-funtowe). Poza tym w arsenałach koronnych można było znaleźć kolubryny 24 L. P o d h o r o d e c k i , op. cii., s. 101.
z długimi lufami, falkonety, czyli lekkie działa polowe i sześciofuntowe oktawy 25 . Jako pocisków używano żeliwnych kul burzących, granatów i kartaczy, lanych z żelaza 26 . Te wspomniane działa znajdowały się w arsenałach państwowych, skąd wyprowadzano je w razie potrzeby na wyprawę. Niestety, transport stanowił nie lada problem. Ciężkie działa grzęzły na ziemnych traktach. W przypadku deszczu ich transport był wręcz niemożliwy. Kolejny kłopot stanowiło wynajęcie podwód. Tylko artyleria litewska dysponowała stałym personelem, którego zadaniem był transport dział. W zamian Tatarzy litewscy, bo o nich mowa, otrzymali pewne przywileje. Armia koronna musiała wynajmować furmanów, płacąc im za transport 27 . Gros artylerzystów i inżynierów rekrutowało się z mieszczan. Tylko generałowie i niektórzy oficerowie byli szlachtą. Mieszczanie zresztą też dochodzili do stanowisk oficerskich. Wśród artylerzystów było wielu cudzoziemców: Niemców, Francuzów, Duńczyków. Oprócz mieszczan znaleźli się w artylerii chłopi z piechoty wybranieckiej. Ich funkcje jednak ograniczały się do prac przy fortyfikowaniu, sypaniu szańców, budowie mostów, dróg itp. 28 Taktykę artylerii dostosowano do niskiej ilości wystrzeliwanych kul (50-100 kul na dobę w zależności od kalibru 29 ). Z tego powodu w przypadku bitwy polowej artylerię ustawiano przed oddziałami piechoty lub na wzniesieniu, co pozwalało na lepszy ostrzał pola bitwy. Podczas oblężenia artyleria odgrywała zasadniczą rolę, stąd 25 M. Kukieł, Zarys historii „Puls". 26 J. W i m m e r , op. cit., s. 328. 27 Tamże, s. 326. 28 Tamże, s. 319. 29 Tamże, s. 329. wojskowości w Polsce, Wydawnictwo
dążenia inżynierów do ufortyfikowania j e j stanowisk. Działa umieszczano w bateriach i szańcach, które dodatkowo umacniano koszami z ziemią. Inżynieria była integralną częścią artylerii. Inżynierowie byli zarówno artylerzystami jak i minerami, kartografami, budowniczymi i pontonierami, czyli budowniczymi mostów 30 . Mimo tylu różnych zadań, inżynierowie mieli decydujący głos w czasie budowy twierdz, obozów warownych czy oblężenia. FORTYFIKACJE Pierwsze budowle systemu bastionowego, na których opierała się sztuka fortyfikacji połowy XVII wieku, powstały we Włoszech już w XV wieku. Nie były to jeszcze klasyczne bastiony, lecz pięcioboczne baszty i basteje. Na ich podstawie formowano taras z uszami, zwanymi orylonami 31 . Szkoły staro- i nowowłoska panowały w Europie do końca XVI wieku. Wówczas to w Niderlandach narodziła się nowa szkoła — holenderska. Założenia oparte na prostych rozwiązaniach, ziemno-drewniany wał niekiedy wzmocniony murem, zapewniły dwóm odmianom szkoły holenderskiej (starej i nowej) pierwszoplanową rolę przez cały niemal wiek XVII. Obóz wojsk polskich pod Zbarażem był ufortyfikowany metodą staroholenderską. Charakteryzowała się ona przede wszystkim „prostotą ściśle zgeometryzowanych narysów, ziemnymi kurtynami i bastionami bez uszu. Moduł, będący podstawą konstrukcji rozplanowania, liczy 220 metrów, co odpowiada skutecznej donośności z muszkietu i podstawie «linii królewskich». [...] Silnie spłaszczony profil fortyfikacji, o stosunkowo niskich wałach i często używanych 30 M. K u k i e ł , op. cit., s. 104; J. W i m m e r, op. cit., s. 329. 31 J. Bogdanowski, Warszawa 2002, s. 106. Architektura obronna w krajobrazie Polski,
podwalach, dla wzmocnienia bliskiej obrony osłaniano szeroką fosą, za którą wznoszono przedstok z krytą drogą. [...] Natomiast osobne zagadnienie stanowiły rozbudowane szeroko na zachodzie, u nas skromniej, fortyfikacje zewnętrzne. Były to tzw. «zewnętrza» osłaniające: kurtynę — zwane rawelinami, bastion — słoniczołami i półksiężycami, całość obwodów — przeciwstrażami" 32 . Miejsce na ufortyfikowany obóz powinno być suche, bez błota, ale jednocześnie obfite w wodę pitną. Dobrze było jeżeli w pobliżu znajdowała się rzeka. Pozwalało to na dostarczanie posiłków, amunicji i żywności nie tylko lądem, lecz wodą. Nie mniej ważne było podłoże, na jakim planowano założyć twierdzę. Piasek, błoto i bagna nie nadawały się oczywiście do postawienia mocnej twierdzy. Do tego potrzebna była ziemia, która wzmocniona drewnianymi konstrukcjami dawała solidną ochronę przed salwami przeciwnika. Lecz to jeszcze nie wszystko. Żadna armia, choćby schowana za najmocniejszymi fortyfikacjami, nie obroni się bez żywności. Dlatego ważne było, aby wybierać miejsca obfite w żywność i paszę dla koni. Z militarnego punktu widzenia należało unikać miejsc, w których jest wiele wzgórz, pagórków itp. Założenie obozu w dolinie lub sąsiedztwie wzniesień dawało przeciwnikowi przewagę już na wstępie. Mógł on ostrzeliwać wnętrze obozu z poziomu wzgórza, na którym się znajdował. Oczywiście, gdy sytuacja zmuszała do założenia obozu w niesprzyjającym miejscu, należało przed oblężeniem ufortyfikować wzgórza. Dzięki temu odsuwało się przeciwnika od twierdzy, a tym samym rosły szanse na powodzenie obrony 33. " Tamże, s. 112. " J. N a r o n o w i c z-N a r o ń s k i, Budownictwo wojenne, Warszawa 1957. s. 161.
TAKTYKA ZDOBYWANIA I OBRONY TWIERDZ Aby zdobyć twierdzę inżynier musiał poznać jej umocnienia i okolice, w której miała działać armia. Kiedy to zrobił, następnym krokiem było omówienie z dowódcą armii kierunku ataku i poszczególnych jego etapów. Wszystkie uwagi, kierunki ataków i miejsca ufortyfikowane należało zaznaczyć na mapie. Gdy to zostało wykonane, inżynier przystępował do zatoczenia obozu, ufortyfikowania wzgórz czy innych ważnych strategicznie miejsc, takich jak drogi oraz kierunki, z których spodziewano się odsieczy dla oblężonych lub ataków z twierdzy. Wały obozu nie powinny być usypane ani zbyt blisko, ani zbyt daleko od twierdzy. Po pierwsze dlatego, że zbyt bliskie usytuowanie obozu mogło narazić oblegających na silny ostrzał artylerii twierdzy, po drugie dlatego, żeby ewentualna wycieczka nie wpadała niespodziewanie do obozu. Miejsce między twierdzą i pozycjami oblegających powinno pozwolić na stoczenie bitwy z wycieczką oblężonych i przeprowadzenie manewrów odcinających przeciwnikowi drogę odwrotu do twierdzy 34 . Gdy obóz został ufortyfikowany, a straże zajęły wyznaczone im miejsca, rozpoczynało się oblężenie. Pierwszą próbą zdobycia twierdzy były traktaty. Kiedy się nie powiodły, pozostawała walka 3s . Pierwsze uderzenia kierowano zwykle na umocnione przez oblężonych punkty strategiczne, np. umocnione wzgórza lub wąwozy. Zdobycie tych punktów oporu było kluczem do twierdzy. W tym samym czasie oblegający kopiąc aprosze czyli przykopy, sieć rowów, zbliżali się do obleganej twierdzy 36 . Aprosze 34 Tamże, s. 185. 35 Naroński w Budownictwie wojennym wymienia pięć zdobywania twierdz: traktaty; zamorzenie gtodem; szturm; oblężenie i podstęp. 36 J. B o g d a n o w s k i , op. cit., s. 535. sposobów regularne
kopane były w taki sposób, by wał jaki tworzy wysypywana z rowu ziemia zasłaniał przesuwające się przykopem oddziały przed ogniem wojsk oblężonych. Kiedy już pierwsze przykopy były gotowe, a ostrzeliwanie twierdzy trwało dalej, na końcu zbudowanego odcinka aprosza wznoszono redutę. W niej ustawiano działa, które włączały się do ostrzału twierdzy. Reduty budowano w odległości 80 do 100 metrów od siebie, tak aby mogły się wzajemnie bronić ogniem artylerii 37 . Na nich umieszczano baterie w kształcie prostokąta, osłoniętego z trzech stron wałem. Oczywiście budowa aproszy trwała nadal tak długo, aż sięgały one do skraju fosy. Z aproszy, redut i szańców prowadzony był ogień artyleryjski do bastionów i umocnień zewnętrznych twierdzy. Dopiero po ich zrujnowaniu celem ostrzału stawały się kurtyny. Wreszcie po wielu trudach aprosze dochodziły do fosy. Ostrzeliwanie trwało nadal, a żołnierze piechoty przystępowali do sypania wyskoku i ganku przez fosę. W przypadku fosy suchej na poziomie rowu, a w przypadku mokrej na poziomie wody. Do wody wsypywano chrust, cegły, ziemię. Boki galerii wzmacniano dębowymi deskami. Gdy galeria była gotowa, do zdobycia twierdzy pozostawał tylko jeden krok — szturm. Zdarzało się jednak często, że zanim dokonywano szturmu, rozbijano wały miną. Miny składały się z korytarzy i komory, tzw. pieca, w którym umieszczano ładunek. Piec był umieszczony pod miejscem, które miało zostać wysadzone w powietrze. Wybuch następował za pośrednictwem lontu lub ścieżki prochowej 38 . Cóż więc pozostawało oblężonym wobec tak poważnych prac oblężniczych nieprzyjaciela? Otóż jeżeli nie zdążyli oni ufortyfikować strategicznych miejsc poza obrębem twierdzy, a tym samym odsunąć linii nieprzyjaciela od 37 J. N a r o n o w i c z-N a r o ń s k i, o p . cit., s. 1 9 9 - 2 0 0 . 38 J. B o g d a n o w s k i , op. cit., s. 5 1 4 - 5 1 5 .
głównych fortyfikacji, należało przynajmniej spalić zabudowania, które mogły dać schronienie przeciwnikowi. Podczas walk oblężeni musieli organizować wycieczki, aby zniszczyć roboty oblężnicze i budować własne punkty oporu, oczywiście w miarę możliwości. Ważne było również to, aby pamiętać o celnym ogniu dział. To właśnie działa w największym stopniu szkodziły pracom oblężniczym. Gdy jednak te wszystkie wysiłki nie dawały rezultatu i wróg zbliżał się do twierdzy, należało nasłuchiwać, czy nie kopał min. Pomocne były w tym beczki z grochem lub wodą, które działając niczym radar, doskonale ujawniały prace minerskie 39 . Wówczas nie pozostawało nic innego, jak wycieczka lub zniszczenie miny kontrminą. Miny można było zająć, pokonując strażników wojskowych i górników zajmujących się kopaniem miny lub ją zasypać. Sztuka wojenna XVII wieku oparta była na kombinowanym wykorzystaniu trzech typów broni: jazdy, piechoty i artylerii. Nadal bitwy prowadzono w oparciu o obozy warowne. Nie zapomniano też o sile przełamywania szeregów przeciwnika przez jazdę. Wiśniowiecki, umiejący wykorzystać połączenie tych trzech rodzajów broni oraz oprzeć działania na fortyfikacjach 4 0 , był spadkobiercą wielkich dowódców, takich jak Zamoyski, Żółkiewski, Chodkiewicz czy Koniecpolski. Wojna kozacka zmusiła Polaków do poszukiwania sposobu na pokonanie połączonych sił kozacko-tatarskich, które gdy działały osobno nie stanowiły poważnego zagrożenia dla polskiej jazdy. W obliczu klęsk 1648 roku zbliżająca się kampania miała pokazać czy regimentarze nawiążą do chlubnej tradycji polskiego oręża. 19 40 J. N a r o n o w i c z-N a r o ń s k i, op. cit., s. 219. M. K u k i e ł , op. cit., s. 106.
KAMPANIA 1649 ROKU N o w a kampania rozpoczęła się od chaotycznych walk już w kilka dni po zakończeniu rozejmu, czyli po 22 maja 1649 roku. Na Podlasie wyprawił się pułkownik Hraśko, rabując i paląc miasta i wsie. Toż samo czynił na Pokuciu młody Krzywonos. Gdy wiadomość o gwałtach kozackich dotarła do Warszawy, Jan Kazimierz wydał rozkaz regimentarzowi Andrzejowi Firlejowi, aby zbierał wojsko i rozbijał Kozaków przekraczających rzekę Horynię i Słucz, będącą linią demarkacyjną. Mimo wyraźnych instrukcji monarszych zdanie regimentarzy na temat celów i przebiegu nowej kampanii było podzielone. Kasztelan bełski Andrzej Firlej upierał się przy zgromadzeniu sił na Wołyniu. Inaczej rzecz widział drugi z regimentarzy, kasztelan kamieniecki Stanisław Lanckoroński. Dla niego zasadniczym celem kampanii miała być obrona Podola i największej twierdzy w tej części Polski, Kamieńca Podolskiego. Doradzał nawet, aby zamknąć się w Kamieńcu, dobrze ufortyfikowanej twierdzy, i tam czekać na nieprzyjaciela. Wyperswadowano mu jednak, że twierdza kamieniecka spełniała swoje zadanie tylko w przypadku ataku z południa. Gdy wróg maszerował ze wschodu była na uboczu i nie zasłaniała Rzeczypospolitej.
Te rozbieżności spowodowały rozbicie armii polskiej na dwie części. Firlej zgodnie ze swoim zdaniem i sumieniem operował na Wołyniu. Lanckoroński pozostał na Podolu, obracając się w rejonie granicy podolsko-wołyńskiej. Lecz pomimo tych rozbieżności pierwsze starcia były szczęśliwe dla wojsk koronnych. Już na początku czerwca Firlej otrzymał wiadomość o znajdującym się w niedaleko położonych od jego dywizji Sulszyńcah Kozakach. Na ich spotkanie wysłał 500 ludzi pod dowództwem starosty lityńskiego, Aleksandra Suchodolskiego. Starosta zaczaił się w lesie, przez który jak przypuszczał powinni przechodzić Kozacy. Intuicja go nie zawiodła. W pułapkę wpadł oddział złożony z setki mołojców, którzy jednak wycofywali się w stronę miasta. Tam zostali wsparci przez kilkanaście tysięcy Kozaków 1 . Gdy wydawało się, że oddział polski zostanie rozbity, przybyły posiłki, 1300 żołnierzy wsparło Suchodolskiego, który nie tylko rozbił Kozaków, ale pokusił się o oblężenie obozu. Sukcesy nie ominęły również księcia Koreckiego. Ten nie tylko szczęśliwie przedarł się ze swego Korca oblężonego przez chłopstwo, ale wraz z Krzysztofem Przyjemskim rozbił pod Zwihlem kupy kozackie. Na Podolu Lanckoroński zdobył Stary Konstantynów i tam założył obóz. Lecz na tym nie zakończyła się jego działalność. Dowiedział się bowiem regimentarz, że w Ostropolu zamknęła się załoga kozacka. Lanckoroński postanowił paktować. W tym celu wysłał posłów z propozycją poddania się wojsku koronnemu. Kozacy nie przystali na warunki, a posłów zabili. W takiej sytuacji regimentarz zdobył miasto i zamek, a od pozostałej przy życiu części załogi przyjął przysięgę na wierność Rzeczpospolitej. ' Stanisław Albrycht Radziwiłł w swoim Pamiętniku, s. 200. podaje liczbę 20 tysięcy. Władysław Serczyk Na płonącej Ukrainie, s. 218, określa ją na kilkanaście tysięcy. O tych wydarzeniach pisał nieznany autor w Historii panowania Jana Kazimierza, Poznań 1840, s. 49.
Tymczasem gdy w Koronie działy się opisane powyżej wydarzenia, na Litwie hetman polny Janusz Radziwiłł stał z wojskiem nad Prypecią i czekał na ewentualne ruchy Kozaków. Już na wiosnę wyprawił Chmielnicki na Litwę pułkownika Hołotę. Hołota miał meldować hetmanowi o poczynaniach Radziwiłła. Jednak 27 czerwca został pokonany przez Wincentego Gosiewskiego, stolnika litewskiego. W tym mniej więcej czasie Radziwiłł zatrzymał się w Rzeczycy, gdzie znalazł go posłaniec z listem od regimentarza Firleja z wiadomościami o sukcesach wojsk koronnych. Hetman litewski stał w Rzeczycy do połowy lipca. Wówczas otrzymał wiadomość od króla Jana Kazimierza nakazującą ruszyć z armią na Kijów. Hetman zdecydował się zaatakować Kozaków pod Łojowem przy przeprawie przez Dniepr. Rzecz cała działa się już podczas oblężenia Zbaraża. Naprzeciwko hetmana litewskiego stanął Stanisław Krzyczewski, ten sam, który wiosną przed bitwą nad Żółtymi Wodami przeszedł ze swoim oddziałem na stronę Chmielnickiego. Z nim maszerował 10-tysięczny pułk kijowski, następne 7 i pół tysiąca dołączyło w Czarnobylu. Krzyczewski nie zastał w mieście spodziewanych armat. Zwrócił się więc do Chmielnickiego z prośbą o wsparcie. Hetman pomocy udzielić mu nie mógł, bo artylerię potrzebował pod Zbarażem. Ruszył zatem Kozak w dalszą drogę bez armat i popędzając swoich mołojców 20 lipca stanął w odległości 30 kilometrów od Rzeczycy. Radziwiłł jak j u ż powiedziano nie czekał na przeciwnika, lecz sam postanowił go szukać. Ruszył niespodziewanie dla Kozaków w kierunku Łojowa, by zaskoczyć stacjonujący tam oddział Pobodajły. Po trzech dniach, 23 lipca Litwini osiągnęli cel. Tu jednak okazało się, że szturm na umocnione pozycje powstańców może przynieść duże straty. Postanowiono zaatakować Kozaków znienacka, od tyłu. Tymczasem pod Łojów przybył Krzyczewski ze
swoją dywizją. Wobec przeważających sił przeciwnika Radziwiłł zmienił plan. Zdecydował okopać się i stoczyć bitwę obronną. 31 lipca Krzyczewski zaatakował. Pułk kijowski wpadł na groblę, jednak tam powstrzymała go silnym ogniem muszkietów radziwiłłowska piechota. Na zmieszanych i rozbitych Kozaków wpadła lekka jazda litewska i husaria. Impet był tak potężny, że Kozacy musieli szukać schronienia w lesie. Tam też opanowali panikę i zaczęli skutecznie kontratakować. Przed okrążeniem chorągwie jazdy uratowały powracające spod Rzecycy i Brahinia litewskie korpusy Komorowskiego i Pawłowicza. Zaraz potem uderzyli Gosiewski i Radziwiłł, spychając przeciwnika do lasu. Tam Krzyczewski zamierzał się okopać i doczekać odsieczy z jaką miał przyjść Pobodajło. Lecz przezorny Radziwiłł dowiedział się o zamiarach Pobodajły i pokrzyżował zamierzenia wroga. Rozbiwszy jego oddział, oczekiwał na Krzyczewskiego. Otóż zjawił się i on. Myśląc, że zaskoczy Radziwiłła, wyprowadził swoje pułki z lasu. Przygotowana do ataku armia litewska przedstawiała się imponująco, toteż pułkownik kozacki szybko zawrócił do lasu. Tu okopał się i czekał szturmów. Niskie wały nie dawały Kozakom dobrej obrony, a mimo to szturmy Litwinów nie przyniosły skutku. Bitwa trwała do zmroku. Wówczas Radziwiłł nakazał odłożenie ataków do następnego dnia. Tymczasem, kiedy rankiem zaatakowano obóz okazało się, że jest pusty. W nocy Kozacy uciekli, pozostawiając zabitych i rannych. Porzucili również swojego wodza. Krzyczewski zmarł 3 sierpnia w wyniku odniesionych ran. Po bitwie Radziwiłł ruszył na południe, w kierunku Kijowa. Wkroczył w krainę zniszczoną przez wojnę. Popalone wsie i miasteczka nie dawały schronienia i żywności. Atakowani przez mniejsze i większe kupy kozackie żołnierze powoli wykruszali się. Wreszcie hetman litewski
przerwał marsz i postanowił skupić uwagę na bronieniu watahom kozackim dostępu na terytorium Litwy 2 . Tymczasem w Koronie sukcesy armii regimentarskiej zakończyły się w połowie czerwca. Pułkownik kozacki Neczaj na czele 40 tysięcy ludzi podszedł pod Miedzybóż, miasto na Podolu. Natychmiast z pomocą załodze pospieszył Lanckoroński. Walki nie skończyły się po myśli kasztelana. Owszem, udało się przebić do oblężonego zamku, a nawet schwytano kilku Kozaków, ale był to ostatni sukces dywizji. Jeńcy zeznali, że w ślad za nimi idzie Chmielnicki. Przed grożącym, a jak się okazało nieprawdziwym 3 niebezpieczeństwem uszedł Lanckoroński spod miasta. Od tego momentu zaczęły się kłopoty armii koronnej. „Rozpoczęły się znów targi nad dalszą taktyką, w czasie których cofano się powoli bez żadnego planu" 4 . Przestraszeni regimentarze nie wiedzieli co mają robić, w którą stronę się obrócić. Przez cały czas podążano na zachód. Najpierw zatrzymano się w Konstantynowie. Tam przybyły posiłki Ostroroga i Koniecpolskiego. Zignorowano rozkazy królewskie nakazujące pozostanie pod Konstantynowem i na naradzie postanowiono cofnąć się pod Czołhański Kamień. Ale nie zatrzymano się i tam. Zły nastrój i dezercje rozluźniły dyscyplinę wojska, a świadomość zbliżającego się nieprzyjaciela napawała strachem i wywoływała panikę. Dlatego ominięto Czołhański Kamień i pędzono dalej na zachód. 30 czerwca zatrzymano się pod Zbarażem. Dezercje zmniejszyły liczebność połączonego już wojska z 10 000 do 6000. W tej liczbie znajdowały się przyprowadzone przez Ostroroga i Koniecpolskiego posiłki. Chaos pogłębiało dodatkowo niekarne zachowanie wojska. Regimentarzy nie chciano słuchać. Firlej słał listy do 2 W. S e rc z y k, Na płonącej Ukrainie, op. cit., s. 228. 3 W. T o m k i e w i c z, op. cit., s. 309. 4 Tamże, s. 309.
króla, które jednak żadnego skutku nie przyniosły. Owszem, monarcha skrytykował decyzję regimentarza nakazującą wycofanie się pod Zbaraż. Jednak na słowa krytyki było już zbyt późno. Wojsko i regimentarze stali pod Zbarażem, gdzie postanowili zatoczyć obóz. Ale tym razem sprzeciwił się Aleksander Koniecpolski i opuścił obóz. Sytuacja się pogarszała. Wojsko dalej dezerterowało, domagając się zaległego żołdu, którego zgodnie z niechlubną tradycją polskiej armii nie było z czego zapłacić. W tej sprawie pisał do Ossolińskiego regimentarz Ostroróg. „O pieniądze prosimy, bo tego wojska niewiele zostanie, którego nie dobre słowa, nie surowa sprawiedliwość zatrzymać może, jeno pieniądze" 5 . Lecz nie tylko brak żołdu był przyczyną dezercji i rozprzężonej dyscypliny. Nie mniej ważny był stosunek wojska do regimentarzy. A tym, delikatnie mówiąc, nie ufano. Kłótnie między Lanckorońskim i Firlejem, niezdecydowanie i brak konkretnej drogi postępowania zrobiły swoje. Wojsko stojące pod Zbarażem nie wiedziało nic o nieprzyjacielu. Podjazdy albo nie chciały wychodzić za wały, albo zauważywszy oddział zmykały w popłochu. Do zabawnego, a zarazem jakże tragicznego wydarzenia doszło, gdy wysłany z podjazdem rotmistrz Hulewicz zauważył zbliżającą się wołoską chorągiew księcia Wiśniowieckiego. Nagle, gdy jego żołnierze zobaczyli jeźdźców, został sam. Jego dzielni towarzysze uciekli na widok jazdy 6 . Morale wojska i kompetencje dowódców nie dawały szans na pomyślny wynik kampanii. Wiedzieli o tym zarówno sami regimentarze jak i wojsko. Jedynym sposobem była zmiana dowódcy na osobę, która zapanuje nad rozbrykanym motłochem i zaprowadzi dyscyplinę. Taką 5 List Ostroroga z 3/VII. Michałowski s. 410; za: W. T o m k i e w i c z, Jeremi 6 Wiśniowiecki 1612-1651, s. 311. W. T o m k i e w i c z, op. cii., s. 311.
osobą mógł być tylko książę Jeremi Wiśniowiecki 7 . Z misją sprowadzenia księcia wysłano kasztelana Lanckorońskiego. W tym samym czasie kiedy regimentarze wraz z armią koronną cofali się w panice na zachód, Jeremi mimo usilnych próśb żony Gryzeldy 8 zdecydował się zebrać wojsko i ruszyć przeciw Kozakom. W Białym Kamieniu 29 czerwca dowiedział się o dezorganizacji wojska i znajdujących się w pobliżu Kozakach. Wiśniowiecki pomimo swoich szczupłych sił, miał tylko 200 żołnierzy, postanowił jechać dalej na wschód. Następny postój wypadł mu w Andrzejowie, gdzie dołączył do niego dwustuosobowy oddział Czartoryskiego. Ale Wiśniowiecki spieszył do Wiśniowca, tam czekało na niego 1000 żołnierzy, którzy wobec szybkiego i niespodziewanego wycofania się wojsk regimentarskich nie wiedzieli co czynić. Nie mieli bowiem żadnych rozkazów. Będąc w Wiśniowcu książę rozesłał podjazdy dla zorientowania się w sile i kierunkach ataków Kozaków. Jednocześnie kazał rozgłaszać, że prowadzi piętnastotysięczną armię. Akcja Wiśniowieckiego powstrzymała ruchy pułków kozackich, które strwożone sąsiedztwem groźnego kniazia wycofały się do sił głównych. Na to tylko czekał Jeremi. Schwytanych jeńców wysłał z wiadomościami do obozu regimentarskiego, a sam cofnął się pod Zbaraż, ale do niego samego nie dotarł. Zatrzymał się bowiem półtorej mili9 od obozu, w Szymkowcach. Tam dołączyły do księcia chorągwie Zamoyskiego, Zasławskiego i młodych książąt Wiśniowieckich: Dymitra i Konstantego. Tam też znalazł księcia Lanckoroński. Regimentarzom zależało na połączeniu sił Wiśniowieckiego z ich dywizją z kilku względów. Po pierwsze książę Jeremi uchodził w opinii szlachty za biegłego wodza, a po 7 Tamie, s. 311. 8 Tamże, s. 312. 9 Mila polska liczyła około 7 km .
śmierci Stanisława Koniecpolskiego w 1646 roku za jego potencjalnego następcę do buławy wielkiej koronnej. Jak wiadomo niefortunny wybór króla Władysława wyniósł na stanowisko hetmańskie nieporadnego Mikołaja Potockiego. Swój talent dowódczy ujawnił Wiśniowiecki między innymi organizując za regimentarzy rozpoznanie sił powstańczych. Drugim ważnym powodem było 3000 żołnierzy, którymi dysponował książę, a którzy w trudnej sytuacji armii koronnej byli na wagę złota. Rozumując w ten sposób, Firlej, Ostroróg i Lanckoroński postanowili zaprosić księcia do Zbaraża i ofiarować mu najwyższe dowództwo 10 . Jak wiadomo z tą prośbą wybrał się do Szymkowców kasztelan kamieniecki. Wizyta zakończyła się sukcesem. Książę wprawdzie ociągał się z wyjazdem, a to z powodu braku żywności, której w obozie było mało, a on sam swojego wyżywienia nie miał; a to znowu z przyczyny wymówek, jakich się spodziewał. Bał się książę, że oskarżą go o przywłaszczenie sobie buławy. Lanckoroński zapewnił, że żywności, owszem, jest mało, ale wojsko chętnie z chorągwiami Jeremiego się podzieli. Dodał ponadto, iż skoro książę buławy nie chce, będzie pełnił władzę na równi z innymi. Na takie dictum Wiśniowiecki przystał mówiąc: „Gdy taka wola, a prawie rozkazanie W. Panów i wszystkiego wojska jest, abym się tam stawił, będę posłuszny i z tym się oświadczam, że jako każdy powinności swojej zostający żołnierz podlegać rozkazom obiecuję, a nie prowadzić, za to W. Panom podziękowawszy, żeście mnie do wspólnego przybrać chcieli honoru. Stawię się tedy, abym to wyświadczył, że piersiami mymi chcę całe bezpieczeństwo Rzplitej i króla zasłonić, abym trupem 10 L. Kubala pisze w drugim tomie swoich dziet, w części dotyczącej oblężenia Zbaraża, że wycofanie się pod Zbaraż było warunkiem jaki Wiśniowiecki postawi! regimentarzom. Nie zgodzi! się z tym zdaniem W. Tomkiewicz (patrz przypis 4, s. 310, Jeremi Wiśniowiecki).
moim wszystkie Rzplitej niebezpieczeństwa, nie mówiąc uchowaj Boże, zgubę zawalił"". Porozumienie regimentarzy z księciem zaowocowało wizytą Jeremiego w obozie zbaraskim 7 lipca. Wiśniowiecki zjawił się w Zbarażu w nielicznym orszaku. Krótki pobyt podbudował morale wojska. Tak jak poprzednio panika, teraz entuzjazm ogarnął wszystkich. Gros żołnierzy oświadczyło nawet, że pod wodzą księcia gotowi są służyć za darmo przez dwa kwartały. Lanckoroński powtórnie próbował wręczyć Jeremiemu buławę, ale i tym razem książę nie przyjął funkcji. Oświadczył: „nie ja W. Panom dawałem buławę i odbierać jej też nie będę" 12 . Przez jeden dzień Wiśniowiecki zdołał poprawić morale żołnierzy (w jakim stopniu mu się to udało miała pokazać przyszłość) i wysłać silny podjazd. Wreszcie książę opuścił obóz i wrócił do Szymkowiec. Następnego dnia nad Zbarażem rozpętała się burza. Dziwny traf zrządził, że piorun uderzył w chorągiew regimentarza Firleja, rozbijając ją zupełnie 13 . Ów omen omal nie podłamał przesądnej i bogobojnej załogi zbaraskiej. Kasztelan Firlej jak wspomniano był kalwinem, zatem zniszczenie jego proporca odczytano jako znak gniewu bożego za herezję regimentarza. Na szczęście wymówienie posłuszeństwa Firlejowi nie miało miejsca. Niemniej jednak wszyscy z niecierpliwością i nadzieją wyglądali księcia Jeremiego i jego dywizji. Książę przybył do obozu następnego dnia, 9 lipca. Regimentarze wyprowadzili z obozu całe wojsko i ustawiwszy go w szyku czekali na księcia. Firlej wraz z Lanckorońskim i Ostrorogiem wyjechali księciu na spotkanie. Niestety, zdarzył się przykry wypadek. Koń, na " W. T o m k i e w i c z, op. cii., s. 314. 12 Tamże, s. 315. " J. M i c h a 1 o w s k i, Księga pamiątnicza, Kraków 1864, s. 448.
którym jechał Firlej, zrzucił swego jeźdźca w błoto. Pechowy kasztelan ośmieszył się przed własnym wojskiem i zgubił czapkę, której zresztą nie udało się odnaleźć 14 . Tymczasem rozentuzjazmowani żołnierze wnieśli Jeremiego do obozu. Wraz z przybyciem księcia do Zbaraża wojsko zmieniło się w karne oddziały, odtąd każdy znał swoje miejsce i obowiązki. W Zbarażu zamknęło się 9000 wojska regularnego i około 6000 czeladzi. Siły to były niewielkie, tym bardziej że brakowało potrzebnej podczas oblężenia piechoty. Jej stan oscylował w granicach 2000. Resztę stanowiła jazda. Wojsko podzielono na pięć części: pod dowództwem Wiśniowieckiego, Firleja, Lanckorońskiego, Ostroroga i Koniecpolskiego. Każdy z dowódców miał przydzielony fragment obozu do obrony. Naprzeciw tej garstce obrońców ze wschodu i południa szły pułki Chmielnickiego. Do 24 czerwca hetman kozacki stał pod Białą Cerkwią. Tego dnia dowiedział się o przekroczeniu Dniepru przez chana. Ruszył więc w stronę Starego Konstantynowa, kierując się na spotkanie armii koronnej. Właśnie pod Konstantynowem dołączył do Kozaka chan tatarski, Islam Gerej III. Razem sprzymierzeńcy pomaszerowali na zachód. Hetman zatrzymał się jeszcze na tydzień nad Słuczą, dając wojsku wytchnienie przed nadchodzącą bitwą i czekał na posiłki. Zwlekanie z uderzeniem pozwoliło też „zebrać się w garść" polskiej armii, a tym samym stawić Kozakom zacięty opór. Z Chmielnickim szło 200 tysięcy wojska. W tej liczbie znalazło się około 70 tysięcy Kozaków. Resztę stanowiły masy chłopstwa. „Kto żyw poszedł do Kozaków, że ledwie byś znalazł na wsi takiego człowieka, który by nie miał albo sam iść do wojska, albo syna posłać. Jeżeli sam nie miał sił to parobka posłał" 15 . Chan prowadził około 100 000 14 J. W i d a c k i. op. cit., s. 167., W. T o m k i e w i c z op. cii., s. 315. 15 Latopis Samowidca, cyt. za: W. T o m k i e w i c z , op. cii., s. 316.
ludzi z ord: krymskiej, nohajskiej, budziackiej, dobruckiej oraz zastępy tureckie i wołoskie. Prócz tego mieli Kozacy ogromny tabor oraz 70 dział 16 . Z awangardą tej armii spotkał się podjazd wysłany z obozu zbaraskiego 9 lipca, w dniu przybycia Jeremiego do Zbaraża. Następnego dnia, czyli 10 lipca wysłano z obozu czeladź po żywność i siano dla koni. Niestety, w tym czasie pod Zbaraż zapędził się dwutysięczny oddział tatarski. Przeciw nim na harce wyszła książęca chorągiew tatarska. Tatarzy Jeremiego atakując przeciwnika rozdzielili się na trzy, po czym na cztery części; następnie znowu na dwie i łącząc się przed samym nieprzyjacielem uderzyli 17 . Tymczasem od strony Starego Zbaraża zbliżał się do obozu tabor Wiśniowieckiego z 200 ludźmi. Tatarzy, których liczba wzrosła do 30 tysięcy zauważyli oddział, a licząc na łatwy łup rzucili się do ataku. Czujny Jeremi wysłał jazdę pod Koniecpolskim, a następnie uderzył na Tatarów husarią, łamiąc ich opór. Wiśniowiecki Tatarów „tak wsparł mocno że i taborku obronił i ich na ćwierć mili odpędził od taboru i pole otrzymał" 18 . Po wyłapaniu tatarskich maruderów, książę pozostał na placu boju z jazdą do wieczora. Nikt się jednak nie pojawił, wobec tego dano sygnał powrotu do obozu. Pierwsze spotkanie zakończyło się sukcesem polskim. Odpędzono Tatarów, zabijając chańskiego murzę i łapiąc kilku jeńców, od których wyciągnięto wiadomości o zbliżającym się nieprzyjacielu. Wieczorem na zamku Jeremi Wiśniowiecki wydał ucztę dla regimentarzy i wyższych oficerów. „Wszystkie okna zajaśniały od świateł, zagrzmiały moździerze, trąby i kotły na wiwaty, a cały obóz i miasto wychwalały rezolucję 16 L. K u b a l a , Oblężenie Zbaraża, [ w:] Dzieła t. II, L w ó w 1923, s. 76. 17 J. M i c h a 1 o w s k i, op. cit., s. 449. 18 Tamże, s. 449.
wodza, który nie tylko sam serca nie tracił, ale i wojsku swemu otuchy dodać potrafił'" 9 . Stukot szklanic i wiwat podniosły bojowego ducha i napełniły serca optymizmem. Gdy wzniesiono pierwsze toasty, wojewoda ruski w obecności zebranych wygłosił mowę: „Jak ciężar na lancy tak w boju dobra sprawa przeważa. Im większe niebezpieczeństwo tym większa sława i nagroda. Pogarda śmierci i nieugięty animusz wzbudza w nieprzyjacielu uszanowanie i ten, co nas dziś nienawidzi, jutro ugnie karku przed nami. Czyż tylko na koniach umieją być Polacy mężnymi? Czyż w nogach czworonożnego latawca odwagę swą oparli? Dodajmy do olbrzymich tryumfów w polu bohaterską obronę okopów. Nie nowina to naszemu narodowi: świadkiem stolica Moskwy, któreśmy przez dwa lata bronili. Cośmy zdziałali naówczas, aby zatrzymać cudze, to dla sławy narodu i zbawienia własnego nie powinno nam się trudnym wydawać. Zbliża się król, spieszy ojczyzna cała na ratunek, byleśmy małą chwilę wytrzymali. Inaczej, jakiemże czołem wyszlibyśmy na spotkanie zbliżającego się z odsieczą Majestatu? Jakżebyśmy się z bracią naszą powitali?" 20 . Była to jednak ostania uczta przed rozpoczęciem oblężenia. Chmielnicki stał już pod Zbarażem. 19 L. K u b a 1 a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 78. 20 Tamże, s. 78, cyt. za: W. K o c h o w s k i, Historia panowania Jana Kazimierza. 5 — Zbaraż 1649
OBLĘŻENIE Miasto i zamek zbaraski znajdowały się w okolicy podmokłej, poprzecinanej strumykami, rzekami, licznymi stawami i bagnami. Płytkie koryto rzeki Gniezny lawirowało Wyżyną Podolską, tworząc liczne zakola. Niskie brzegi nie trzymały wody w korycie, lecz podczas opadów pozwalały rozlać się po okolicy, tworząc grzęzawiska i bagienka. Ziemia w okolicy była lepka i mulista w porach dżdżystych i sucha, zbijająca się w twarde grudy w czasie suszy. Największy w okolicy staw Bazarzyniecki oblewał miasto od wschodu. Długi na pół kilometra i szeroki nawet na 300 metrów był płytki przy brzegach, lecz w niektórych miejscach znajdowały się niebezpieczne głębie. Drugi staw, Zbaraski, był raczej bagienkiem porosłym sitowiem i szuwarami. To właśnie między tymi stawami powstało miasto, zbudowane na planie szachownicy i otoczone z trzech stron naturalnymi przeszkodami. Od północy wapienne skały oraz rowy i drewniany częstokół dopełniały obronności miejsca. Lecz okolice Zbaraża to nie tylko stawy i bagna. Prowadząca ku Załoźcom droga przechodziła przez gęsty las. Trakt do Wiśniowca oddzielała od wspomnianego
wcześniej szlaku dębina. Tam gdzie nie było lasu lub mokradeł, trawiaste pastwiska poprzecinane były mniejszymi i większymi jarami. Na wschód od miasta wznosiły się wzgórza. Na południe za rzeką Gniezną pofałdowany obszar tworzył opadającą łagodnie w stronę Tarnopola wyżynę. Na jednym ze wzgórz, tuż obok miasta, zbudowano zamek. Miasto i zamek położone były na Czarnym Szlaku. Czambuły tatarskie często gościły w okolicach miasta, a dwa razy nawet próbowały zająć zamek. Pierwszy raz podeszli pod Zbaraż w 1474 roku. Wtedy to drewniana twierdza spłonęła wraz z obrońcami. Za drugim razem w 1589 Tatarzy również nie zdobyli zamku, lecz poważnie go zniszczyli. Odbudowany po najeździe zamek zbaraski otrzymał wygląd nowoczesnej twierdzy, w typie nowoholenderskim. Pałac nie był tak bogaty jak inne rezydencje magnackie tego czasu, został za to doskonale ufortyfikowany. Wokół usypano ziemno-kamienne wały. Wysokie na 12 i szerokie na 20 metrów strzegły siedziby rodu Zbaraskich, a po ich wymarciu Wiśniowieckich. Na czterech rogach twierdzy zaprojektowanej na rzucie kwadratu o boku 88 metrów umieszczono bastiony z kazamatami. Po zewnętrznej stronie wałów wykopano głęboki rów, czyli fosę. Do zamku można się było dostać od strony miasta przez piętrową kamienną bramę. Zamek zbaraski był typową polską twierdzą kresową. Niewielki, ale nowocześnie ufortyfikowany wchodził w skład twierdz obszaru „o dużym nasileniu, niemal równomiernie rozrzuconych warowni, których szkielet stanowiły z jednej strony większe twierdze w rodzaju Lwowa, Mohylowa, Kamieńca, Brodów, Międzyrzecza Ostrogskiego. Towarzyszące im fortyfikacje ryglujące, to naturalne szlaki wodne, jak Kudak, to ciągi szlaków tatarskich: Czarnego, Wołoskiego i Kuczmańskiego, obwarowane pasmami zamków, miast i klasztorów
warownych — j a k np. wzdłuż tego ostatniego (Szarogród, Bar i Zbaraż)'". Rozmiary twierdzy zbaraskiej nie wynikały bynajmniej ze skromności środków finansowych jakimi dysponował książę Janusz Zbaraski. Zbaraż był wyrazem ówczesnej tendencji w sztuce fortyfikacji, tzw. „szkoły staropolskiej". Mała twierdza spełniała rolę zaplecza dla wojsk działających w polu. Stanowiła, jak wspomniano, znakomite zabezpieczenie przed częstymi najazdami Tatarów i dawała schronienie w wojnie ruchomej. Drugim charakterystycznym pomysłem „szkoły staropolskiej" była fortyfikacja polowa. Okopy znane z bitwy zbaraskiej i innych zmagań stały się, podobnie jak mała twierdza, podstawą prowadzonych walk. Pozwalały szybko przejść od działań zaczepnych do obronnych i odwrotnie. Dawały bezpieczeństwo w razie niepowodzenia, pozwalając w równie krótkim czasie zamknąć się w obrębie wałów i nękając nieprzyjaciela artylerią czekać na odsiecz. Właśnie ten cel przyświecał wojsku koronnemu. Gdy 11 lipca Chmielnicki przybył pod Zbaraż, jego oczom ukazały się długie na milę fortyfikacje. Pracami inżynieryjnymi kierował Lotaryńczyk Dubois 2 . On zaplanował kształt podobny do nieregularnego sześcioboku. Jednego, północnego boku broniło miasto i dwa stawy. Pięć pozostałych boków usypano z ziemi, tworząc kurtyny i bastiony. Na zewnątrz wykopano fosę i dodatkowo wzmocniono obwód fortyfikacji rawelinami. Niestety, obóz był zbyt obszerny, a wały za niskie. Zanim nieprzyjaciel pojawił się pod miastem, przystąpiono do poprawiania ' J. B o g d a n o w s k i, op. cit., s. 119. 2 L. Kubala w Oblężeniu Zbaraża, Dzieła, t. II za twórcę okopów podaje Krzysztofa Przyjemskiego, opierając się zapewne na relacji W. Kochowskiego Historia panowania Jana Kazimierza, s. 52.
umocnień, kopania głębszej fosy i budowy nowego, mniejszego obozu w obrębie starych fortyfikacji. Tymczasem wojsko podzielono na części, przydzielając każdemu oddziałowi fragment fortyfikacji. Południowy odcinek zajęli Aleksander Koniecpolski i regimentarz Stanisław Lanckoroński. Obok Koniecpolskiego na odcinku wschodnim stał drugi z regimentarzy, Andrzej Firlej. Pod jego komendą znajdowało się najwięcej dział. Odcinka zachodniego, graniczącego z kwaterami Lanckorońskiego, bronił Ostroróg, trzeci regimentarz. Północno-zachodniego krańca strzegł Marek Sobieski, starszy brat Jana, i Sieniawski. Obok nich zajęła pozycje dywizja Wiśniowieckiego. Po przeciwnej stronie obozu na północno-wschodnich wałach zgromadzono piechotę pod Krzysztofem Przyjemskim i dragonów Rozrażewskiego. Nominalnym dowódcą obrony był regimentarz Firlej, wyznaczony przez króla niefortunny wódz kampanii czerwcowej. Razem z nim dowództwo sprawowali Lanckoroński i Ostroróg. Podczas narad wojennych do głosu dopuszczano również Przyjemskiego, Koniecpolskiego i Wiśniowieckiego. To właśnie książę był spirytus movens obrony. Jego zdanie decydowało o poczynaniach obrońców i jego sprzeciw niweczył wszelkie niefortunne pomysły. Jeremi talentem wojskowym i organizacyjnym górował nad regimentarzami. Cieszył się również większym mirem wśród wojska niż kalwin Firlej. Jak wspomniano w XVII wieku przywiązywano dużą wagę do wyznania. W dobie kontrreformacji każdy kto nie był wyznania rzymskokatolickiego uważany był za niegodnego boskiej łaski. Pomimo uwag jakie Wiśniowiecki wytknął inżynierowi i regimentarzom kierującym pracami fortyfikacyjnymi, Chmielnicki i chan Islam Gerej III nie byli pewni szybkiego zakończenia oblężenia. Na radzie, która odbyła się zaraz po przybyciu pod miasto, uznano zdobycie obozu szturmem za niemożliwe. Jedynym sposobem wydało się regularne
oblężenie. „Sposób na to jest zatem taki, byśmy prowadzili wojnę bardzo powoli, [trzymali ich] w trwodze, zewsząd ich osaczyli, podkopami zaś, minami i racami, basztami i szańcami wznoszonymi na [wszystkie] cztery strony wokół nich tudzież działami burzącymi mury zniszczyli ich spokój i bezpieczeństwo. Niech w ten sposób opadną z sił i wynędznieją, niech skończy im się prowiant i zapasy, a da Ałłah, że w końcu zwycięstwo i wygrana będzie nasza" 3 . Tymi słowami zakończono relację z narady. Nieprzyjaciel rozłożył wojsko w półkole. Chmielnicki mimo postanowień Rady chciał spróbować złamać opór i uzyskać szybkie i łatwe zwycięstwo. Nie przystąpił zatem do prac oblężniczych i fortyfikowania okolicznych wzgórz i szlaków. Wydał natomiast rozkaz ostrzeliwania obozu. Kule wystrzelone z 30 kozackich dział zatoczyły łagodne łuki i z łoskotem spadały na zamek i obóz zbaraski. Takie cele obrali sobie kozaccy puszkarze. Kanonada wyrządziła duże straty w ludziach. Pod Markiem Sobieskim zabito konia, podobny los spotkał Sieniawskiego. Tymczasem Chmielnicki uszykował wojsko do szturmu. Kozacy, czerń i Tatarzy przystąpili do ataku. Masy dzikich spragnionych szlacheckiej krwi wojowników z ogromnym hałasem rzuciły się na wały. Obrońcy stawiali dzielny opór, ale podobnie jak przy ostrzale zamku tak i teraz zaczęła ogarniać ich panika. Regimentarze stracili kontrolę nad wydarzeniami, pomału zaczął panować chaos. Tymczasem Wiśniowiecki próbował opanować zamieszanie. Wysyłał posiłki w zagrożone miejsca i wydawał rozkazy. Na szczęście wyszła na wały procesja z Najświętszym Sakramentem i otrzeźwiła pełne strachu głowy. Od tej pory spokojnie i mężnie odpierano szturm za szturmem. Kozacy bowiem atakowali różne odcinki wałów, sprawdzając jak są mocne oraz gdzie zakwaterowano najzacieklejszych obrońców. Rozpoznanie 3 W. S e r c z y k , Na płonącej Ukrainie, op. cit., s. 232.
walką zakończyło się wieczorem. Mimo ogromnego naporu tysięcy nieprzyjaciół i ostrzału pierwszy dzień zakończył się zwycięstwem polskim. Gdy trąbki kozackie odwołały wojsko do obozu, na majdanie zbaraskiego okopu „łatwiej było o kule armatnie niż w powiecie lwowskim o kokoszy owoc" 4 . Te kule zniszczyły wiele namiotów, raniły i zabiły wielu żołnierzy i czeladzi. Następnego dnia, w poniedziałek 12 lipca wojsko polskie mogło podziwiać z wałów długi na milę tabor kozacki zajmujący miejsce ćwierć mili od stanowisk polskich. W nocy Kozacy usypali trzy ogromne szańce i zatoczyli na nie 40 dział 5 . O świcie rozpoczęli ostrzeliwać z nich polski okop. Armaty grały bez przerwy aż do wieczora. Przygwożdżeni nawałą artyleryjską Polacy chowali się w zakamarkach fortyfikacji. Dopiero gdy słońce chyliło się ku zachodowi, działa ucichły. Niestety, nie był to jeszcze koniec. Kiedy puszkarze kozaccy udali się na spoczynek, piechota przygotowywała się do szturmu. Atak nastąpił na całej linii. Szturmowano jednocześnie do wszystkich kwater. Na północno-wschodnim krańcu Rozrażewski wystąpił z własną dragonią przed nieukończony wał i ogniem muszkietów powstrzymywał atak Kozaków. Na odcinek kasztelana Firleja spadła nawała jeńców obojga płci z zawczasu przygotowanymi workami z ziemią. Za nimi szturmowali Kozacy, a wokół na zwinnych koniach krążyli Tatarzy, zasypując obrońców szarańczą strzał. W mig zasypano fosę i zaczęto szturmować wały. Atak powiódł się. Już Kozacy wdarli się na wały i zatknęli na ich szczycie chorągiew, gdy z odsieczą nadciągnął Wiśniowiecki. Na początku ataku Wiśniowiecki zakazał strzelać do Tatarów. Ów dziwny rozkaz podbudował żołnierzy psychi4 J. W i d ą c k i , op. cit., s. 175. s L. K u b a 1 a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 79.
cznie. Rozeszła się bowiem plotka po obozie, że regimentarze pertraktują z chanem 6 . Tatarzy jednak atakowali wraz z Kozakami, toteż książę był zajęty odpieraniem ataku na swoim odcinku. Uporał się jednak szybko z nieprzyjacielem i mógł pójść w sukurs Firlejowi. Zdążył w samą porę. Siedem razy Kozaków odpierano z wałów, lecz oni po siedmiokroć się tam wdzierali. Sytuacja stała się poważna, kiedy regimentarze postanowili się wycofać do zamku, przekonani, że nie utrzymają wałów. Na szczęście książę wojewoda ruski nie pozwolił 7 . Tymczasem niespodziewanie Kozacy ustąpili z prawej strony polskiego wału. To pozwoliło na wyprowadzenie jazdy. Królewska chorągiew husarii i ochotnicy spod innych znaków prowadzeni przez starostę krasnostawskiego, Marka Sobieskiego wpadli z impetem w bok kozackiej piechoty atakującej kwatery Firleja tratując, zabijając i spychając ją w staw. Z Sobieskim uderzyli Koniecpolski i Zaćwilichowski. Widząc co się dzieje, Chmielnicki dał rozkaz do odwrotu. Piechota gnana przez jazdę rzuciła się w stronę własnych szańców. Polacy ,jadąc im na karkach" zdobyli jeden szaniec i kilka chorągwi. W czasie kiedy polska jazda uganiała się po podzbaraskim boisku za niedobitkami kozackiej piechoty zaszło wydarzenie, które omal nie skończyło się tragicznie dla obrońców. Pułkownik hadziacki Burłąj, sławny Kozak, który zdobył turecką Synopę, zaatakował znienacka piechotę węgierską broniącą niedokończonego fragmentu wału tuż obok Bazarzynieckiego stawu. Niespodziewany atak burłąjowych Kozaków zmusił „węgrów" do ucieczki. Kozacy wdarli się za wały. Sytuację uratował Przyjemski. Przebił szpadą chorążego węgierskiego, opanował panikę, oddział 6 Tamie, s. 80. 7 Diariusz krótszy..., [w:] L . 117. K u b a l a , Oblężenie Zbaraża, op. cit., s.
zawrócił i wraz z piechotą cudzoziemską uderzył na Kozaków wypierając ich za wały. Polska jazda poradziła sobie już z kozacką piechotą i opanowała okolice, odcinając Burłajowi drogę powrotu. Teraz Burłaj znalazł się w pułapce. Odcięty od swoich towarzyszy musiał próbować się przebić. Z pomocą Chmielnicki wysłał mu oddział pułkownika Mrozowickiego. Tymczasem na burłajowych natarła piechota i czeladź obozowa wycinając mołojców. Zginął podobno sam Burłaj, aczkolwiek co do tego wydarzenia zdania historyków są podzielone 8 . Powracająca z pogoni za Kozakami jazda zwróciła się czołem ku idącemu Kozakowi z pomocą Mrozowickiemu. Rozpętała się bitwa zwycięska dla strony polskiej. Pod Mrozowickm ubito konia, a sam pułkownik został ranny. Kozacy zostali rozbici i wycofali się do swojego obozu. „Był to gorący dzień, ale skończył się niemałą klęską Kozaków. Leżał trup na trupie, w niektórych miejscach na chłopa wysoko. W stawie zostało mnóstwo ciał ludzkich, że później dla tych trupów i robactwa niepodobna było brać wody i głęboko studnie kopać musiano" 9 . Przez cały dzień 13 lipca odparli Polacy siedemnaście szturmów i wygrali dwie bitwy w polu. W nocy z wtorku na środę kopano nowe wały i przygotowywano się do ewakuacji w obręb nowego obozu. Stary b o w i e m był zbyt rozległy. Zauważył to Wiśniowiecki zaraz po przybyciu pod Zbaraż. Ze zdaniem księcia zgadzał się Firlej. Kiedy wcześniej książę ze swoją dywizją przekraczał bramę obozu wiedziano, że na większe siły nie było co liczyć. Marzenia Firleja o przybyciu króla wraz z armią prysły. Przygotowany na dużą liczbę wojska obóz wymagał natychmiastowych poprawek. Do kopania nowych wałów przystąpiono tuż 8 Problem śmierci Burtaja pod Zbarażem analizuje W. S e r c z y k, Na płonnej Ukrainie, op. 5 cit., s. 235-236. L. K u b a I a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 80.
po naradzie z 9 lipca, czyli po przybyciu Jeremiego 1 0 . Słuszne przypuszczenia regimentarzy i księcia potwierdził ostatni szturm. Długie wały trudno było obronić stosunkowo małą liczbą wojska. Prace trwały przez całą noc i dopiero o brzasku przeniesiono się do mniejszego o połowę szańca". Nowy wał przecinał stary obóz w ten sposób, że niedokończone wały odcinka Firleja zostały porzucone. Zmniejszono tym sposobem wschodni i zachodni bok obozu, co pozwoliło skoncentrować wojska na mniejszym obwodzie. W tym czasie kiedy czeladź jak i towarzysze spod poważnych znaków kopali ramię w ramię nowe fortyfikacje, Chmielnicki zrozumiał, że trudno będzie szturmem zdobyć Zbaraż, postanowił rozpocząć regularne oblężenie. Otoczył więc obóz półkolem szańców, baterii i taboru. Zajął drogi ku Załoźcom i Wiśniowcu, wsie: Stary Zbaraż, Bazarzyńce, Załuże oraz okoliczne wzgórza. Jednocześnie rozkazał zbudować kilkanaście machin oblężniczych zwanych hulajhorodynami lub hulajgrodami, a po polsku czołgami, „z grubych drewien zrobione, na kołach pomykające się, między niemi we środku mosty dla przebywania fosy, drabiny dla włażenia na wał [...]" 12 . Nie zaprzestał jednak hetman kozacki prób zdobycia okopu. 14 lipca przygotowano szturm na kwatery księcia Jeremiego. Uderzono całą potęgą wojsk Chmielnickiego. I tym razem podobnie jak dnia poprzedniego szturm odparto, zadając Kozakom duże straty, po czym Kozacy „ledwo nazad umknęli". Po nieudanym szturmie chan tatarski postanowił spróbować układów. Pamiętał bowiem dobrze pierwsze chwile 10 J. W i d a c k i , op. cit., s. 171 i 178. " L. Kubala i W. T o m k i e w i c z twierdzili, że obóz zmniejszono o 1/3. J. Widacki tymczasem pisze, że obóz zmniejszono o połowę ( K n i a ź Jarema, s. 12 178.) W. K o c h o w s k i, op. cit., s. 59.
walk, kiedy to na wyraźny rozkaz księcia zakazano strzelać do ordyńców. Posłał więc do Wiśniowieckiego wezyra Sefer Kazi agę. Obaj spotkali się w polu między pozycjami wrogich wojsk. Tatar zbrojny w instrukcję swego pana przywitał księcia tymi słowy: „Chcąc ciebie i twoich wybawić, pokój wam ofiaruje od chana i kozackiej strony, byleście się chanowi pokłonili i oręż mu złożyli". Kniaź słysząc te słowa wpadł w gniew, ale po chwili uspokoił się, a słysząc właśnie rozpoczynającą się kanonadę kozacką odpowiedział chańskiemu posłowi: „Oto wasz bohatyr Chmielnicki co robi: znać że w was dufa, a zatem i te kondycje, które nam niby do pokoju podajecie, są niepewne, bo on ich słuchać nie będzie, więc piszem jakby na wietrze. Ale, jeżeli nam prawdziwie sprzyjacie, razem się na Chmielnickiego z nami ruszcie, a wojsko jego zburzcie — dopiero wam za to podziękujemy i przyjaźnią dobrą odsłużymy" 13 . Sefer aga nie był zadowolony słysząc z ust księcia propozycję zdrady Kozaka, zwrócił rozmowę na inne tory. Tym razem książę nie widział sensu dalszej dyskusji, obrócił się i odjechał do obozu. Salwy kozackich dział i artylerii z polskich bastionów nie przyniosły rozstrzygnięcia do wieczora. Następnego dnia nie działo się nic szczególnego. Kozacy przygotowywali się do kolejnych szturmów i prowadzili prace oblężnicze. Oprócz wspomnianych wyżej robót, mołojcy kopali aprosze, czyli wąskie rowy w ziemi kierujące się pod kątem ostrym w stronę polskich umocnień. Tymi to aproszami zbliżali się do stanowisk armii koronnej i ostrzeliwali je z broni palnej lub łuków. Przy załamaniu każdej linii rowów Kozacy stawiali szańce, na nie wtaczali armaty, którymi bronili dalszych prac inżynieryjnych i ostrzeliwali obrońców zbaraskich. Podobnie było 16 lipca. Spokój przerwał wieczorny atak pułkowników Nebaby i Hładkiego. 13 W. T o m k i e w i c z , op. cit., s. 319.
Żaden z nich nie odniósł sukcesu i musiał wycofać się pod ochronne skrzydła kozackiej artylerii. Nad ranem, w sobotę 17 lipca, kiedy mgła pokrywała jeszcze okolice Zbaraża, stojący na drodze do Załoźców pułkownik kozacki Iwan Fedoreńko Bohun zbliżył się do miasta. Przeszedł wał i zaczął wycinać ostrokół. Akcja niewątpliwie powiodłaby się, gdyby nie jeden pachołek idący do miasta po zakupy. Zobaczywszy co się dzieje, wrócił co tchu do obozu i podniósł larum. Rzucili się zaraz kto żyw: chłopi, czeladź, mieszczanie i szlachta do obrony miasta, w którym, jak pamiętamy, znajdowała się studnia. Tymczasem odgłosy walki zaalarmowały również Kozaków. Zadymiły szańce i w stronę obozu poleciały kule. Jednocześnie Kozacy rzucili się na pomoc swoim towarzyszom. Bohun zaskoczony oporem mieszczan zaczął się cofać. Wpadł na niego pułkownik Korf ze swoją piechotą i rozbił ich 14 . Sam Bohun został ciężko ranny 15 . Czy po rannych niepowodzeniach Kozacy rwali się do szturmu, trudno powiedzieć. Ani Kubala, ani Serczyk nie piszą nic o popołudniowych czy wieczornych walkach. Jan Widacki w biografii Jeremiego Wiśniowieckiego nie określa jasno swojego zdania zaznaczając, że „następny szturm generalny nastąpił 19 lipca (wg niektórych źródeł miało to być 17 lipca)". Z grona historyków tylko Władysław Tomkiewicz jasno przytacza przebieg wydarzeń, datując je na 17 lipca. Wydaje się, że autor oparł się na Księdze pamiątniczej Michałowskiego, który nie wspomina nic o szturmie z 19 lipca. W tym miejscu przytoczymy obydwa szturmy, które mimo podobieństw różnią się szczegółami. 14 W. K o c h o w s k i , op. cit., s. 215; Diariusz obszerniejszy [w:] J. M i c h a ł o w s k i , op. cit., s. 459. 15 Tożsamość Bohuna jest problematyczna. W źródłach opisujących wydarzenia występuje jako Fedoreńko. Niektórzy historycy identyfikują go z Iwanem Bohunem (patrz postscriptum).
Zatem „17 lipca przypuścili znowu Kozacy wielki atak do kwater Wiśniowieckiego, prowadząc z sobą 14 nowo zbudowanych hulajgrodów. Atak został odparty. Ludzie księcia wypadli z okopów, hulajgrody popalili i spędzili Kozaków z pola. Skoczyli w pomoc Tatarzy «ale od pól pola znowu zręcznością księcia spędzeni, ledwo do swoich trafili i tu szkodę znowu znaczną odniósłszy». Szturm ten przyniósł Kozakom nową porażkę, martwili się zwłaszcza z powodu utracenia machin oblężniczych" 15 . Niniejszy szturm jak i wyprawa Kozaka Bohuna uświadomiły po raz kolejny zresztą, że wały obozu zbaraskiego były zbyt rozległe. Nie mniejszym zagrożeniem były ciągle postępujące roboty oblężnicze kozackich inżynierów. Aprosze zbliżały się już do polskich wałów, a artyleria kozacka stała niebezpiecznie blisko polskich pozycji. W tej trudnej sytuacji zebrano się na naradę. Wśród wielu różnych głosów pojawiły się zdania, aby działa i piechotę zamknąć w zamku, a z samą jazdą przedzierać się przez linie kozackie. Nim pierwsze sposoby ewakuacji zaczęły regimentarzom kiełkować w głowie, książę Wiśniowiecki uciął dysputy stanowczym veto, argumentując przekonywająco: „Chyba skrzydła sobie i koniom przyprawimy. A cóż się stanie z tymi, co od koni odpadli? A czeladź nasza, a miasto, a chłopi, którzy się pod opiekę naszą oddali? Cokolwiek bądź, czy cześć nad życie, czy życie nad uczciwość przeniesiemy, jedno i drugie zachować możem tylko tu, na tem miejscu, nie tracąc odwagi i wytrwałości" 17 . Nie pierwszy raz zdanie księcia zaważyło na decyzji regimentarzy. Szanując racje Wiśniowieckiego zdecydowano się na usypanie nowego wału. Do pracy zabrano się zaraz 18 lipca i pracowano bez przerwy dzień i noc do 16 W. T o m k i e w i c z , op. cit., s. 320. 17 K o c h o w s k i , op. cit., s. 8 1 - 8 2 . cit., za: L. Kubala, Oblężenie Zbaraża, op.
następnego dnia. W nocy z 19 na 20 lipca zaplanowano przeprowadzkę do nowych wysokich wałów. Tymczasem Chmielnicki przygotowywał następny szturm. Chytry hetman chciał wykorzystać moment przenoszenia polskich chorągwi do mniejszego obozu. Przed północą dał rozkaz do szturmu. I tym razem największy napór skierowano na kwatery księcia Wiśniowieckiego. 14 wysokich hulaj grodów toczyło się powoli w stronę polskich szańców. Z tych wysokich wież bezkarnie strzelano do zamkniętej w obozie polskiej załogi. Ci dwoili się i troili, odpierając szturm za szturmem. Morze czemi zalewało polskich obrońców, lecz ci niezmordowanie bronili się dalej. Regimentarze znów zaczęli przemyśliwać o wycofaniu się do zamku, ale i tym razem Wiśniowiecki zabronił. I kiedy Kozacy wdzierali się na wały, kiedy wypierali z nich obrońców i wydawało się, że nadchodzą ostanie chwile obrony, z nieba lunęły potoki wody. Bitwa została przerwana. Kozacy wycofywali się do swoich szańców, Tatarzy wracali do kosza, czyli obozu. Na pobojowisku zostały stosy rannych, zabitych i hulajgrody, których Kozacy nie zabrali z sobą. „Cała przestrzeń od taboru do obozu stanęła jakby jedno wielkie jezioro, tu i ówdzie pięć stóp głębokie'" 8 . Jednak nie na tym zakończyły się zmagania nocne. Jak powiedziano, Kozacy pod ochroną nielicznej straży zostawili unieruchomione w błocie blisko polskich szańców hulajgrody. Okazja zniszczenia tej groźnej broni mogła się już nie powtórzyć. Korzystając z ciemności nocy i padającego deszczu wydał Wiśniowiecki rozkaz wycieczki. Z obozu wyszło 500 ludzi i cicho zakradło się do nieprzyjacielskich pozycji. Niespodziewający się kontrataku, zaskoczeni Kozacy nie stawiali oporu. Zdobyto chorągwie i spalono wszystkie machiny. „Z podziwieniem 18 K o c h o w s k i , op. cit., za: cit., s. 82. L. K u b a l a , Oblężenie Zbaraża, op.
wielkim w tak mokry czas przez noc te szturmy [hulajgrody — przypis K.Ś.] gorzały, do których ordy kilkadziesiąt tysięcy komunikiem skoczyło i precz Kozaków pieszych naganiali, ale nasi i tym dali mężny opór" 19 . Przygotował bowiem zawczasu książę chorągiew lekką i dragonów, których w decydującym momencie wyprowadził przed wał i uderzył na pędzącego przeciwnika. Ogień dragońskich muszkietów i szarża jazdy pohamowały zapędy Tatarów. Za Wiśniowieckim uderzyły chorągwie Sobieskiego, Ostroroga i Sieniawskiego, powiększając zamęt i straty w szeregach wroga. Tak się zakończył dzień 19 lipca, dzień najzacieklejszego szturmu. Rano następnego dnia rozpoczęto odwrót do nowego obozu. Chmielnicki tym razem nie miał zamiaru przeszkadzać oblężonym w operacji. Przeciwnie, zaraz po wycofaniu Polaków sam zajął ich dotychczasowy wał. Do wieczora panował spokój, ale po zachodzie słońca Kozacy znowu zaatakowali i tym razem nic nie wskórali. Gdy pierwsze promienie oświetliły okolicę, załoga zbaraska ujrzała wysoki wał okalający ich pozycje dookoła. Z tegoż wału Kozacy rozpoczęli ostrzał majdanu polskiego obozu tak intensywny, że trudno było znaleźć bezpieczne miejsce. Musiano kopać pod wałem, czyniąc w miarę bezpieczną zasłonę od nieprzyjacielskich kul. Pod nawałą kul minęły dwa dni. W tym czasie Kozacy postawili jeszcze dwa wyższe wały 20 . Z nich był „taki prospekt do obozu, że i psa w obozie naszym zabijali" 21 . Nieustanny ogień trwał jeszcze dwa dni, do 24 lipca. Przez ten czas Kozacy próbowali minami zniszczyć polskie umocnienia, ale wykopane tunele zasypywała obsypująca " Diariusz krótszy..., [w:] L. Kubala, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 117. 20 Pisze o tym Kubala powołując się na Diariusz krótszy..., s. 82, 117. 21 Diariusz krótszy... s. 117. [w:] L. Kubala, Oblężenie Zbaraża, op. cit.,
się ziemia. Aby udaremnić kozackie zamiary, Polacy stawiali na wałach beczki z wodą. Chlupiąca i ruszająca się woda demaskowała nieprzyjacielskie roboty. Wówczas to wychodziła z obozu wycieczka, przepędzała Kozaków i niszczyła minę. W sobotę 23 lipca do Chmielnickiego przybył trębacz z listami nakłaniającymi Kozaków do wierności dla Rzeczypospolitej. Pomimo dobrego przyjęcia posłowi nie udało się nakłonić Kozaków do posłuszeństwa. Toteż gdy tylko wrócił do obozu zbaraskiego od strony kozackiej poleciały kule. Dopiero następnego dnia zdecydowano się podjąć rozmowy. Kozacy zaczęli wołać w stronę polskich pozycji, aby zaprzestano strzelać. Czyniąc zadość hetmańskiemu żądaniu do kozackiego obozu wysłano rotmistrza Mikołaja Zaćwilichowskiego i chorążego Mikołaja Kisiela. Obaj posłowie byli wyznania prawosławnego. Zaćwilichowski próbował nakłonić Kozaka do chwilowego zawieszenia broni i posłuszeństwa wobec Rzeczypospolitej. W odpowiedzi Chmielnicki przedstawił krzywdy doznane przez Kozaków i... zaczął namawiać Zaćwilichowskiego do pozostania wśród Kozaków. Rotmistrz oburzony taką propozycją zawrócił do Zbaraża. Kiedy Zaćwilichowski konferował z Chmielnickim, żołnierze obu walczących stron, szlachta i chłopstwo wyszli ze swoich kryjówek i prowadzili przyjacielskie dyskusje. Pytano się o znajomych, o wieści z rodzinnych stron, niektórzy częstowali Kozaków tabaką. Minęły trzy dni i z obozu polskiego wyjechał następny posłaniec. Tym razem był to Stanisław Janicki, szlachcic znający język tatarski. I wysłano go właśnie do chana. Janicki miał nakłonić Islam Gereja do odstąpienia od oblężenia lub nawet do połączenia się z Polakami przeciw Kozakom. Takie warunki nie przypadły chanowi do gustu, który w odpowiedzi zagroził obrońcom, że jeśli się nie
poddadzą, to „wywlecze ich za łeb" 22 . Rozmowy utknęły. Janicki wrócił do obozu z niczym. Po jego powrocie zdecydowano się kolejny raz zmniejszyć obóz. Nie zwlekając zabrano się do pracy. Rankiem Tatarzy wyszli przed wał, demonstrując swoją siłę. Część z nich udała ucieczkę, by wywabić jazdę polską z obozu, cześć uderzyła na okopy. Jednak nieporadni podczas oblężenia Tatarzy nic nie uzyskawszy, wrócili z powrotem do kosza pogonieni salwami koronnej artylerii. Aby pognębić oblężonych, Kozacy łapali się różnych sposobów. „W ostatku chłopów dwóch miejskich, którzy tam byli między nimi przysłali, aby cicho zapalili miasto, ale to postrzeżono i tych chłopów w sekwestr [areszt] pobrano" 23 . Próbowali również Kozacy rozkopać groble i osuszyć staw. To znowu spróbowali zalać polski obóz. Nic jednak nie wyszło z tych zamiarów. Nie powiodła się też próba nastraszenia obrońców zgrają przebranych za janczarów Kozaków. Na koniec „czarami nadrabiano, ale i te za egzorcyzmami naszych kapłanów nie szkodziły. Strzelali z dział kłębkami z nici na opak zawinionymi, czyli chcąc tabor zapalić, czyli nas oczarować" 24 . Kiedy Tatarzy „zapraszali" na harce polską jazdę, chan zdecydował się na rozmowy z Polakami. Kazał więc napisać wezyrowi list, w którym zapewniał o chęci pośredniczenia w pokoju między Chmielnickim a oblężonymi, pod warunkiem jednak, że Wiśniowiecki i Koniecpolski będą go o to prosić. Dla omówienia szczegółów wyjechał do chana Janicki, ten sam, który składał wizytę w chańskim namiocie dwa dni wcześniej. Jakież było zdziwienie posła, gdy po wymianie uprzejmości usłyszał z ust chana przestrogę, aby się obrońcy poddali „bo jutro będziecie kęsim". „Już nam trzy niedziele ten sąd Boży obiecujecie, a nic, po 22 J. M i c h a t o w s k i, op. cit., s. 451. 23 Tamże, s. 452. 24 Tamże, s. 452.
staremu i jutro nam za łaską bożą nie będzie, a kto po naszą głowę przyjdzie, ten i swoją przyniesie" 25 . Tak miał odpowiedzieć chanowi Janicki. Te słowa sprowadziły chana na ziemię, bo innym już tonem zaproponował spotkanie z księciem Wiśniowieckim. Chciał jednak przy tym, aby go o wizycie księcia uprzedzono, bo — jak mówił — chciał na jego spotkanie wysłać wszystkich swoich murzów. Z tą wiadomością wracał Janicki do regimentarzy. Odprowadzał go szlachcic wzięty do niewoli tatarskiej nad Żółtymi Wodami i wykupiony przez Chmielnickiego za jedną kobyłę, Jan Wyhowski, przyszły hetman kozacki, zwolennik przymierza z Polską. Nocą z 28 na 29 lipca wyszła z obozu polskiego wycieczka w sile 12 towarzyszy. Cichutko i niepostrzeżenie podkradli się pod kozackie wały, w miejscu gdzie trzech mołojców grało w karty. Niespodziewana wizyta zakończyła się pełnym sukcesem. Dwóch Kozaków zabito, a trzeciego, niejakiego Hryćka z Czehryna pojmano żywcem. Jak wartościowy był to jeniec, miało się okazać jeszcze tej samej nocy, podczas przesłuchania. Ów niefortunny hazardzista zeznał, że przygotowano pułapkę, w którą miał wpaść książę Jeremi, gdyby przybył do chana. Chan bowiem nie zamierzał puścić Wiśniowieckiego z powrotem do obozu. Oprócz niniejszej wiadomości doniósł jeszcze Hryćko o marszu wojsk litewskich w dół Dniepru i obawach Zaporożców z tym związanych. Obawiali się też Kozacy rychłego przybycia króla. Wysyłano nawet podjazdy, aby dowiedzieć się czegoś o marszu królewskim, ale bez rezultatu. Niemniej jednak na samą wieść o zbliżaniu Jana Kazimierza czerń pomału zaczęła uchodzić z obozu 26 . Na drugi dzień przed wezyrem zjawił się nie Wiśniowiecki, lecz Janicki z oznajmieniem, że księciu jak i innym 25 Tamże, s. 4 5 3 . 26 Tamże, s. 454.
dowódcom nie wolno wyjść z obozu, a to przez respektowanie praw wojennych. Sam Janicki zaofiarował się pośredniczyć w rozmowach, przekazując regimentarzom i księciu Jeremiemu relację ze spotkania z chanem. Wezyr nie przystał na te warunki 27 . Tego dnia nie przystąpili Kozacy do szturmu. Nie siedzieli jednak spokojnie w szańcach. Czasami rozlegały się strzały z broni ręcznej, to z jednej, to z drugiej strony. Czasami wystrzelono z działa. Toczono też potyczki słowne. Kozacy drwiąc ze szlachty pytali: „Czemu to panowie nic nie karzecie robić poddanym waszym? Już rok mija, lato schodzi, a jeszcze czynsze i dziesięcina z bydła nie wybrana". Polacy odpowiadali, że Kozacy wprawdzie mają teraz wolne, ale wnet odrobią zaległości, sypiąc księciu Jeremiemu groble na Dnieprze. Zapewniali, że czynsz wybierze zbliżająca się już do Kijowa armia litewska, a dziesięciny wezmą Tatarzy, zabierając żony i dzieci mołojców w jasyr 28 . Na tym podobnych rozmowach zszedł dzień 29 lipca. Dzień spokojny, w którym zmęczone walkami wojsko polskie znalazło chwile wytchnienia. Zachęceni powodzeniem ostatniej wycieczki, nocą z 29 na 30 lipca wyszli Polacy zza wałów w większej niż ostatnio sile. Tym razem Kozacy byli czujni, wycieczka się nie udała. Niefortunnych harcowników rozbito, a wśród zaginionych znalazło się 30 towarzyszy 29 . Tymczasem prace przy nowym obozie dobiegały końca. Tym razem usypano wyższe wały, a fosę wykopano na 9 - 1 5 stóp głębokości i 15 stóp szerokości. Tymi fortyfikacjami otoczono miasto od strony rzeki Gniezny w ten sposób, by wały dochodziły do bastionów zamku. Zamek zaś zasłaniał miasto i obóz. 27 L. K u b a 1 a. Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 84. 28 Tamże, s. 84. J. M i c h a ł o w s k i , op. cit., s. 454. 29
Nie był on jeszcze jednak skończony, kiedy w piątek rano (30 VII) zarządzono trzecią podczas tego oblężenia przeprowadzkę. Aby zabezpieczyć odwrót, na starych fortyfikacjach pozostawiono po 15 ludzi z każdej chorągwi. Gdy Kozacy zauważyli polski manewr, przystąpili do szturmu. Piechota uderzyła na Kozaków i walcząc ręczną bronią i kolbami „bo nie było czasu nabijać", wyparli napastników, ponosząc jednak ciężkie straty. Chmielnicki rozkazał zająć stary polski wał, zatoczyć armaty i rozpocząć sypanie nowych szańców. Pod osłoną ognia artylerii Kozacy uporali się z zadaniem w ciągu trzech godzin. Nowy, wysoki wał stał około 30 kroków od polskich pozycji 30 . Stosunkowo niewielkie rozmiary nowego okopu, który był zaledwie 1/10 pierwotnych fortyfikacji, zmusiły regimentarzy do zmiany rozlokowania chorągwi. „Przyjemski ze swą piechotą bronił pozycji nad stawem, przy dolnej bramie zamkowej znajdowało się stanowisko piechoty Rozrażewskiego, dalej wałowej kurtyny bronili «żołnierze wielkopolscy», rawelin i flankę wału obsadzili żołnierze z chorągwi Firleja, następnie w kolejności stanowiska obsadzały chorągwie Koniecpolskiego i wojsko kwarciane, chorągwie Sieniawskiego, Ostroroga, Sobieskiego, chorągwie książąt Wiśniowieckich i Zamoyskiego. Przygródka bronił Bobrowski z Kalinowskim, przy nich dragonia i piechota łanowa. Miasta bronił Lanckoroński ze swym pułkiem, regimentem cudzoziemskiej piechoty Korfa i piechotą łanową 31 . Ostatniego dnia lipca rzucili się Kozacy do szturmu na nowe umocnienia. Atak był tak gwałtowny, że udało im się wedrzeć na wały. Na szczęście kasztelan Firlej wraz z Lanckorońskim odrzucili nieprzyjaciela, czyniąc mu duże szkody. 30 L . K u b a l a , Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 84., W. S e r c z y k. Na płonącej 31 Ukrainie, op. cit.,s. 241. J. W i d a c k i , op. cit., s. 184.
Minął lipiec. Okopy, które Chmielnicki planował zdobyć pierwszym szturmem, broniły się już trzy tygodnie. Mimo dużych strat, wycofywania się do coraz mniejszych okopów, opór nie słabł. Lecz wysiłek jaki włożyli obrońcy w odpieranie dotychczasowych ataków potęgowały głód, brak wody, choroby i zmęczenie. Gdy skończyły się skromne racje żywnościowe zaczęto jeść konie, których wiele padało od kul armatnich, a nawet psy. Zdarzały się walki o marne kawałki mięsa między czeladzią, a nawet regularnym wojskiem. Zamknięta w mieście ludność chłopska i mieszczanie była w jeszcze gorszej sytuacji. Drożyzna nie pozwalała im, ubogim ludziom na kupno jadła. Stąd powodowani głodem postanowili opuścić miasto. Zgodzono się. Na ich prośbę wypuszczono około 4000 mężczyzn, kobiet i dzieci. Natychmiast otoczyli ich Tatarzy. Zdrowych i silnych wzięli w jasyr, resztę wycięli. Gdy po raz drugi chciano wypuścić chłopów sprzeciwił się temu Wiśniowiecki. Rozkazał żywić ich z resztek wojskowych racji. Nie mniejsze problemy były z czystą wodą. Jedna miejska studnia nie była w stanie zaopatrzyć tak dużej masy ludzi i koni. Zaczęto więc korzystać z wody ze stawu. Ta jednak nie była czysta, a to z powodu rozkładających się tam trupów. Niemniej jednak pragnienie było większe niż poczucie higieny. Skutki mogły być tylko jedne. Wielu żołnierzy zapadło na choleropodobną biegunkę 32 . Chorzy i ranni wypełnili zamkowy lazaret. Coraz częściej też bywał przy nich ktoś z dowództwa. A to przynoszono żywność, a to obdarowywano nagrodami. Pilnowano przy tym, by cyrulicy wypełniali swoje obowiązki. Głodni, spragnieni, chorzy i wycieńczeni psychicznie żołnierze nie mieli czasu ani okazji do wypoczynku. " Tamie, s. 184.
Skromna ich liczba musiała cały czas czuwać przy wałach. Krótkie, brutalnie przerywane chwile snu nie mogły pokrzepić obrońców. Toteż zdarzały się próby dezercji i ucieczki z obozu. Żołnierzy nie powstrzymywały przed dezercją kary (odcinanie rąk i nóg) ani mordowanie ich przez Kozaków. W utrzymaniu dyscypliny pomagała postawa dowódców, przykład jaki dawali Wiśniowiecki, Firlej, stary Ostroróg, starosta krasnostawski Marek Sobieski i wielu innych. Trzymała też obrońców nadzieja przybycia króla z odsieczą. Lecz mimo zapewnień dowódców, że król lada dzień stanie pod Zbarażem, ta nadzieja z każdym dniem była mniejsza... Przyszedł sierpień, a wraz z nim szturm spojonych gorzałką mołojców. Uparty Chmielnicki chciał jak najszybciej zakończyć oblężenie. Lecz i tym razem mimo brawurowych ataków przeważnie na kwatery księcia Jeremiego szturm nie przyniósł oczekiwanych rezultatów. Tego dnia książę Jeremi po raz pierwszy użył granatów ręcznych, nieznanych Kozakom. Nowa broń przeraziła mołojców. Wały zostały obronione przy znacznych stratach kozackich. Postanowił więc hetman innym sposobem pognębić oblężonych. 2 sierpnia stanął pod zbaraskim wałem posłaniec hetmana Chmielnickiego z listem do księcia Jeremiego. Oprócz listu przysłał również hetman list Jeremiego do króla, znaleziony przy posłańcu złapanym pod Lwowem. Straże zaprowadziły posła do kwatery książęcej. Tam zostawiwszy list, sam się oddalił. Treść dopisku pod listem Chmielnickiego wyjaśniała skąd się znalazło w kozackich rękach pismo Jeremiego. „List ten wraz z posłańcem trzy mile ode Lwowa pojmano. Posłańcowi szyję ucięto, a list WKsMci w całości odsyłam". Pisał też hetman, że na próżno Polacy czekają króla, który „bez umu nie jest, aby lud swój nierozsądnie tracił. [...] JKMć lepiej to upatruje, że się nas sam
ku sobie doczeka, z którym my zgodę pewną i umowę zawrzeć możemy" 33 . Gdy Wiśniowiecki czytał list, posłaniec opuściwszy kwaterę Jeremiego wykonywał zadanie, dla którego przysłał go Chmielnicki. Miał bowiem namówić piechotę niemiecką do przejścia na stronę kozacką. W tym celu zakręcił się obok oddziału piechoty cudzoziemskiej i oddał list hetmański chorążemu piechoty Korfa. Ten natychmiast przekazał go swemu pułkownikowi, który z kolei zjawił się z listem w kwaterze księcia Jeremiego. Misja się nie udała. Ale zanim posłaniec wrócił, dano mu książęcy list z odpowiedzią: „MP. Hetmanie, lubo nie list, ale kartkę oddano mi od WM., ja listem odpisuję, dziwiąc się, skąd taka niechęć do mnie, żeś i posłańca mego zabić rozkazał i mnie listem przyzwoitym nie obesłałeś. Wspominając o przeszłości, miałbyś W M . wiele powodów pamiętać i być wdzięcznym za łaski i dobrodziejstwa moje. Nie było się też chlubić z czego, żeś WM. posłańca stracić kazał, bo to tyrański obyczaj i wszystkim narodom pod słońcem obrzydliwy. Pomnieć trzeba, że kogo z niska fortuna wynosi, to na to powszechnie, aby ciężej upadł. Zaczem i Wmści na to oglądać się potrzeba, aby szczęście nie opuściło. A czas by już obaczyć się: Boży naprzód, a potem królewski majestat przejednać, a tę krew chrześcijańską przeciw nieprzyjaciołom Krzyża świętego chować, a nie wylewać j e j na pociechę obcym. To ja, jakom z przodków moich wojsku zaporoskiemu życzliwy, piszę i życzę i pomagać gotów jestem. A lubo mnie, WM. nieżyczliwym zowiesz przyjacielem, uznasz inaczej, kiedy się wiernym Panu i Rzeczypospolitej pokażesz. Jakoż po wszystkich plagach Bożych do tego przyjść musi, bo niepodobna, abyś W M . zwojował króla, który 3:1 List Chmielnickiego do króla [w:] L. K u b a l a , Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 85.
dotychczas nie mieczem, ale łaskawością chciał zwyciężać. Złe przeprawy nie przeszkodzą mu przysłać posiłków, kiedy j a k o monarcha z całą ruszy potęgą, bo i W M . nie wszystkie listy przejmujesz, jakie od nas do króla idą. I to się nie godzi, żeś uniwersał posłał na zbuntowanie wojska cudzoziemskiego. Nie d o k a ż e tego nikt, aby ich od poprzysiężonej wiary oderwał, a między nimi większa część jest takich, co nie zwykli nigdy zdradzać. List ten do cudzoziemców pisany, jako niepotrzebny odsyłam, a jeślibyś WM. miał co więźniów ze Lwowa wziętych, proszę racz mi oznajmić, gotowy okup dam za nich — wszkżeś WM. pisał w swej karcie, że aż za Lwowem moje listy przejęto. Żeś WM. w mojem Zadnieprskiem państwie spustoszenia przestrzegał, słusznieś to uczynił, bo stamtąd wojsko zaporoskie tak od przodków moich, jak i ode mnie, wiele dobrodziejstw odnosiło i odnosić będzie po uspokojeniu Rzeczypospolitej. Poddanych moich WM. upewnij, że z łaski mojej ukontentowanie odnosić będą. Nie mam im za złe, że się do wojska WM. udali — musieli podobno. Jednak abyś ich WM. przy sobie nie trzymał, ale do domu odprawił, pilno żądam. Co ja zechcę odwdzięczyć czasu swego. WM. życzliwy przyjaciel. Hier. Xże na Wiśniowcu i Lubniach, wojewoda ruski" 34 List trafił do Chmielnickiego jeszcze tego samego dnia. Hetman nie przejmował się zapewne uwagami księcia Jeremiego. Przez trzy dni, tj. 3, 4 i 5 sierpnia nie organizował też żadnych szturmów. Owszem, strzelano z dział, ale był to już dla oblężonych chleb powszedni. Tymczasem za radą Firleja i Wiśniowieckiego nocą oświetlano przedpole obozu zapalonymi maźnicami. Pomysł, którego jak dotąd podczas żadnej wojny nie wykorzystano, 34 List Jeremiego do Chmielnickiego, Zbaraża, op. cit., s. 85-86. [w:] L. K u b a l a , Oblężenie
pozwolił obserwować ruchy pułków kozackich i w porę im przeciwdziałać 35 . Jakie zamiary kierowały Wiśniowieckim, zadającym sobie trud napisania tak obszernego listu, nie jest wiadome. Książę zdawał sobie zapewne sprawę, że ani nie nawróci Chmielnickiego ku miłości dla Rzeczypospolitej, ani nie pchnie go na Tatarów. W takim razie musiał liczyć na przedłużenie przerwy w boju, co dla obrońców było na wagę złota. Albo... Prof. Widacki uważa, że w tym samym czasie kiedy kozacki poseł wyjeżdżał ze Zbaraża, wychodził z niego również niezauważony przez nikogo posłaniec do króla, Mikołaj Skrzetuski. Z tym zdaniem zgadza się również prof. Serczyk. Nie wiadomo kiedy dokładnie Skrzetuski opuścił Zbaraż. Wiemy natomiast, że u króla w Toporowie pojawił się 6 lub 7 sierpnia. Szedł więc cztery lub pięć dni. Przez ten czas musiał przejść 9 mil, czyli około 46 kilometrów. Mógł też wyjść Skrzetuski następnego dnia. Za tezą tą przemawia wydarzenie z 3 sierpnia. Tego dnia bowiem doszło do spotkania, którego skutki były znamienne dla obrońców. Zeszło się wówczas nad stawem dwóch Żydów. Jeden z nich mieszkał w Zbarażu, drugi w kozackim obozie. Wywiązała się między nimi rozmowa. Ów „kozacki" Żyd opowiadał o walkach z wojskiem litewskim na północy Ukrainy, o związanych z tym lękach kozackich. Kozacy i czerń, mówił Żyd, niecierpliwie siedzieli pod Zbarażem już od kilkunastu dni. Wiadomości z Ukrainy nie napawały optymizmem i coraz więcej mołojców i chłopów myślało o zaniechaniu oblężenia i ratowaniu swoich rodzin. Ale najważniejsza była informacja o zbliżaniu się króla 36 . Kiedy za pośrednictwem oficerów wiadomość o zbliżaniu się króla dotarła do regimentarzy i księcia Jeremiego, 35 L. K u b a 1 a, Oblężenie Zbaraża, op. cii., s. 86. 36 J. M i c h a t o w s k i, op. cit., s. 458.
postanowiono je sprawdzić. W tym celu zaplanowano na najbliższą noc (3 VIII) wycieczkę. Czy celem tej wycieczki było tylko potwierdzenie wiadomości? Może to właśnie ona miała zająć Kozaków, a tymczasem nie niepokojony szczególnie posłaniec przedarłby się przez kozackie linie. Nie dowiemy się jednak o tym, bo wycieczka nie doszła do skutku. Czy mimo to Skrzetuski wyszedł ze Zbaraża? Jeżeli nie zrobił tego do tej pory, zapewne tak. Mikołaj Skrzetuski, towarzysz chorągwi pancernej, był Wielkopolaninem. Urodził się najprawdopodobniej w 1610 roku. Na Ukrainę dotarł jak wielu młodych przedstawicieli szlachty w poszukiwaniu chleba. Tam zamieszkał w Chwastowie, małym miasteczku, niedaleko Kijowa. W tym też mniej więcej czasie, a były to lata trzydzieste, trafił do wojska. Walczył przeciw powstańcom w 1638 i 1648 roku. Wraz z chorągwią pancerną znalazł się w oblężonym Zbarażu 37 . Po zmroku 2 lub 3 sierpnia zaopatrzony w listy do króla spuścił się do zbaraskiego stawu. Przebrany w chłopskie ubrania, w kierpcach i narzuconym na ramiona kocu, pomału okrążył staw, więcej się czołgając po jego zarośniętym wysokimi szuwarami i trawą brzegu niż płynąc. Tak dotarł do pobliskich Załoźców. Wieś zajmowali Kozacy. Musiał więc Skrzetuski ominąć ich pozycje, w czym miało mu właśnie pomóc chłopskie przebranie. Wśród mas czerni trudno było rozpoznać podobnego do nich ubiorem szlachcica. W tym przebraniu spoczywała nadzieja nie tylko Skrzetuskiego, ale kilku tysięcy obrońców. Czy przedzierał się przez linie kozackie z pomocą swoich pachołków 38 , czy sam, źródła nie mówią jednoznacznie. Mimo pewnych wątpliwości relacja poety Samuela ze Skrzypny Twardowskiego wydaje się wiarygodna: 37 M. K o s m a n , Skrzetuski w historii i legendzie, Poznań 38 M . K o s m a n , Mi tropie bohaterów Trylogii, Warszawa 1986, s. 280. 1989.
...Tedy sią Z pod chorągwi obierze towarzysz, Płuliatera jednego I i guńką sią Owe weźmie. W staw tymi, że Niemniej nie szczero Dobierze Toż najpierw w i sią od przyległy ubierze ruski wodzów listy tedy przezroczysty śnuało (dziwna zmoczonymi, Załoziec, prostym Skrzetuski nocy szcząśliwie prawdziwego w wziąwszy niejaki tej podejmie Z I czuhaj postoły, Drogi że po Rusina stamtąd sią rzecz) ochynie przepłynie trawach czołgając kłaniając pójdzie dalej...29 Dalej, czyli w stronę Toporowa. Unikając patroli kozackich, idąc przez gesty las żywił się Skrzetuski czym mógł, a o żywność, nawet tę najlichszą w objętym wojną kraju, nie było łatwo. A jednak mimo przeciwności losu, szczęście go nie opuściło. Po kilku dniach tułaczki spotkał podjazd wojsk koronnych. Wraz z nimi trafił do kwatery królewskiej w Toporowie. Przed Janem Kazimierzem stanął wynędzniały i brudny, okryty strzępami ubrań, głodny, ledwie trzymający się na nogach towarzysz Mikołaj Skrzetuski. " S. T w a r d o w s k i , cit., s. 187. Wojna domowa..., cyt. za: J. W i d a c k i , op.
WYPRAWA ZBOROWSKA Aby dowiedzieć się, jakie wydarzenia poprzedziły przybycie armii królewskiej do Toporowa, musimy cofnąć się do dnia 3 lipca. Wówczas Jan Kazimierz witany przez starostę lubelskiego, którym był Jerzy Ossoliński, wjechał do Lublina. W mieście monarcha spędził dwa tygodnie. Czas ten wypełniły mu obowiązki związane z najbardziej palącymi sprawami. Przyjął więc w skład armii 300 ludzi przyprowadzonych przez kanclerza, 16 chorągwi jazdy i piechotę podkanclerzego litewskiego, Kazimierza Leona Sapiehy. Gościł posła weneckiego Giovanniego Contariniego z wiadomością o klęsce floty tureckiej w bitwie z okrętami weneckimi. Wiadomość przyniesiona przez posła napełniła nadzieją króla i dostojników królestwa. Rysowała się szansa, że wobec niepowodzeń na froncie weneckim, Porta będzie zmuszona odwołać Tatarów z Ukrainy, a to jak najbardziej pasowałoby Janowi Kazimierzowi i Ossolińskiemu. Poseł namawiał usilnie króla do rozpoczęcia wojny ze słabą Turcją, która, jak donosił, potrzebowała pomocy chana. Relacje poselskie umocniły monarchę i kanclerza w przeświadczeniu, że chan podporządkuje się żądaniom sułtana i stawi się u jego boku. Zatem, rozumował Ossoliński, Tatarów na Ukrainie nie
będzie, a tym samym wzrosną szanse zwycięstwa. Podobny tok myślenia przyjął Jan Kazimierz'. Zapewne informacje uzyskane od weneckiego posła zaważyły na decyzji, by nie zwoływać pospolitego ruszenia. Faktem jest, że zarówno kanclerz jak i król na razie nie brali takiej możliwości pod uwagę. Tłumaczyli później, że bali się okazać krajom sąsiedzkim słabość Rzeczypospolitej, a ponadto wątpili w efektywność szlacheckiego wojska. Postanowili oprzeć się na wojsku zaciężnym, głównie cudzoziemskim oraz prywatnych wojskach magnatów 2 . W przekonaniu króla rozprawa z Chmielnickim nie miała być krwawa. Przeciwnie, sądzono, że obecność króla wystarczy do zastraszenia hetmana kozackiego, „a bunt jak śnieg od słonecznych promieni pańskiego majestatu stopnieje i u nóg królewskich się rozpłynie" 3 . Jednak później od tej decyzji odstąpiono. Sytuacja zmusiła króla do zebrania szlachty. Oprócz posła weneckiego przyjęto wysłannika Rakoczego, który w liście zapewniał o przyjaźni względem Jana Kazimierza i obiecywał nie podejmować żadnej współpracy z Chmielnickim, a to ze względu na bezpieczeństwo granic 4 . Zjawił się również w Lublinie poseł regimentarza Firleja z doniesieniem o wydarzeniach na Ukrainie. Jak wiadomo Firlej odrzucił rozkaz królewski założenia obozu w Konstantynowie i powiadomił króla o wycofaniu się do Zbaraża. Gorzka odpowiedź królewska, wyrzucająca regimentarzowi nieposłuszeństwo i pretensje o utratę 4000 ludzi bez bitwy, wzmogła tylko wzajemne uprzedzenia i zarzuty. Monarcha tymczasem ogłosił trzecie wici, nakazując szlachcie zebrać się na popis na dzień 11 sierpnia. Natomiast szlachtę województw: lubelskiego, ruskiego 1 L. K u b a I a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 89. 2 Tamże, s. 88. 3 Tamże, s. 89. 4 W. T o m k i e w i c z, op. cit., s. 307.
i bełskiego wzywał pod swoje rozkazy natychmiast. Równocześnie wysłał list do hetmana litewskiego Janusza Radziwiłła rozkazując mu uderzyć na Kozaków od północy i kierować się na Kijów. Pisząc niniejszy list, król zdecydował się już wyruszyć na Ukrainę do obozu regimentarzy. Minęły jednak następne cztery dni, zanim 17 lipca Jan Kazimierz opuścił Lublin. Wraz z nim maszerowało około 5000 żołnierzy. Pięć dni wcześniej niespodziewanie zjawił się u Zygmunta Denhoffa, starosty sokalskiego, Daniel Czapliński, starosta czehryński, zdaniem wielu cassus belli wojny kozackiej. Czapliński, jako pierwszy przedarł się z oblężonego Zbaraża i porwawszy po drodze Tatara, przygalopował z nim do Brodów. Tam zdał relację z sytuacji oblężonej armii. Wyczyn starosty, mimo że wymagał odwagi, nie był tak karkołomny, jak wyprawa Skrzetuskiego. Czapliński opuszczał Zbaraż jeszcze przed nadciągnięciem głównych sił hetmana, czyli około 10-11 lipca. Wówczas ani trakty, ani drogi nie były jeszcze strzeżone przez Kozaków. Niemniej jednak w razie złapania groziła mu niechybnie śmierć. Czapliński jak wiadomo był największym osobistym wrogiem Chmielnickiego. Jan Kazimierz dowiedział się o oblężeniu Zbaraża w trzecim dniu marszu, 19 lipca, pod Krasnymstawem. Tam też do armii królewskiej dołączyły następne chorągwie. Wojewoda pomorski, Ludwik Weyher przysłał sześciuset piechurów uszykowanych na wzór niemiecki, starosta kałuski, Jan Zamoyski kilkaset pieszych i konnych. Oprócz tego w Beresteczku stali Zygmunt Przyjemski, Jan Sobieski i Zygmunt Denhoff w sile dwóch tysięcy. Podobnym liczebnie wojskiem dowodził znajdujący się w Targowicy książę Samuel Korecki. Pod Zamościem przyprowadzono czterech jeńców, którzy zeznali, że przy Chmielnickim jest chan. Nie wierzono jednak słowom zatrzymanych Kozaków. Mimo to, na
usilne nalegania podkanclerzego litewskiego Sapiehy, król zrezygnował z popisu szlachty i kazał jej jak najprędzej stawić się pod królewskie rozkazy. Niemniej jednak wieści przychodzące do królewskiego obozu były niejasne i sprzeczne. Król, Ossoliński i rada nie wiedzieli co czynić. Donoszono o rozgromieniu przez Wiśniowieckiego 40 000 Kozaków. To znowu ktoś zapewniał, że chan jest z 20 000 ordą. Inni znowu nic pewnego o chanie powiedzieć nie umieli. Dwóch pojmanych przez ludzi księcia Zasławskiego Tatarów potwierdziło wiadomości o obecności chana w obozie Chmielnickiego. Tym jednak nie wierzono, uznając ich za bardzo głupich 5 . Wreszcie po kilku następnych dniach przywieziono pod Sokal, gdzie znajdował się król, jeńców, którzy przyznali, że chan jest pod Zbarażem, a ponadto opowiedzieli o toczonych tam walkach. Jan Kazimierz zebrał dostojników na naradę, która odbyła się w klasztorze Bernardynów. Zastanawiano się, czy zostać między Sokalem i Lwowem i tu czekać na pospolite ruszenie, czy z siłą, którą monarcha miał pod bokiem uderzyć na Chmielnickiego. Większość opowiedziała się za pozostaniem na miejscu. Jan Kazimierz wsparty zdaniem kanclerza zdecydował się jednak wyjść Kozakom naprzeciw. Podczas narady generał artylerii Krzysztof Arciszewski zadał ważne i rozsądne pytanie: „co będziem czynić, gdy nieprzyjaciel osadziwszy tamtych pod Zbarażem, przyjdzie przeciwko nam komunikiem i nas osadzi, którzy idziemy z motyką na słońce? — Dałby to Bóg". — odpowiedział kanclerz Ossoliński, nie podejmując dalszej rozmowy 6 . Król argumentował swoje zdanie przede wszystkim pewnością, że przy Chmielnickim nie ma chana wraz z potężną ordą. Gdyby byli, przekonywał Jan Kazimierz, ich zagony dochodziłyby już do województwa ruskiego. Argumenty króla opierały się tylko na tych relacjach, które 5 6 L. K u b a 1 a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 90. L. K u b a I a, Jerzy Ossoliński, Lwów 1883, s. 298.
zgadzały się z jego planami, relacji o pobycie chana przy Chmielnickim nie brał za poważne. Poza tym, król wierzył w sukces wojsk litewskich, które w czasie sokalskiej narady pędziły na spotkanie nieprzyjaciela. W decyzji umocnił Jana Kazimierza kanclerz zapewniający, że na wieść o zbliżaniu się króla Chmielnicki się ukorzy, a miasta ruskie poddadzą 7 . Złapany jeniec kozacki zapewniał króla, że Chmielnicki z nielicznym zresztą wojskiem stoi pod Zbarażem, a przy tym obawia się Radziwiłła. Nie zauważył jednak ani król, ani nikt z jego doradców, że o wiele więcej wiadomości było zgoła przeciwnych. Te mówiły nie tylko o chanie, ale o licznych ordach. Nie wierzono w te informacje, bo nie chciano wierzyć, każdy, poczynając od króla i kanclerza, a kończąc na prostych żołnierzach był przekonany, że chan nawet jeśli był przy Chmielnickim, to na wezwanie sułtana zawrócił już do Turcji. Szedł więc król dalej na czele swojej 15-tysięcznej armii ku nieprzyjacielowi nie napotykając podjazdów wroga. Chmielnicki tymczasem zakazał ordzie i Kozakom wychodzić z obozu. Ani podjazdów, ani tym bardziej zagonów nie wypuszczał i czekał na stosowny moment, aby pokazać się wojsku koronnemu niespodziewanie. „Swe własne wojsko i ordy tatarskie trzymał pod Zbarażem jakby w oblężeniu, Tatarom żywności z własnego obozu dodawał, a oddziałom, którymi się sam otoczył, nie dozwalał żadnego stosunku z głównym obozem pod Zbarażem. Pomagały mu tu niemało zawziętość i nienawiść chłopstwa przeciw stanowi szlacheckiemu, że nie tylko żadnej nie można było mieć wiadomości, ale i owszem ciągła zdrada, której się ustrzec nie było można, otaczała wojsko królewskie. Chłopstwo przywożąc żywność do obozu, wyszpiegowawszy co było można, zaraz Kozakom 7 W. A. S e rc z y k. Na płonącej Ukrainie, op. cit., s. 254.
znać dawało. Złapani, albo za szpiegów poznani, lubo im obiecywano przebaczenie i brano na męki, Polakom prawdy nie powiedzieli" 8 . W takich okolicznościach armia królewska dotarła do Toporowa. Był 6 sierpnia wieczorem, kiedy przed monarchą stanął Mikołaj Skrzetuski. Zaskoczony i jednocześnie uradowany niespodziewaną wizytą król obiecał posłańcowi pierwsze wakujące starostwo. Kanclerz darował mu konia z rzędem, 100 czerwonych złotych i szaty. Tymczasem wycieńczony posłaniec potrzebował bardziej od nagród i pochwał gorącego posiłku i opieki medyka. Król wraz z kanclerzem zajęli się przyniesionym przez Skrzetuskiego listem. List był pisany przez regimentarzy i informował o sytuacji oblężonych: „Najjaśniejszy Miłościwy Królu, Panie, Panie nasz Miłościwy. Jesteśmy in extremis; nieprzyjaciel nas obtoczył w koło, że ptak do nas i od nas nie przeleci. Listy nasze od nas do W. Kmści poprzejmowano. Nas tylko do kilku dni; bo nie tylko wojsko od koni odpadło, nie tylko że i my nie mamy żywności, i dalej kilku dni trzymać się nie możemy, ale to gorsza, że prochu nie mamy, a nieprzyjaciel walnemi szturmami następuje, któremi nasi bawiąc się, siła prochu wystrzelić musieli. Krótko pisząc, nie mamy prochu, ledwie na 3 dni. Racz W. KMć consulere wojska temu, bo wielka szkoda W. Kmości i Rzplitej będzie za zgubą tego wojska, które żadną miarą dłużej tygodnia subsistere nie może. Prosimy tedy dla Boga o posiłek, a prochu jak najwięcej przysłać. Ten list to trzeci dzień jako pisany jest, zaczem in majori necessitate jesteśmy constituti. Dla Boga prosimy o posiłek. Honeste pacis nulla spec, i tak sobie obiecuje Chmiel, że ma być panem wszystkiej Polski. Głód niezwyczajny i niesłychany, prace codzienne et pericula dla 8 L. K u b a 1 a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 91.
ojczyzny i miłości W. Kmości wytrzymujemy. Ale prochów na kilka dni nie mamy, któremi dla Boga ratuj nas W.Kmość, żebyśmy bijąc się zginęli jako żołnierze jeśli zginąć nam dla nie przednich posiłków przyjdzie. Te charaktery wytłumaczy pan podkomorzy lwowski; a jeśli go nie masz, radomski wytłumaczy" 9 . Odebrawszy listy od regimentarzy król nie ruszył prosto pod Zbaraż, lecz skierował się do Białego Kamienia. Cztery dni deszczowej pogody zatrzymały armię królewską w mieście dłużej niż zrazu przewidywano. Tam doczekano się na przybycie armat ze Lwowa, chorągwi województwa wołyńskiego, kijowskiego; prywatnych wojsk Lubaczewskiego, Fredry i chorągwi Puzowskiego 10 . Spod Białego Kamienia rozesłał król uniwersały do chłopów, aby odstąpili Chmielnickiego, co jeśli uczynią wrócone im będą dawne wolności, a winy darowane i zapomniane. Ogłosił też monarcha nowym hetmanem zaporoskim Kozaka Semena Zabuskiego. Chmielnicki zaś został uznany za zdrajcę i nieprzyjaciela ojczyzny. Za jego głowę wyznaczono nagrodę, 10 000 złotych. Naiwne byłoby sądzenie, że uniwersał królewski, a tym bardziej wybór nowego hetmana podkopie pozycję Chmielnickiego. Miał się o tym przekonać boleśnie sam król w następnych dniach kampanii. Na razie wzmocniony nowymi oddziałami ruszył z Białego Kamienia dalej ku Zbarażowi. Na decyzję wymarszu wpływ miały również słowa jednego ze złapanych Tatarów. Mówił on, że na wieść o zbliżaniu się armii koronnej Chmielnicki i chan odstąpili od Zbaraża. Zdaniem króla nie pozostawało więc nic innego, jak natychmiast ruszać pod Zbaraż. Tak też uczyniono. Był 12 sierpnia, gdy po raz pierwszy podczas tej wyprawy czambulik Tatarów napadł na oddział królewski i wybiwszy 5 List ze Zbaraża od oblężeńców do króla, [w:] J. M i c h a ł o w s k i , op. cit., s. 4 2 8 - 4 2 9 . 10 W. S e r c z y k, Na płonącej Ukrainie, op. cit., s. 255.
chorągiew znajdującą się pod Złoczowem, ruszył w stronę niedalekiego Sasowa. Natychmiast wysłano w ich stronę podjazd z zadaniem dostania języka. Na czele pędził książę Korecki. Przed nim z dwustu żołnierzami wyskoczył znany zagończyk Pełka. Akcja odniosła połowiczny sukces. Pełka zaskoczył Tatarów uderzając na nich z boku. Niestety, podczas zajścia zginął i stracił stu ludzi. Tatarzy uzyskali przewagę i pojmali kilku żołnierzy. Do niewoli dostał się rotmistrz Żółkiewski-Głuch. Ten dziwny przydomek zdobył sobie rotmistrz podczas przesłuchania, nie odpowiadając na pytania zadawane przez chana i jego murzów. Dopiero bity odzyskał mowę. W czasie gdy jasyr odsyłano do kosza, na tryumfujących Tatarów wpadł książę Korecki, rozpędzając ich zupełnie i zdobywając „języka". Cenną zdobyczą był zwłaszcza jeden Tatar z ordy nogajskiej. Przyprowadzono go zaraz do kwatery znajdującego się w Złoczowie Jana Kazimierza. Tam, ku wielkiemu zdziwieniu monarchy i kanclerza zeznał, że nie tylko Chmielnicki i chan nie uciekli spod Zbaraża, ale radził, by król dla własnego bezpieczeństwa wszedł w układy z chanem. Chan — mówił jeniec — ze wszystkimi ordami znajdował się pod Zbarażem, a na taką potęgę królewskiego wojska jest zbyt mało. Zaświadczył wówczas Tatar, że powodzenie układów z chanem jest duże, gdyż ten woli z królem niż z Chmielnickim zawrzeć porozumienie. Rady jednak nie posłuchano i ruszono dalej. Wieczorem 13 sierpnia zatrzymano się w Młynowcach, pół mili od Zborowa. Tam spotkał króla podążający z Małopolski Jerzy Sebastian Lubomirski, starosta krakowski wraz z oddziałem liczącym kilkuset ludzi". Wieś Młynówce leżała nad rzeką Strypą, która płynąc od północy wpadała nieopodal wsi do stawu. Długi, przypominający kształtem hak staw, rozlewał się aż do Zborowa.
Tam też, na zagięciu „haka", rzeka wypływała ze stawu i uciekała dalej na południe. Miasto rozsiadło się na dwóch brzegach rzeki, połączone jednak było mostami. Te mosty zwracały teraz uwagę Jana Kazimierza i jego doradców. Tylko po nich można było przerzucić na drugi brzeg artylerię i ciężkie wozy taborowe. Cała okolica, zarówno po prawym, jak i lewym brzegu była podmokła i bagnista. Rzeka płynąc niskim korytem rozlewała się często, tworząc wspomniane mokradła. Tylko w przypadku suchych miesięcy łąki nie były zalewane przez wody. Tymczasem sierpień 1649 roku był dżdżysty. Co więcej, przez pięć dni poprzedzających przybycie armii królewskiej pod Zborów, deszcz padał nieustannie. Łąki zmieniły się w bagna i wielkie kałuże wody. Grobla prowadząca drogę poprzez niskie i podmokłe okolice rozmiękła do tego stopnia, że ułożone na niej kamienie zapadały się w głąb błotnistej mazi. Co gorsze, wzburzony nurt zerwał oba mosty. Wobec tego musiano wybudować nowe. Wybór siłą rzeczy padł na Zborów. Tylko tu rzeka była węższa niż gdzie indziej, wprawdzie głębsza, ale ograniczona mocnymi brzegami. W sobotę 14 sierpnia, kiedy Jan Kazimierz, kanclerz Ossoliński i inni dostojnicy znajdujący się przy monarsze radzili nad dalszą marszrutą, generał artylerii Krzysztof Arciszewski przygotowywał przeprawę. Wraz z Zygmuntem Przyjemskim rozpoczął umacnianie grobli i budowę mostów. Praca szła wartko, bo już następnego dnia wojsko mogło dostać się na przeciwny brzeg. W tym czasie przewodniczący radzie Jan Kazimierz zdecydował się ruszyć na Zbaraż. Na niedzielę 15 sierpnia zaplanowano przeprawę. Na drugim brzegu zamierzano zatoczyć obóz i doczekać w nim do poniedziałku. Wówczas, gdy wszystkie chorągwie, regimenty i działa znalazłyby się na lewym brzegu Strypy, wojsko miało ruszyć do Tarnopola.
Jeszcze tego samego dnia, w sobotę, gruchnęła po obozie wiadomość, że niedaleko kręcą się Tatarzy. Przywiózł ją niejaki pan Biejkowski, wyprawiony na rozkaz królewski z podjazdem. Doniósł przy tym, że Tatarzy znieśli czeladź i zauważywszy podjazd, rzucili się w jego stronę. Wobec przewagi Tatarów podjazd wycofał się nie mieszkając. Niedokładne i niejasne wiadomości miał potwierdzić kolejny podjazd, wysłany pod rotmistrzem Gdeszyńskim. Oddział rotmistrza zlustrował całą trzymilową okolicę i wrócił z niczym. Zdaniem Gdeszyńskiego czeladź pobiła się między sobą 12 , stąd całe zamieszanie. Tymczasem chan znał położenie i kierunek marszu armii królewskiej już od 7 sierpnia 13 . Dopiero po czterech dniach podzielił się tą wiadomością z Chmielnickim. Zdaniem Janusza Kaczmarczyka, biografa Chmielnickiego, zwłoka wynikała z niezdecydowania chana co do dalszej polityki. Islam Gerej III nie chciał bowiem całkowitego zniszczenia armii koronnej i pogrążenia Polski. Jego interesom bardziej odpowiadał pokój zawarty na zasadach równowagi, z chanatem krymskim w roli gwaranta układu polsko-kozackiego. W ten sposób mógł mieć chan wpływ na wydarzenia dziejące się w bezpośrednim sąsiedztwie jego państwa oraz nie dopuszczał do zbytniego wzrostu kozackiej potęgi. Groziło to usamodzielnieniem się Kozaków, a tym samym powstaniem nowej potęgi w basenie Morza Czarnego. Tego Islam Gerej chciał uniknąć. Kiedy wiadomości o wojsku królewskim dotarły do Chmielnickiego, zdecydował się hetman przenieść obóz na zachód, tak aby zagrodzić drogę armii królewskiej. Zasłoniwszy się Starym Zbarażem od wojsk oblężonych, mógł niepostrzeżenie wyprowadzić armię. Zamierzał bowiem hetman z całą potęgą kozacko-tatarską wyjść na 12 W. Kochowski, Historia panowania Jana s. 72. 1:1 J. K a c z m a r c z y k , o/;, cit., s. 105. Kazimierza, op. cit.,
spotkanie Jana Kazimierza. Pod Zbarażem została czerń i nieliczne oddziały kozackie. W sobotę 14 sierpnia wyprawił się Chmielnicki z małym tylko oddziałem pod Zborów. Jadąc ciągnącą się przez kilka mil dębiną dotarł w pobliże miasta. Tam się zatrzymał i wszedłszy na wysoki d ą b przyjrzał się dokładnie okolicy i polskiej armii 14 . Otrzymawszy następnie gwarancje pomocy od mieszczan Zborowa, wrócił pod Zbaraż i kazał na noc wychodzić ordzie. Tatarzy prowadzeni przez znających okolicę chłopów dotarli do wspomnianej dąbrowy i tam się zatrzymali. Od obozu polskiego dzieliło ich nie więcej jak półtorej mili 15 . Nie podniosła się jeszcze mgła, a z chmur wiszących nad miastem padał drobny deszczyk, gdy armia królewska ruszyła na drugi brzeg Strypy. Był ranek 15 sierpnia. Jako pierwsze na lewym brzegu zameldowały się piechota i część jazdy. Następnie przyszła kolej na wozy i działa. Z uwagi na trudne warunki, przeprawa się dłużyła. Ciężkie wozy grzęzły na błotnistej grobli, a gdy ją pokonały, powoli toczyły się po dwóch wąskich mostach. Mimo to, jak na razie operacja przebiegała bez przeszkód. Król udał się na mszę 16 , w stronę Tarnopola, czyli tam, gdzie miała podążyć armia, wysłano podjazd. Na drugim brzegu, w starym obozie pod Metoniowem, gdzie oczekiwały na swoją kolej wozy i działa, pozostawiono pospolite ruszenie powiatów przemyskiego i lwowskiego oraz 1500 ludzi wojewody krakowskiego pod rozkazami księcia Krzysztofa Koreckiego. Zgodnie z królewskim rozkazem mieli tam stać dopóki, dopóty wszystkie wozy i wojsko nie znajdzie się po przeciwnej stronie rzeki. W tym czasie właśnie piechota, jazda i wozy taborowe zajmowały miejsce na nowy obóz. 14 L. K u b a 1 a, Oblężenie Zbaraża, op. cii., s. 94. 15 Tamże, s. 94. 16 W. K o c h o w s k i, op. cit., s. 73.
Nagle, zupełnie niespodziewanie dla króla i jego wojska rozbrzmiały w Zborowskim kościele dzwony. Zrazu myślano, że to na nabożeństwo. Okazało się, że był to znak dla Chmielnickiego. Z a r a z też pojawił się wysłany uprzednio podjazd z wiadomością o nadciągających Tatarach. Rzeczywiście, orda zaczaiła się w lesie i korzystając z nierówności terenu chowając się za wzgórzami podeszła pod polskie pozycje. Początkowo atak nastąpił małymi grupkami, ale później Tatarzy łączyli się ze sobą tak, że zaatakowali dwiema grupami oddziały znajdujące się po jednej i po drugiej stronie rzeki. Wiadomość o zbliżaniu się ordy wywołała popłoch wśród woźniców i czeladzi. Wozy pozostawione na mostach i grobli tamowały szybkie przerzucanie wojska. Pierwszy impet skierowano na chorągwie księcia Koreckiego. Tatarzy zaatakowali trzema oddziałami. On też w miarę możliwości powstrzymywał ataki ordy, lecz uległ przeważającej sile przeciwnika i pomału wycofywał się ku głównemu korpusowi. Tatarzy rzucili się na wozy, co dało Polakom chwile wytchnienia. Na zajętych grabieżą Tatarów uderzył jako pierwszy starosta stobnicki Krzysztof Baldwin Ossoliński z pięcioma chorągwiami pospolitego ruszenia z województwa ruskiego, za nim na czele siedmiu chorągwi atakował Sapieha. Odrzucono niespodziewąjących się ataku Tatarów od wozów. Tryumf był krótkotrwały, gdyż ordyńcy po uporządkowaniu szyków zaatakowali ponownie. I tym razem sukces był po stronie liczniejszych Tatarów. Rozbito chorągiew husarską Ossolińskiego, a jego samego zabito. Podobny los spotkał piechotę Sapiehy, 400 dragonów Korniakta i chorągwie Tyszkiewicza. Prócz nich zginęło mnóstwo szlachty ruskiej i piechota węgierska 17 . Ci co pozostali przy życiu cofali się w stronę przeprawy. Tatarzy atakowali dalej, siekąc żołnierzy i rabując wozy. Próbował
powstrzymać ich Rzeczycki, starosta urzędowski, ale wraz ze swoimi czterema chorągwiami stracił życie. Tym samym łupem Tatarów padły wozy podkanclerzego litewskiego i pospolitego ruszenia. Goniąc za uciekinierami zapędzili się Tatarzy aż do miasteczka, tam jednak zostali zatrzymani celnym ogniem piechoty. Próby zajęcia mostów i uderzenia na oddział królewski nie powiodły się za przyczyną wozów tarasujących przeprawę. Kiedy na prawym brzegu Strypy toczyły się wyżej opisane walki, po drugiej stronie rzeki Jan Kazimierz ustawił wojsko w szyku bojowym i czekał na wychodzących z dąbrowy Tatarów. W centrum ulokowano lekkie chorągwie, dwie chorągwie husarskie, nadworną i starosty kałuskiego Jana Zamoyskiego. Po bokach stała piechota Krzysztofa Huwaldta. Lewym skrzydłem dowodził Jerzy Lubomirski, starosta krakowski, a wraz z nim Jan Sobieski, starosta jaworowski. Tutaj też znalazły się chorągwie wojewody Adama Kisiela, Krzysztofa Koniecpolskiego, rajtaria i pospolite ruszenie województw sandomierskiego i ruskiego. Za nimi w odwodzie czekały dwie chorągwie. Na prawym skrzydle trzymał komendę kanclerz Ossoliński i Stanisław Potocki, wojewoda podolski. Pod ich rozkazami walczyły chorągwie Sapiehy, dragonia Denhoffa, pospolite ruszenie województw bełskiego i przemyskiego. Król wraz z gwardią znajdował się nieco z tyłu. Poszczególne pułki były od siebie oddzielone artylerią bronioną przez piechotę Zygmunta Przyjemskiego 18 . Wojsko było tak ustawione, że boki chroniły mu staw po lewej, a po prawej stronie parowy i doły trudne do przebycia. Za plecami Polacy mieli miasto i mosty strzeżone przez wozy taborowe i piechotę. Tatarzy uwijali się po polu, czekając na polskich harcowników. Jednak żaden z jeźdźców nie wyszedł im na
spotkanie. Minęło południe, kiedy zniechęceni długim czekaniem Tatarzy ustawili się w półksiężyc i zaatakowali. Na prawe skrzydło wojsk polskich posypał się grad strzał wypuszczonych z łuków, a zaraz potem nastąpiła szarża jazdy tatarskiej. Polacy czekali spokojnie do momentu, gdy pierwsi jeźdźcy zbliżyli się na odległość strzału. Wówczas salwy z muszkietów zatrzymały pędzących ordyńców. Część z nich padła, część zaczęła ustępować pod nawałą polskiego ognia, część zaś dowodzona przez Artimirbeja ominęła piechotę Huwaldta i zaatakowała lewe skrzydło. Uderzenie było tak mocne, że polska jazda nie wytrzymała naporu nieprzyjaciela i zaczęła się cofać. Nie poddawano się jednak. Trzy razy Tatarzy wypierali Polaków i trzy razy Polacy wracali na swoje miejsce. Gdy zmieszane szyki zaczęły uciekać, król doskoczył do chorągwi wołając: „Nie odstępujcie mnie panowie! nie odstępujcie ojczyzny, pamiętajcie na sławę przodków waszych" 19 . Polacy jednak uciekali dalej. Król jeżdżąc od chorągwi do chorągwi z gołym rapierem groził śmiercią uciekającym, łapał za cugle koni, to znów prosił. Chciał nawet Jan Kazimierz stanąć na czele kilku chorągwi, ale w obawie o królewskie zdrowie nie pozwolono na to. Wreszcie dwie chorągwie husarskie zaatakowały Tatarów, a rajtaria królewska ogniem pistoletów powstrzymała wroga. Równocześnie dwie kompanie piechoty majora Gizy, stojące między centrum a lewym skrzydłem, nieustannie strzelając, łamały szyki wroga. Razem z nimi odzywał się od czasu do czasu bas artylerii. Bitwa zakończyła się parę godzin przed zachodem słońca. Tatarzy wycofali się na jakieś trzy staje od pobojowiska i otoczyli wojsko królewskie. Wieczorem rozbito obóz i postawiono namioty chana i Chmielnickiego. 19 List Wojciecha Miaskowskiego sekretarza Jego Królewskiej Mości do niewiadomego spod Zborowa, [w:] J. M i c h a ł o w s k i , op. cit., s. 436.
Tymczasem w polskim obozie sytuacja nie była wesoła. Szczupłe siły królewskie straciły w przeciągu całego dnia około 2000 ludzi. Morale nie było wysokie, panował strach i obawa przed następnym dniem. Kazał król usypać wał i wystawiwszy silne straże postanowił naradzić się, co w tak beznadziejnej sytuacji należy dalej czynić. Generał Arciszewski, inżynier i artylerzysta, przekonywał króla, że miejsce obozu jest dobre i pozwala w razie bitwy skutecznie się bronić przed nieprzyjacielem. Zarzucono ten pomysł z przyczyny braku żywności. Wiadome bowiem było, że taktyka zaproponowana przez Arciszewskiego musiałaby się skończyć oblężeniem. Postanowiono zatem cichaczem króla wyprowadzić z obozu, by przybył z odsieczą na czele pospolitego ruszenia. Tym razem zaoponował Ossoliński, słusznie dowodząc, że bezpieczne wyprowadzenie monarchy z otoczonego obozu jest niemożliwe. Radził natomiast szukać sposobu przebicia się przez nieprzyjaciela i zaproponował układy z chanem. Pomysł ten jak wiadomo podsunął kanclerzowi i królowi kilka dni wcześniej pewien Tatar. Teraz chwycono się go z nadzieją na powodzenie. Postanowiono natychmiast napisać list do Islama Gereja III. Oprócz zwyczajnych w takich przypadkach uprzejmości list zawierał obietnice przyjaźni i upominków. Ponadto wspomniano niewolę chana w Polsce, która, jak donoszono, skończyła się na wyraźny rozkaz zmarłego króla, Władysława IV. Nie czekając świtu wysłano z listem tatarskiego więźnia. W czasie gdy w królewskiej kwaterze odbywały się wspomniane dysputy po majdanie obozu rozeszła się wieść o zamiarze ucieczki króla i jego doradców. Panika i popłoch zaczęły z wolna opanowywać polskie chorągwie. Najpierw zbiegło dwóch rotmistrzów: Bełżecki i Gidziński, pewien nieznany z nazwiska Litwin zbuntował 1000 ludzi. Zapanował bałagan. Część wojska zamierzała uciekać, część
biegła do namiotu królewskiego pytać co się dzieje. Król, gdy dowiedział się o panice, zerwał się z łoża (położył się bowiem do snu) i przejeżdżając obóz oświetlony czterema pochodniami uspokajał strwożonych żołnierzy słowami: „Jam król, nie bójcie się, raczej własnym ciałem zagrodzę nieprzyjacielowi dalszą drogę, nie pomyślę o ucieczce" 20 . Panowie będący przy królu zapewniali szlachtę, że pospolite ruszenie w wielkiej sile zbliża się już do Zborowa, że Tatarzy zamierzają przejść na stronę króla i w dowód tego pobili czerń pod Zbarażem. Mimo tych wszystkich prawdziwych i zmyślonych wiadomości pewna część armii zdołała zbiec, inni pochowali się w konopiach 21 . Minęła noc. Wraz z brzaskiem od strony tatarskich i kozackich linii ruszyła do ataku piechota. Kozacy zaatakowali miasto od strony przeprawy. Tatarzy ustawili się swoim zwyczajem w półksiężyc przed polskimi szeregami. Reszta Kozaków zaatakowała tymczasem obóz koronny. Król ustawił wojsko tak samo jak poprzedniego dnia. Tym razem jednak strwożeni wypadkami poprzedniego dnia i nocy żołnierze nie wykazywali ochoty do walki. Orda też nie kwapiła się do ataku, sporadycznie tylko uderzając. Wobec tego piechota i artyleria z powodzeniem powstrzymywała i rozbijała kolejne uderzenia. Inaczej sytuacja przedstawiała się w mieście i na wałach obozu. Kozacy wyparli dragonię i zajęli cerkiew. Stąd ruszyli do szturmu na wały. Pułkownik Hładki z pomocą mieszczan przedostał się przez miasto, skąd był łatwiejszy dostęp na wały. Atak poprzedzono obrzuceniem polskich fortyfikacji słomą, którą zresztą podpalono. Mimo szturmów przez cały czas na polskie pozycje strzelała artyleria. Sytuacja stawała się pomału beznadziejna, tym bardziej że wojsko nie kwapiło się do walki. Król podobnie jak poprzedniego dnia zaklinał i błagał żołnierzy, by wystąpili 20 A. S. R a d z i w i ł ł , Pamiętniki, t. 3, Warszawa 1980, s. 210. 21 Tamże, s. 210.
przeciw nieprzyjacielowi. Na próżno. W końcu zdecydowano się zebrać czeladź i sformowawszy z niej oddziały odeprzeć przeciwnika. Czeladź ku zdziwieniu i radości króla porwała się do boju. Jedna j e j część pod wodzą Zabuskiego wyparła Kozaków z miasteczka i pognawszy za nimi zdobyła trzy nieprzyjacielskie szańce i tyleż proporców. Kozacy zatrzymali się dopiero za przeprawą. Drugi oddział dowodzony przez księdza Lisickiego i wspomagany przez 200 dragonów zaatakował Kozaków szturmujących obóz od strony stawu. Wyparto ich i zdobyto dwie chorągwie. Kozacy wycofali się z szańców i cerkwi, zostawiwszy na łup Polakom kilka dział i wozy z amunicją. Wieczorem do obozu królewskiego przybył Tatar z odpowiedzią chana. Islam Gerej rozpoczął list od wyrzutów, że król po wstąpieniu na tron nie wysłał do Bakczysaraju poselstwa z wiadomością o swojej elekcji. Dalej pisał chan, że mimo to zgadza się na rozmowy pokojowe. Zapowiedział wreszcie, że jako przyjaciel pozostanie gościem Jego Królewskiej Mości przez całą zimę, mówiąc inaczej zamierzał chan zimować kosztem Polski. List kończył się zapewnieniem o przyjaźni 22 . Prócz listu do rąk królewskich trafiły warunki, jakie miała spełnić polska strona, by ugoda doszła do skutku oraz list Chmielnickiego. W nim hetman kozacki zrzekał się swojej funkcji na rzecz Zabuskiego, jeśli tego życzy sobie monarcha, ręczył za swoją wierność i prosił o przebaczenie. Król jeszcze tego samego wieczoru odpowiedział na oba pisma. Od chana zażądał zaprzestania walk, zgodził się spełnić prośbę Islama Gereja i wysłać Ossolińskiego na rozmowy. Chmielnickiemu nakazał przygotować na piśmie żądania. Było już ciemno, kiedy wezyr Sefer Gazi aga wyjechał w pole. Naprzeciw wyruszył kanclerz Ossoliński w asyście 22 L. K u b a I a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 99.
60 ludzi. W polu oświetleni pochodniami stali naprzeciwko siebie dwaj wysłannicy. Żaden z nich nie kwapił się do rozpoczęcia rozmowy. Wreszcie kanclerz zdecydował się zacząć układy pytaniem o warunki rozejmu. Wezyr streścił Ossolińskiemu te same punkty, które zostały podane wcześniej w piśmie chańskim, czyli: „wojsko zaporoskie ukontentować, zaległe upominki oddać i jaki znaczny upominek pozwolić, a wreszcie, aby z powrotem ziemie polskie ogniem i mieczem w lewą i prawą stronę orda wojować mogła" 23 . Warunki były ciężkie i, co gorsza, musiano się na nie zgodzić. Zyskał jednak kanclerz czas do następnego dnia. Nocą przekazał królowi „życzenia" strony przeciwnej. Trudno było się zgodzić na tak upokarzające warunki, ale niestety nie widziano innej możliwości. Zerwanie rozmów groziło przecież wznowieniem walk i prawdopodobnie śmiercią lub niewolą królewską. Wobec takiej perspektywy kontynuowano układy. Następnego dnia rano znowu naprzeciw siebie wyjechali wezyr i kanclerz. Ossolińskiemu towarzyszył wojewoda Kisiel i podkanclerzy litewski Sapieha. Przy wezyrze, oprócz kilku murzów, znajdował się Bohdan Chmielnicki. Zgodnie z prośbą królewską powtórzoną teraz przez Ossolińskiego, hetman miał przedstawić swoje żądania. Mieściły się one w 18 punktach, tzw. Punktach o potrzebach Wojska Zaporoskiego. Na pierwszym miejscu Kozacy stawiali żądanie przekazania im całej jurysdykcji w województwach kijowskim, czernihowskim i bracławskim. W tychże województwach urzędy miały być zajmowane tylko przez ludzi obrządku prawosławnego. Oprócz tego w miastach ukraińskich nie wolno było przebywać Żydom, a na terenie wyżej wymienionych województw wojskom koronnym. Co dotyczyło wiary prawosławnej, to
oczekiwano zniesienia unii brzeskiej z 1596 roku, a także oddania cerkwi zabranych przez unitów i postawienia nowych w Krakowie i Lublinie. Życzono sobie podporządkowania metropolity kijowskiego patriarsze konstantynopolitańskiemu. Miejsca w senacie dla niniejszego metropolity i dwóch biskupów prawosławnych oraz zrównania w prawach religii rzymskokatolickiej i prawosławnej. Poza tym liczono na zniesienie biskupstwa kijowskiego i ograniczenia nadań na rzecz klasztorów katolickich na ziemiach Ukrainy. Na koniec żądano przysięgi króla i sześciu senatorów gwarantującej prawa wiary i wyżej wypisanych punktów 24 . To były najważniejsze żądania kozackie. Zanim jednak doszło do rozmów z Chmielnickim, prowadzono pertraktacje z chanem. Wezyr reprezentujący stronę tatarską zażyczył sobie na początek zagwarantowania czterdziestotysięcznego rejestru Kozaków z Bohdanem Chmielnickim jako hetmanem na czele. Prócz hetmana wojskiem kozackim mógł dowodzić jedynie król. Żądał jednak wezyr, by w razie potrzeby Kozacy przychodzili z pomocą na każde wezwanie chana. Kolejnym punktem była sprawa haraczu. Tym razem Ossoliński zaoponował twierdząc, że Polacy nie zwykli płacić haraczu, lecz go otrzymywać. Zgodził się jednak na upominki w wysokości sumy oczekiwanej przez wezyra. Tym sposobem strona polska musiała zapłacić chanowi 200 tysięcy talarów. Pierwsze 30 tysięcy zapłacono gotówką. Po drugie posłano do Lwowa. Na resztę, czyli 140 tysięcy dano zakładnika, starostę sokalskiego Zygmunta Denhoffa. Okazało się jednak, że wezyr nie zamierzał poprzestać tylko na tej sumie i zażyczył sobie następne 200 tysięcy, jako okup za załogę Zbaraża, która, jak twierdził, obiecała chanowi tak wysoki okup. Komisarze polscy nie wiedząc co robić posłali po radę do króla. Jan Kazimierz nie 24 W. s. 263. A. S e r c z y k , Na płonącej Ukrainie, op. cit.,Warszawa 1998,
orientujący się oczywiście w sytuacji zbaraskiej załogi, zdecydował: „Jeśli obiecali, niechże dadzą, a jeśli pieniędzy nie mają, niech dadzą zakładnika, a ja to u Rzeczpospolitej wyrobię, że tę sumę odliczy" 2S . Na koniec zgodził się kanclerz na to, że w czasie powrotu na Krym Tatarzy bez przeszkód mogli palić, rabować i zabierać jasyr. 18 sierpnia rozpoczęły się pertraktacje z Chmielnickim. Hetman przyjechał w towarzystwie kilku esawułów. Króla reprezentował kanclerz, podkanclerzy litewski, wojewoda Kisiel i wojewoda bełski, Krzysztof Koniecpolski. Strona polska chcąc nie chcąc musiała zgodzić się na większość kozackich żądań. Udało się jednak zawarować umową miasta, w których mógł być dokonywany rejestr i gdzie mogły stacjonować wojska kozackie. Sam rejestr miano przygotować w ciągu roku, to jest do września 1650 roku. Kozacy objęci rejestrem mieli być ludźmi wolnymi. Zgadzano się na zakaz przebywania wojsk koronnych na Ukrainie i jednocześnie zabraniano mieszkać tam Żydom. Ogłoszono amnestię dla uczestników powstania. Czehryń miał należeć do hetmana kozackiego. Sprawy dotyczące religii prawosławnej odłożono do czasu obrad sejmu. Na razie zagwarantowano jednak miejsce w senacie dla metropolity kijowskiego, urzędy dla szlachty prawosławnej i usunięcie zakonu jezuitów z Kijowa. Ostatni punkt pozwalał Kozakom na produkcję gorzałki, ale tylko dla własnych potrzeb lub na hurtową sprzedaż. Szynkowanie było natomiast zabronione. Układy dokończono w czwartek 19 sierpnia. Tego też dnia wymieniono się z chanem spisanymi paktami. Tatarzy ruszyli z pola po południu i zatrzymali się jeszcze o milę polską od obozu królewskiego. Wieczorem miała się odbyć ceremonia przysięgi wierności królowi polskiemu. Chciał zrazu Chmielnicki by Jan 2S L. K u b a I a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 100.
Kazimierz zaprzysiągł punkty ugody, ale Ossoliński wyperswadował hetmanowi dziwny pomysł. Przysięgał więc hetman, siedząc na koniu. Rankiem następnego dnia przyjechał Chmielnicki do polskiego obozu wraz z synem, „ale wprzód pro obside Kozakom dano pana starostę krakowskiego, Lubomirskiego. Upadł do nóg królowi Jegomości prosząc o miłosierdzie z płaczem mówił, że nie w ten sposób życzyłem sobie witać króla Jegomości. Odpowiedział pan podkanclerzy litewski napominając go, aby te zbrodnie swoje cnotą i wiarą kompensował. Rozkazał zaraz król Jegomość, aby wojsko zwiódł [...]" 26 . Tego dnia Chmielnicki i chan wrócili pod Zbaraż. Mimo obietnicy złożonej królowi, że oblężenie zostanie przerwane, doszło do kolejnych walk. Nie przeszkodzili w tym komisarze: Ożga i Minor, wysłani do Zbaraża z wiadomością o pokoju. Jan Kazimierz zawrócił spod Zborowa w niedzielę 23 sierpnia. W liście do starosty trembowelskiego Miaskowski napisał: „powracamy skowycząc ku Lwowu zgnębieni, zwyciężeni i złupieni" 27 . Nie przeszkadzało to jednak burmistrzowi Lwowa powitać Jana Kazimierza jako zwycięzcę. 36 27 Tamże, s. 122. List Miaskowskiego do starosty trembowelskiego, cyt. za: L. K u b a 1 a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 105.
DRUGI MIESIĄC OBLĘŻENIA Opuściliśmy Zbaraż wraz ze Skrzetuskim nocą z 2 na 3 sierpnia, kiedy planowano poprowadzić wycieczkę na kozackie szańce. Tymczasem, jak powiedziano, wycieczka nie doszła do skutku zapewne dlatego, że tego samego dnia wśród Kozaków znalazło się kilku uciekinierów z twierdzy. Czwarty dzień sierpnia minął spokojnie. Owszem, kilka razy próbowano zniszczyć jedną z kozackich baterii, ale nic j e j nie uczyniwszy, przerwano ogień. Na ostrzał z polskich szańców odpowiadały kozackie działa. Skutkiem tego zginęło kilku ludzi 1 . Znudzony przeciągającym się oblężeniem chan, postanowił sprowadzić z Tarnopola dwa burzące działa. Chmielnicki nie sprzeciwił się chańskim zamiarom i jeszcze w ten sam dzień wyprawiono oddział tatarsko-kozacki po wspomniane armaty. Tymczasem 5 sierpnia o poranku wojewoda ruski na czele 500 ochotników wpadł niczym grom z jasnego nieba na niespodziewąjących się „wizyty" Kozaków. Wielu z nich jeszcze spało, gdy zbudziły ich zimne ostrza polskich szabel i huk pistoletowych wystrzałów. Wysieczono kilkuset Kozaków, zdobyto 18 chorągwi i wzięto siedmiu jeńców. 1 J. M i c h a t o w s k i, op. cit., s. 459.
Prócz tych trofeów zdobyto rzecz najcenniejszą — żywność! Wprawdzie w drodze powrotnej stracono kilku żołnierzy, ale wycieczkę można było uznać za sukces. Sukces tym większy, że podbudował wątpiące i strudzone walką umysły polskich rycerzy, a nadwątlił wiarę mołojców w zwycięstwo Chmielnickiego. Poranna bitwa przerwała przygotowania Kozaków do szturmu. Popołudnie było spokojne, zatem regimentarze mogli poświęcić je na przesłuchanie jeńców. Złapani Kozacy zeznali, że Chmielnicki jest zatroskany, „bo mu ongi pułkownika postrzelono Fedoreńka (wspomnianego podczas wydarzeń z 17 lipca Bohuna), który podjął się był podkopem w przygródku będącą basztę dębową wysadzić. Z tej baszty strzelał najwięcej Jezuita ksiądz Muchowiecki, nasz Ukrainiec z Kolegium Peryasławskiego, który i dobrym strzelcem jest i miał guldynkę prawie dobrą, tak że ich 215 przez całe oblężenie ubił" 2 . Prócz tych wiadomości Kozacy potwierdzili niepewne jak dotąd wiadomości o posiłkach idących z odsieczą oblężonym. Właśnie te posiłki były przyczyną, jak donosili więźniowie, przygotowań do szturmu, którego można się było spodziewać następnego dnia. Chmielnicki chciał zlikwidować opór załogi zbaraskiej i z całą potęgą ruszyć naprzeciw armii królewskiej. Nie pozostawało obrońcom nic innego, jak przygotować się do odparcia szturmu. Kozacy tymczasem naznosili drabin przed kwatery księcia Jeremiego, dzięki którym zamierzali przedrzeć się przez osuszony staw zbaraski i wedrzeć się do miasta i obozu. Oprócz przygotowań prowadzono zwyczajną, codzienną „rozmowę" na armaty. Tym razem górą byli polscy artylerzyści. Jedna z kul trafiła w kozackie działo, rozbijając je doszczętnie.
Rano 6 sierpnia masy kozackie ruszyły do szturmu przeciw garstce ścieśnionych za wałami obrońców. Prowadzili ze sobą nowe hulajgrody i 400 drabin tak wielkich, że każdą musiało dźwigać 20 ludzi. Kozacy następowali ze wszystkich stron, ale najbardziej na kwatery podczaszego koronnego Mikołaja Ostroroga. Za pomocą drabin dostali się na wały i zaczęli z nich wypierać obrońców. Ci jednak nie dali się zepchnąć ze swoich pozycji, powstrzymując napór coraz mocniej nacierających Kozaków. Trzy godziny trwała walka na szable i muszkiety, ale i na gołe pięści, kamienie i co kto tylko miał pod ręką. Armatnie kule zataczając łuki latały nad walczącymi żołnierzami, by ze świstem śmierci wpadać w szeregi szturmujących Kozaków. Wyprowadzona z obozu jazda szarżowała na flanki czerni i kozackiej piechoty, siejąc popłoch i krwawe żniwo. Wreszcie zbici Kozacy wycofali się na swoje pozycje, dając oblężonym trochę wytchnienia. Ale jeszcze w południe powtórzyli atak. Tym razem jednak nie był to tak szaleńczy szturm jak poprzednio. Powtórzono go jeszcze o północy, również bez skutku. Jak się miało okazać był to ostatni szturm podczas tego oblężenia. Od tej pory Chmielnicki postanowił szanować swoich ludzi, a obrońców pokonać głodem i armatnimi kanonadami 3 . Tymczasem obrońcy nie zamierzali czekać na Kozaków. Przeciwnie, sami się do nich wybrali. Rankiem, między 8 a 9 z kwater Firleja wyszła wycieczka i nie zachowując należytych środków ostrożności zmierzała ku kozackim szańcom. Głośne rozmowy, szczęk szabel w porę zaalarmował Kozaków. Kiedy szlachta wspięła się na szańce, tam już czekano na nich z gotową bronią. Wycieczka została rozbita i rozpędzona 4 . Dzień minął na sporadycznej wymianie ognia. Nocą zaś Kozacy przystąpili do sypania wysokich szańców. O świcie 3 4 L. Ku ba 1 a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 8 6 - 8 7 . J. M i c h a t o w s k i, op. cit., s. 460.
Polacy zobaczyli obóz otoczony piętnastoma szańcami, z których siedem przewyższało polskie wały. Na nich Chmielnicki kazał pobudować hulajgrody i umocniwszy je długimi drabinami, kazał ostrzeliwać majdan zbaraski. Ogień był tak celny, że „pod każdą chorągwią na każdy dzień było najmniej 10 ludzi, którzy bez spowiedzi umierali, bo księża dochodzić nie mogli, ani jeden drugiego mógł ratować, bo i sam zabity zostawał bez duszy, a który zostawał jeszcze żywy, aż do nocy leżeć musiał. Brat brata ratować nie śmiał dla gęstych kul. Szańców tych usypali 15, a z tych we wszystkim obozie, kto się tylko ukazał, zabijali. Zasłanialiśmy płachtami i namiotami widok na naszych wałach i to nic nie pomogło, bo działa na każdym szańcu mieli, z których srodze, śrutem nabijając szkodzili, bo każde ich nabijanie nie było darmo. A w nocy, gdzie kto leżał zabity, na temże miejscu zakopany być musiał" 5 . Celny ogień nieprzyjaciela zmusił obrońców do wycofania się do zamku. Lecz mimo to przez cały czas pilnowano okopów, tak aby Kozacy nie zajęli polskich pozycji. Koło południa ujrzano z wałów niezwyczajny ruch w kozackim obozie. Część taboru zwinięto i przeniesiono w okolice Starego Zbaraża. Na drodze do Wiśniowca postawili Kozacy straż. Kwatery chana i hetmana, podobnie jak tabor, przeniesiono w okolice Starego Zbaraża. Obrońcy zrozumieli, że do przegrupowania armii zmusiła hetmana bliskość wojsk koronnych. Nadzieja i otucha z nową siłą wstąpiły w serca załogi zbaraskiej. A jednak nic się nie działo. Kozacy nie atakowali. Przez następne cztery dni nieustannie trwała ulewa. Ani Kozacy, ani tym bardziej Tatarzy nie mieli zamiaru szturmować zbaraskich fortyfikacji. W polskim okopie korzystano więc z dni spokoju. Nie obyło się jednak bez przykrych incydentów. 9 sierpnia złapano pachołka, który próbował uciec do Kozaków. 5 Diariusz krótszy, [w:] L. K u b a 1 a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 118.
Nieszczęśnika wydano na straszne męki. Obcięto mu ręce i nogi. Biedaka czekała powolna śmierć. Po dwóch dniach, kiedy deszcz, jak powiedziano, nie pozwalał prowadzić szturmów, a czuwające wokół Zbaraża straże kozackie pilnowały, by żadne wiadomości nie przedostały się za polskie wały, postanowiono wysłać do króla następnego posła. Decyzja podjęta wspólnie przez regimentarzy i księcia wynikała zapewne z tego, że nie posiadano najlichszej nawet informacji o Skrzetuskim. Nikt z oblężonych nie wiedział, czy szlachcic trafił do króla. Owszem, jeńcy pochwyceni podczas wycieczki 5 sierpnia nie powiedzieli nic o schwytanym szlachcicu, ale mogli 0 takim wydarzeniu nie wiedzieć. Mógł też Skrzetuski zginąć lub zaginąć gdzieś dalej, już za liniami kozackimi. W nocy z 11 na 12 sierpnia wyszedł rotmistrz tatarskiej chorągwi księcia Jeremiego Stapkowski. Podobnie jak Skrzetuski wybrał drogę przez staw, lecz w przeciwieństwie do Mikołaja Skrzetuskiego nie szedł sam. Towarzyszyło mu dwóch Kozaków i Tatarów z jego chorągwi 6 . 13 sierpnia znów zauważono ruch w kozackim obozie, tabor przeniósł się pod Stary Zbaraż, a wraz z nim pomknęła czerń z łopatami, rydlami i taczkami. Po polskim obozie gruchnęła wieść, że Kozacy okopują się przed zbliżającym się królem. Niektórzy mówili nawet, że monarcha wraz z armią jest trzy mile od Zbaraża, w Załoźcach 7 . Następnego dnia zbarażczycy przekazywali sobie wiadomość, że Chmielnickiego nie ma w obozie kozackim, bo wraz z chanem poszedł przeciw królowi. W rzeczywistości hetman wraz z Kozakami i Tatarami opuścił pola podzbaraskie 12 sierpnia. Niniejsza wiadomość spowodowała taką radość wśród oblężonych, że zaczęto bić w bębny 1 d ą ć w trąby. Zdziwieni polskim zachowaniem Kozacy 6 J. M i c h a t o w s k i, op. cit., s. 461. 7 L. K u b a 1 a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 87; J . M i c h a ł o w s k i , op. cit., s. 461.
otworzyli ogień i zasypali kulami polski okop. Jednocześnie, licząc na uśpioną czujność polskich żołnierzy, spróbowali zdobyć fortyfikacje. Ku swemu zaskoczeniu natrafili na silny opór. Polacy nie tylko nie zapomnieli o obowiązkach, ale podbudowani pomyślną wiadomością przepędzili mołojców z powrotem. W dzień Matki Boskiej Zielnej, kiedy pod Zborowem trwała bitwa, czyli w niedzielę 15 sierpnia wczesnym rankiem uciekł z polskiego okopu pachołek z husarskiej chorągwi księcia Koreckiego. Będąc w kozackim obozie dał znać, że regimentarze i żołnierze wybierają się do miasta na mszę. Kozacy nie chcieli przegapić takiej okazji i rozpoczęli przygotowania do szturmu. Na szczęście z wałów zbaraskich w porę zauważono ruch na szańcach przeciwnika. W związku z tym zamiast iść na mszę, żołnierze zostali u wałów. Do kościoła udali się natomiast regimentarze i książę Jeremi. W drodze powrotnej zauważyli Kozacy Wiśniowieckiego i zaczęli do niego strzelać. Na szczęście nie trafili, „tylko psa za nim ubito" 8 . Tego dnia spadł deszcz i pokrzyżował kozackie zamiary. Chcąc nie chcąc zrezygnowali ze szturmu, ale nie zrezygnowali ze zdobycia obozu. Tym razem jednak zdecydowali się na atak podziemny. Podkopy, którymi próbowali zbliżać się do polskich pozycji poprzecinały już całe zbaraskie okolice. Tym razem wkopali się jednak głębiej, tak że znaleźli się wewnątrz obozu. Dostawszy się na majdan „krecią modą", Kozacy i czerń rzucili się na wozy, którymi zastawiono dostęp w głąb obozu „i bijąc cepami w żołnierzy, hakami żelaznymi wozy do siebie ciągnęli. Nasi też łańcuchami do siebie ciągnąc, wyrywali im te haki. Maźnice też zapalone i Słomę związaną z ogniem do obozu rzucali i żerdziami na wozy pchali, a powtykawszy chorągwie na drugą stronę wałów polskich i opanowawszy wszystkie 8 J. M i c h a t o w s k i, op. cit., s. 462.
wycieczki, siedzieli prawie dzień i noc całemi chmarami w polskim obozie między wałem a wozami, z których się Polacy bronili. Noc i dzień hałasy, kłótnie i wyzywania bez ustanku. Krzycząc i grożąc sobie nawzajem, łając, co ślina komu przyniosła, obiecywali Polakom, że ich po 3 grosze ordzie sprzedawać będą. Było to raczej mocowanie niż bitwa, ale nużyło do upadłego, bo trwało ciągle" 9 . Wieczorem, chcąc wiedzieć, co naprawdę dzieje się w kozackim obozie, postanowiono wysłać posłów 1 ". Posłowie usłyszeli, że owszem, Chmielnickiego pod Zbarażem nie ma. Ale pokazano im również list hetmana, w którym donosił on o zniesieniu wojsk koronnych pod Zborowem i wzięciu 500 znacznych jeńców. Nie wierząc w te nowiny posłowie wrócili do siebie. Według innych relacji czerń porwała z obozu koronnego jednego z pachołków. Dano mu list do regimentarzy z informacją 0 pokonaniu wojsk królewskich i wzięciu tak wielkiej liczby jeńców. Pachołek wieczorem wrócił do Zbaraża 1 przekazał pismo regimentarzom". Aby jednak przekonać oblężonych Polaków do swoich racji, Kozacy urządzili wjazd Chmielnickiego do obozu. Znaleźli bowiem Kozaka podobnego do hetmana i przebrawszy go odpowiednio poprowadzili tak, by był doskonale widoczny z polskich wałów. Żołnierze polscy przywitali „Chmielnickiego" armatnimi kulami. Orszak rozpędzili, a przebrany hetman z konia zleciał i na piechotę umykał. Nadwątloną niewesołymi, a wręcz tragicznymi wiadomościami wiarę w zwycięstwo i królewską pomoc poprawił tajemniczy list, znaleziony nazajutrz, 17 sierpnia przez rotmistrza Mikołajewskiego z tatarskiej chorągwi księcia Wiśniowieckiego. 9 10 L. K u b a I a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 106. J. W i d ą c k i , op. cit., s. 190. " J. M i c h a ł o w s k i , op. cit., s. 463; W. S e r c z y k, Na płonącej Ukrainie, op. cit.,s. 248, L. K u b a l a , Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 106.
„Będąc szlachcicem, lubo po niewoli między hultajstwem, oznajmuję Waszmościom, że król JMć jest we Zborowie z wielką bardzo potęgą, kilkakroć ordę i Kozaków gromił. Chmiel jest w obozie. Wczorajszy tryumf był na postrach WMściom, bądźcie ostrożni przez kilka dni, będzie da Bóg dobrze, już to trzeci raz ostrzegam Wmściów" 12 . Pisał nieznany z imienia i nazwiska szlachcic. Zresztą nie do końca wierzono w autentyczność tego listu. Jednym się wydawało, że wiadomość o Chmielnickim przebywającym nadal pod Zbarażem miała przestraszyć załogę twierdzy. Treści zawartej w słowach listu nie negował za to towarzysz husarski spod znaku Wiśniowieckiego, Jarosz Swarszewski, który z kartką biegał po obozie od namiotu do namiotu i pokazywał ją szlachcie. Tym sposobem radość i nadzieja znowu napełniły serca obrońców. Wieczorem przeto cieszono się i w obozie polskim, i kozackim. Po polskiej stronie świętowano tryumf króla nad Chmielnickim, po przeciwnej, Chmielnickiego nad monarchą. „Pokazało się później, że to książę Wiśniowiecki, który przez ten czas wszystkie niewczasy i głód z żołnierzem prostym znosił i u wału sypiał, na wycieczkach sam zawsze bywał i wszystkiego pilnował, sam serca nie tracił i zawsze wypogodzoną i wesołą twarzą otuchy żołnierzom dodawał: że on tę strzałę wymyślił, bo i Chmielnicki, jakeśmy później doszli, był pod Zborowem, kiedy nam pisano, że jest w obozie" 13 . Nie był to jedyny książęcy fortel dla poprawienia morale armii. Parę dni wcześniej znalazł się w Zbarażu list samego króla, zapewniający o rychłej odsieczy. Jego autorem jednak nie był król, a sekretarz książęcy, a pieczęć, owszem, była prawdziwa, ale przeklejona z innego dokumentu. Niemniej jednak oba listy osiągnęły postawiony im cel. 12 J. M i c h a I o w s k i, op. cit., s. 464. 13 L. K u b a 1 a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 107.
Kontynuując swoją politykę wobec wojska regimentarskiego, wysłał Jeremi posłów do kozackiego obozu z uniwersałem do swoich poddanych. Zapewniał im książę amnestię pod warunkiem natychmiastowego powrotu do domu i zabrania się do odrabiania pańszczyzny. Oczywiście nikt z poddanych nie miał zamiaru słuchać książęcych racji. Sam Wiśniowiecki na pewno na to nie liczył. Chciał po prostu przekonać zamkniętych w Zbarażu żołnierzy 0 rychłym zakończeniu walk. 18 sierpnia czerń i Kozacy znów rzucili się do szturmu. Znów cepy zagrały na zbrojach polskich żołnierzy i znów wojsko koronne rozpędziło nieprzyjaciela. Wieczorem za to do kozackiego obozu wpadli wysłani przez Wiśniowieckiego żołnierze. Wycieczka się powiodła, zginęło wielu Kozaków, a wraz z powracającymi do okopu zbaraskiego zwycięzcami przybyło 9 jeńców, wśród nich jeden esawuł. Przesłuchiwano ich następnego dnia. Z zeznań dowiedziano się o niepomyślnym dla Kozaków przebiegu bitwy Zborowskiej. Sami Kozacy nie wiedzieli co dokładnie działo się na polu bitwy i niniejsze wnioski wyciągali na podstawie dużej liczby rannych zwożonych do obozu zbaraskiego 1 rozkazów Chmielnickiego wzywającego posiłki. W o b e c osłabienia przeciwnika i szansy przerwania oblężenia, postanowił Jeremi za zgodą regimentarzy przebić się z jazdą do króla. Plan zakładał rozpoczęcie ataku przez Lanckorońskiego. Następnie do atakujących chorągwi miały się dołączyć dalsze: Wiśniowieckiego, Koniecpolskiego, Ostroroga i Firleja. Oczywiście przedzierać miała się tylko jazda. Piechota i artyleria dalej miała bronić Zbaraża. Czy zamierzono strzec szańców, nie wiadomo. Wydaje się jednak, że wobec szczupłości sił rozsądnym wyjściem było zamknięcie się w zamku. Niestety, atak zaplanowany na południe nie udał się. Najpierw nie wytrzymał kapitan dragonów Wiśniowieckiego, wydając rozkaz ataku. Nadgorliwego kapitana zabito,
a jego oddział zawrócił do okopu. Zaskoczeni mimo wszystko Kozacy wycofali się z zajmowanej części szańców. Wpadli za nimi polscy żołnierze, którzy zamiast gonić ogarniętych paniką nieprzyjaciół, rozbiegli się po obozie w poszukiwaniu żywności. To pozwoliło zebrać szyki chłopskiemu wojsku. W rezultacie ataku, który okazał się wielką wycieczką, Polacy nie tylko nie przebili się do króla, ale musieli wycofać się z zajętych kozackich szańców. Przyszedł wreszcie dzień 21 sierpnia, a wraz z nim pod Zbaraż powróciła część Tatarów. Zaraz też pod bramą obozu zatrzymał się posłany od beja perekopskiego Tatarzyn * imieniem Karasz. Ow wołał, aby do Kozaków nie strzelano, bo zawarto z królem pokój. Jednak oblężeni Polacy nie chcieli w to wierzyć, tym bardziej że nim jeszcze Tatar zawrócił, na szańcach kozackich odezwały się działa. Wkrótce też rozpoczął się szturm. Znów czerń uderzyła na wały. Szczęśliwie odpierano ataki kozackie, aż do momentu kiedy nad Zbaraż nadciągnęły chmury i rozpętała się ulewa. Okazało się, że pomimo zawartego układu, Chmielnicki, który właśnie wrócił pod Zbaraż, postanowił zdobyć polski okop. Wieczorem do obozu polskiego przybył królewski posłaniec, niejaki pan Romaszkiewicz, nieznany bliżej szlachcic. Jegomość przywiózł ze sobą listy do regimentarza Firleja, w których zawarto informację o pokoju. Sam jednak nie chciał zdradzić szczegółów, tłumacząc się, że to nie należy do jego powinności. Powiedział za to, że dokładne informacje przekażą komisarze. Nie chciano mu jednak wierzyć. Czujni obrońcy zastanawiali się, czemu przysłano „tak lekką osobę", to znowu próbowano bezskutecznie wyciągnąć ze szlachcica informacje o bitwie i pokoju. To wszystko napawało podejrzliwością. Kiedy badania Romaszkiewicza nie przynosiły rezultatu, przybył do Zbaraża posłaniec Chmielnickiego z listem do regimentarzy. Słowa listu potwierdziły wcześniejsze informacje Romaszkiewicza, ponadto konkretyzował Chmielnie-
ki warunki pokoju i... ponaglał obrońców tymi słowami: „a żeście po kilkakroć sto tysięcy chanowi przyrzekli, abyście owe zgotowali, za których odebraniem chan Jmość ustąpi" 14 . Odpisując, regimentarze jasno dali do zrozumienia, że nic nie obiecywali i nic nie zapłacą. W niedzielę, następnego dnia, bramy obozu przekroczył wysłannik króla, Tobiasz Minor. Przywiózł list kanclerski, jednak nie widział się z żadnym z regimentarzy. Spełnił swoje zadanie i wrócił do tatarskiego kosza. Po nim przyjechał drugi z posłańców, Olszański. Ten zapytał, czy sumę na okup zebrano. Oburzeni regimentarze jeszcze raz powiedzieli, że nic nie obiecywali i niczego płacić nie będą. Olszański jednak przekonywał o słuszności swoich racji. Obiecywał, że pieniądze zostaną zwrócone z państwowego skarbca i przestrzegał obrońców, że ich upór może spowodować śmierć starosty sokalskiego, Zygmunta Denhoffa. Wymiana racji skończyła się stwierdzeniem Firleja: „Kto go zastawił, niech teraz wykupuje" 1 5 . W rezultacie zgodzono się na kompromis. Oblężeni zapłacili chanowi zamiast 200 000, 40 000 talarów, jako część zaległego okupu za Hieronima Sieniawskiego, który dostał się do niewoli po bitwie korsuńskiej. Obiecał jednak Tatarom okup i z niewoli go wypuszczono. Teraz przyszedł właśnie czas na uregulowanie ostatniej raty. W zastaw, jako gwarancję zapłacenia powyższej kwoty wysłano do chana majętnego szlachcica, Potockiego. Nie pochodził od jednak z rodziny niefortunnego hetmana Mikołaja. W nocy z 22 na 23 Kozacy opuścili szańce i stanęli dalej od Zbaraża. Przez cały dzień panował spokój. Szlachta wyszła za wały. „Polacy kupowali konie i żywność od Kozaków, znajomi częstowali się gorzałką, chlebem, jabłkami; zaczęły się hałasy ze zrywaniem czapek z głowy, 14 15 J. M i c h a I o w s k i, op. cit., s. 468. Tamże, s. 469.
orda kilku nieostrożnych zabrała, kilku obdarli Kozacy, źle było z tymi co się mieszali z nimi bez znajomości'" 6 . 25 sierpnia o poranku ruszył tabor kozacki złożony z kilkudziesięciu szeregów wozów. W południe zebrał się Chmielnicki wraz z najlepszymi pułkami. Wokół Zbaraża zrobiło się pusto. Po Kozakach zostały tylko ślady niedawno stoczonej bitwy: poryte w ziemi aprosze, wysokie, groźne szańce i wały. Gdzieniegdzie stały zniszczone działa, porzucona broń i ciała poległych. Na to wszystko patrzyli teraz z bastionów zbaraskiego zamku obrońcy. Przez sześć tygodni wojsko koronne odparło 20 szturmów, 16 razy zmagali się w polu z nieprzyjacielem, 75 razy wypadali za wały z wycieczką. Cztery razy przenosili się do nowych okopów. Czas ich wymarszu nadszedł w nocy z 26 na 27 sierpnia. „Zbaraż opuszczała zaledwie część tych, którzy się tu przed półtora miesiącem zamknęli. Wielu pozostało na zawsze. W samym boju zginęło około 1000 żołnierzy i co najmniej dwa razy tyle czeladzi. Wielu — co najmniej drugie tyle — zmarło z głodu, ran, zarazy'" 7 . Zgodnie z królewskim rozkazem mieli się udać pod Gliniany. Głodni, zmęczeni, w obszarpanych mundurach, często bez butów i broni szli obok taboru, piechota i jazda, dla której nie było koni. Jazda ubezpieczała ten pochód bohaterów bardziej do duchów niż do ludzi podobnych. Tak dotarli do Tarnopola. Z powodu zniszczenia kraju i problemów z żywnością postanowiono rozdzielić się na trzy grupy. Północną kolumnę, idącą przez Zalesie, prowadził kasztelan Lanckoroński, środkową Firlej, południową Wiśniowiecki. Z księciem szło najwięcej jazdy. Jeremi bowiem bronił całego pochodu przed niebezpiecznymi ciągle zagonami tatarskimi. 16 L. K u b a I a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 108; J. M i c h a ł o w s k i , op. cit., s. 469. 17 J. W i d a c k i , op. cit., s. 194.
ECHO KAMPANII 1649 ROKU Ledwie zakończyły się układy z Chmielnickim i Islam Gerejem III, a już Jan Kazimierz wysłał uniwersał do szlachty odwołujący pospolite ruszenie'. Król informował w nim brać szlachecką o traktatach z Tatarami i Kozakami, a przy tym podziękował za stawienie się w szeregach pospolitego ruszenia i nakazał powrót do domów. Zaraz po przybyciu pod Lwów załogi zbaraskiej rozlokowano wynędzniałych i utrudzonych obrońców na leże zimowe, chociaż był dopiero przełom sierpnia i września. Do tych kroków skłoniła kanclerza i króla obawa przed reakcją szlachty na warunki ugody Zborowskiej. Ossoliński chciał uniknąć grożącego wybuchu niezadowolenia. Postanowił przygotować szlachtę na przyjęcie postanowień Zborowskich. W tym celu kazał sporządzić relację z wojny i rozesłać ją po Polsce i dworach Europy. Opublikowano ją również w „Gazette de France". Relacja przedstawiała oblężenie Zbaraża jako zwycięstwo wojsk polskich. Jednocześnie bitwę Zborowską określono jako tryumf, i to tym większy, że wyzwalający obrońców Zbaraża spod kozacko-tatarskiego oblężenia. W wyniku bitwy pod Zborowem — głosił zapis — Polska wracała na Ukrainę ' 29 sierpnia wg J. Kaczmarczyka, W. Tomkiewicz pisze, że owe zarządzenie wysiano „w sam dzień traktatów Zborowskich".
w roli niekwestionowanego zwycięzcy. Natomiast chan, wróg chrześcijańskiego świata przechodził na żołd Polski. Oczywiście te propagandowe informacje nie znalazły uznania wśród szlachty. Przeciwnie, prawda szybko wyszła na jaw. Wątpliwości jakie zaczęły się pojawiać, budziły w wzburzonych umysłach szlacheckich tylko jedną odpowiedź: zdrada! Zdrajcą i człowiekiem odpowiedzialnym za nieudolną kampanię i upokarzające warunki ugody był, zdaniem szlachty, kanclerz Ossoliński. Posypały się gromy na głowę kanclerza. Jeden z poetów napisał nawet paszkwil: Compenclium rad Jm. Pana kanclerza koronnego. Składający się z 12 punktów utwór wyrażał oburzenie szlachty wobec polityki Ossolińskiego. Nie zabrakło w nim oczywiście fragmentu dotyczącego ostatniej kampanii. Zarzucono w nim kanclerzowi, że „kwiat szlachty i siła rycerstwa, z prywatnych przyczyn zgubić chciał" pod Zbarażem oraz że pozwolił Tatarom na porywanie ludzi w niewolę i grabienie polskich wsi i miasteczek 2 . Wzburzenie szlachty było tak duże, że Ossoliński z obawy o własne bezpieczeństwo musiał otoczyć się wojskiem w swej warszawskiej rezydencji. W takiej to atmosferze przebiegały sejmiki. Szlachta oburzona na kanclerza i króla żądała wyjaśnień, Ossoliński cały swój wysiłek skupił na jak najkorzystniejszym przedstawieniu kampanii Zborowskiej. Uniwersał, który rozesłano na sejmiki znów był pełen sukcesów. Tym razem zostały one przedstawione nieco inaczej. Obok obrony Zbaraża za pozytywne uznano rozbicie sojuszu kozacko-tatarskiego, opanowanie wschodnich województw i zawarcie potrzebnego Rzeczypospolitej pokoju. Pomimo starań kanclerza i Jana Kazimierza ratyfikacja ugody Zborowskiej na najbliższym sejmie była nadal niepewna. Uwagę sejmikującej szlachty odwróciły od kanclerza i ostatniej kampanii dopiero problemy z nieopłacanym 2 J. K a c z m a r c z y k , op. cit., s. 116.
wojskiem. 23 września we Lwowie Andrzej Firlej i Stanisław Lanckoroński obliczyli dług wobec żołnierzy na 2 264 171 złotych i 22 grosze. W tej sumie nie znalazła się kwota przysługująca załodze Kamieńca Podolskiego, a którą szacowano na 33 414 złotych i wypłaty należne ludziom zaciągniętym przez Wiśniowieckiego. Do zapłacenia pozostawało jeszcze 60 000 haraczu Tatarom. Tak ogromne kwoty wymagały obciążenia wysokim podatkiem wszystkich bez wyjątku ziem Rzeczypospolitej. Perspektywa uszczuplenia prywatnych budżetów nie była zbyt zadowalająca. Stąd cały wysiłek szlachty skupił się na wymyśleniu sposobu wymigania się od powinności finansowych. Kanclerz mógł odetchnąć. W czasie gdy polska szlachta podnosiła rwetes na sejmikach, Chmielnicki powrócił do Czehrynia i zajął się sprawami organizacyjnymi. O ból głowy przyprawiało go zwłaszcza przygotowanie rejestru. W szeregach armii kozackiej znajdowało się ponad 150 000 ludzi. Teraz po ugodzie Zborowskiej blisko trzy czwarte tej liczby miało z powrotem powrócić do pańszczyźnianych obowiązków. Demobilizacja groziła przede wszystkim chłopstwu i niesfornym pułkom. Oni też najmniej robili sobie z postanowień. Oddziały czerni grasowały po wsiach i miasteczkach, natomiast pułkownik Neczaj prowadził walkę na ziemi bracławskiej. Dodatkowym, kto wie czy nie najważniejszym, problemem dla Chmielnickiego był wybuch powstania na Siczy 3 . Dowodzeni przez nijakiego Chudolija Kozacy zostali jednak szybko rozbici przez silny oddział wysłany przez Chmielnickiego. Opozycja została złamana, a prestiż hetmana nie tylko został utrzymany, ale nawet wzrósł. Spokojniej przeto zabrał się Chmielnicki do palących spraw. W pierwszym rzędzie powiększył stare, istniejące przed 1648 rokiem pułki. Potem organizował nowe. ' J. w i d ą c k i , op. cit.. s. 200.
Z zadaniem uwinął się w iście ekspresowym tempie, bo tuż po nowym roku, 1650, posłowie kozaccy dostarczyli rejestr do Warszawy. Znalazło w nim miejsce 16 pułków. Wśród nich znajdował się pułk czehryński z samym hetmanem na czele, liczący 3220 Kozaków. Stan liczebny pułków nie był wszakże jednakowy. Oprócz czehryńskiego, tylko trzy pułki przekroczyły liczbę 3000. Większość zbliżyła się do tej liczby. Były też takie, które nie przekroczyły tysiąca Kozaków 4 . Chmielnicki w nawale pracy nie zapomniał również 0 polityce. Z Czehrynia wysłano posłów do Siedmiogrodu z wiadomością o ugodzie i propozycją współpracy, czy nawet sojuszu. Chmielnicki w listach do Rakoczych (pisał do Jerzego i Zygmunta) wyrażał swoje zdanie o porozumieniach spod Zborowa, określając je jako tymczasowe 1 nietrwałe. Tym samym roztaczał perspektywę nowej wojny, w której zapewne chciał widzieć wojsko siedmiogrodzkie u swego boku. Tuż po zakończeniu wojny Chmielnicki próbował nawiązać kontakt z Imperium Osmańskim. Tym razem pomoc, którą zaoferował sułtanowi walczącemu z Wenecją nie spotkała się z zainteresowaniem. Sytuacja na Ukrainie nie była za to obojętna carowi Aleksemu. Wysłany do Czehrynia poseł Gieorgij Nieronow miał zwrócić uwagę na stosunki kozacko-tatarskie i zorientować się, czy Rosji nie grozi atak ze strony niniejszego sojuszu. Chmielnicki zapewnił posła o swojej przychylności do cara i, by podkreślić swoje słowa, nazwał się „sługą i niewolnikiem Jego Carskiej Wysokości" 5 . W Warszawie tymczasem trwały przygotowania do sejmu, który miał się rozpocząć 22 listopada. Tego też dnia w kościele Św. Jana odprawiono mszę inaugurującą obrady. Kazanie księdza Ciecieszowskiego odnosiło się do sytuacji w Polsce. Ksiądz nawoływał do zgody i pokoju, zalecając 4 W. S e r c z y k , Na płonącej Ukrainie, op. cit., s. 284. 5 Tamże, s. 280.
przy tym odstąpienie od krwawych represji wymierzonych w Kozaków. Głównym tematem obrad sejmu z przełomu 1649 i 1650 roku była ratyfikacja ugody Zborowskiej. Senatorowie nie robili problemów, wszyscy jak jeden mąż zgadzali się na ratyfikację. Obawiano się jednak Wiśniowieckiego. Książę Jeremi uważany był przez senatorów i posłów za przeciwnika ugody Zborowskiej, z napięciem oczekiwano zatem jego zachowania. W Izbie Poselskiej, przeciwnie niż w senacie, sprawa nie wyglądała jednoznacznie, szlachta nie kryła oburzenia uległością Rzeczypospolitej wobec Kozaków. Posłowie otrzymali na sejmikach instrukcje, zgodnie z którymi mieli się sprzeciwić ratyfikacji. 18 grudnia sprawa znalazła się na wokandzie. Posiedzenie rozpoczął kanclerz Ossoliński długim, czterogodzinnym przemówieniem. Lecz nie był to koniec potoku słów kanclerza. Przerwał go zmrok. Po niedzieli, w poniedziałek kontynuował prezentowanie swoich poglądów. W swojej oracji przyrównał kanclerz bitwę Zborowską do zwycięstwa sprzed ponad ćwierćwiecza pod Chocimiem. Wyżej postawił rzekomy tryumf Zborowski, argumentując to przede wszystkim olbrzymią przewagą wojsk kozacko-tatarskich i działaniem armii koronnej bez wodzów. Zapomniał bowiem Ossoliński, że w przeddzień kampanii Jan Kazimierz mianował go głównodowodzącym armii królewskiej, nadając mu tytuł generalissimusa. W trzeci dzień po wystąpieniu kanclerza pojawił się na posiedzeniu tajnej rady Janusz Radziwiłł i złożył u nóg królewskich chorągwie zdobyte w bitwie pod Łojowem. Po kolejnych dwóch dniach oddano Wiśniowieckiemu buławę hetmańską. Niechętny wojewodzie ruskiemu monarcha uczynił zadość woli szlachty, licząc w zamian na poparcie przez Jeremiego ratyfikacji ugody i przekonanie do niej szlachty. Jeremi został hetmanem do czasu przybycia z niewoli Mikołaja Potockiego i Marcina Kalinowskiego.
Wreszcie 29 grudnia senatorowie zatwierdzili ugodę. Wszyscy kolejno godzili się na warunki uzyskane pod Zborowem. Jeremi Wiśniowiecki również optował za ugodą. Zaznaczył jednak, że powinnością państwa jest zapewnienie rekompensaty osobom, które straciły dobra prywatne na obszarze trzech wymienionych w dokumencie województw. Wówczas to zaatakował księcia Ossoliński, który ni stąd, ni zowąd zaczął oskarżać wojewodę ruskiego o pomysł opublikowania znanego nam już Compenclium rad pana kanclerza. Wyrzucił przy tym Jeremiemu, że uciekał przed nieprzyjacielem w proso. Z obawy przed wybuchem skandalu lub ostrym starciem pomiędzy dwoma nienawidzącymi się senatorami, król przerwał obrady. Koniec końców do ostrej wymiany zdań doszło następnego dnia. Jeremi oskarżył Ossolińskiego o sprowadzenie klęsk na ojczyznę i czując się obrażony wystąpieniem kanclerza, wyzwał go na pojedynek. Oburzony kanclerz zagroził rezygnacją z urzędu, na co nie chciał się zgodzić ni król, ni inni senatorowie. Postanowiono więc pogodzić obu adwersarzy i na tej czynności minął cały dzień. Warto chyba zaznaczyć, że po raz pierwszy król poparł Wiśniowieckiego. Jeremi rozumiejąc sytuację Rzeczpospolitej wykorzystał tymczasem swoją popularność wśród szlachty i nakłonił posłów do ratyfikacji ugody Zborowskiej 6 . Tym samym polityka królewska odniosła sukces. Obrady sejmu zbliżały się ku końcowi, gdy w Warszawie pojawili się posłowie kozaccy. Wobec tego król postanowił prolongować sejm, oczywiście za zgodą wszystkiej szlachty. 7 stycznia Kozacy przedstawili rejestr i poprosili o potwierdzenie punktów ugody. Zatwierdzono je z jednym wyjątkiem. Nie wpuszczono metropolity kijowskiego Sylwestra Kossowa do senatu, z czego on nie robił jednak problemu. Po pięciu dniach, 12 stycznia król pisemnie 6 J. W i d a c k i , op. cit., s. 211.
potwierdził Zborowskie ustalenia. Ponadto wystawił przywilej Aprobacye sejmową praw i wolności religiej greckiej narodu ruskiego zapewniający cerkwi lepszą niż dotychczas pozycję na kresach Rzeczypospolitej. Literą niniejszego dokumentu gwarantował król wolność religijną mieszczanom tych miast, do których „wojna zaszła". Ponadto zwracano 30 cerkwi i założono biskupstwa prawosławne m.in. w Łucku, Witebsku i Przemyślu; zachowano sądy prawosławne i drukarnie. Duchowni wyznania greckiego, którzy poparli Chmielnickiego, zostali objęci amnestią 7 . Obrady sejmu zostały zakończone. Podczas trwających 12 tygodni sporów, debat i kłótni zgodzono się ratyfikować ugodę Zborowską, z wyjątkiem punktu gwarantującego miejsce w senacie metropolicie kijowskiemu. W innych konstytucjach ustalono wysokość zaległych wypłat dla wojska i wysokość podatków oraz zwołanie pospolitego ruszenia w razie zagrożenia państwa. Radość musiała być powszechna, bo „Warszawa bawiła się z powodu pokoju". Tymczasem na Ukrainie nie działo się dobrze. Zniszczone wsie i miasta, wyludnione okolice straszyły kikutami spalonych chałup, drzew i czernią pogorzelisk. Lud porzucił gospodarstwa, pola leżały niezasiane, porosłe chwastem i chaszczami. Głód coraz częściej zaglądał pod strzechy ruskich chałup. Nierzadko w poszukiwaniu prowiantu sotnie przemierzały kilka mil. Były to jednak niebezpieczne wyprawy, szczególnie dla niewielkich oddziałów. Na szlakach ukraińskich grasowały bandy chłopstwa. Kiedyś potrzebni Kozakom, teraz niewliczeni w rejestr nie chcieli wracać do starych obowiązków. Zasmakowawszy w rozboju i gwałtach, prowadzili nadal zbójecki proceder. Dla czerni zresztą układy Zborowskie nie miały żadnego znaczenia. Dla nich jedynym rozwiązaniem była wojna, stąd czerń prowokowała oddziały obu stron, zarówno Kozaków, jak i szlachtę. 7 W. S e r c z y k , Na płonącej Ukrainie, op. cit., s. 127.
EPILOG Kampania 1649 roku odsłoniła pełną gamę możliwości polskiej armii. Możliwości zarówno w pozytywnym, jak również w negatywnym znaczeniu tego słowa. Z jednej strony żołnierze popisywali się brawurową odwagą i determinacją; z drugiej potrafili uciekać w popłochu na samą wieść o zbliżaniu się przeciwnika. Pierwsze dni po wygaśnięciu rozejmu przyniosły kilka drobnych, ale przecież rzadkich w 1648 roku sukcesów. Co prawda wzajemne animozje między regimentarzami nie sprzyjały dobrej atmosferze w wojsku, lecz pomyślny przebieg walk przesłaniał spory. Do czasu. Diametralna zmiana nastąpiła wówczas, gdy przeciw armii regimentarzy wystąpił pułkownik Neczaj. Od tego momentu, a była to połowa czerwca, lawina strachu, paniki i nieudolności Firleja i Lanckorońskiego pchała polską armię w przepaść dezercji i dezorganizacji. Zdawało się, że powtórzy się klęska piławiecka. Panika osiągnęła apogeum już pod Zbarażem. Dyscyplina stopniała w obliczu wyimaginowanego i rzeczywistego zagrożenia. Żołnierze nie tylko nie słuchali regimentarzy, ale próbowali wymusić na nich decyzje, strasząc nieposłuszeństwem i „radą czerniecką", czyli wyborem nowych regimentarzy.
Osobną kwestią pozostaje zagadnienie wycofania się pod Zbaraż wbrew zaleceniom królewskim. Jan Kazimierz, jak wiadomo, rozkazał Firlejowi zatrzymać się pod Starym Konstantynowem i tam czekać na nieprzyjaciela i idącą z odsieczą armię koronną. Tymczasem Firlej rozkazu nie wykonał. Przyczyny jego postępowania tłumaczył Ostroróg w liście do Ossolińskiego. Zdaniem podczaszego koronnego, miejsce pod Zbarażem nie było dogodne do obrony i gorsze od planowanego wcześniej, ale założenie obozu pod Konstantynowem straciło sens wraz z zajęciem przez Kozaków sąsiedniego Międzyboża. Wobec tego na przekór rozkazom, Firlej zdecydował się cofnąć, co też uczynił. Zatrzymanie się w Zbarażu było zdaniem Władysława Tomkiewicza błędem. Miasto było źle zaopatrzone w żywność i amunicję, a zamek i okolica nie nadawały się do długiego oblężenia. To co się wydarzyło później było zasługą Wiśniowieckiego, regimentarzy i oczywiście całego wojska. Niemniej jednak zdaniem profesora Tomkiewicza należało cofać się dalej na zachód i albo połączyć się z armią królewską, albo zamknąć się w Zamościu 1 . Czy możliwy był niniejszy scenariusz? Raczej nie. Król zjawił się w Lublinie dopiero 3 lipca, a wtedy armia królewska jeszcze nie istniała. Jan Kazimierz wówczas dopiero rozpoczął gromadzenie wokół siebie żołnierzy. Gdyby nawet w tych samych dniach w mieście znalazła się armia regimentarzy, to wydaje się, że byłaby ona jeszcze bardziej zdezorganizowana. Cofanie, nawet zaplanowane, miało bowiem fatalny wpływ na morale wojska. W związku z tym należy wątpić, czy w Lublinie lub Zamościu stanęłoby nawet marne 6000 wojska, którym dysponowali regimentarze. Z drugiej strony należy pamiętać, że pozostawiono by bez osłony znaczną część kraju i samo wojsko królewskie. Wobec ' W. T o m k i e w i c z, op. cit., s. 331.
potęgi kozackiej takie postępowanie wydaje się nieodpowiedzialne. Podobnie można patrzeć na możliwość zamknięcia się w Zamościu. Twierdza zamojska była wprawdzie jedną z najmocniejszych w Rzeczypospolitej i znacznie lepiej zaopatrzona niż mały Zbaraż. Poza tym szczyciła się powstrzymaniem marszu Chmielnickiego w 1648 roku. Trzeba jednak pamiętać, że oblegająca i praktycznie przez nikogo nieatakowana armia kozacko-tatarska mogłaby swobodnie rozpuszczać zagony aż po Warszawę. Zagrożenie stolicy musiałoby mieć zły wpływ na opinię szlachecką i niechybnie podkopałoby wiarę w sukces. Nie można też wykluczyć, że panika szlachty wewnątrz kraju odbiłaby się niekorzystnie na walczącej armii. Pozostawmy jednak te dywagacje na boku i zajmijmy się samą obroną Zbaraża. Oblężenie zakończyło się zwycięstwem armii polskiej. Wypada jednak zaznaczyć, jak rozumieć to słowo. Przecież armia kozacko-tatarska nie została pobita, nie wycofała się na Ukrainę, a Chmielnicki nie powędrował w pętach do Warszawy jak niegdyś Wasyl Szujski. Gdzież więc jest to zwycięstwo? Wydaje się, że zwycięstwo można rozumieć w dwojaki sposób. Po pierwsze armia regimentarska udowodniła Rzeczypospolitej i samej sobie, że żołnierz polski, mimo poniesionych klęsk, potrafi zdobyć się na wysiłek i poświęcenie. Tak przecież należy rozumieć postawę załogi oblężonej twierdzy. Po drugie, udało się zatrzymać potężną armię Chmielnickiego przez czas potrzebny królowi i kanclerzowi na zorganizowanie wojska. Nieliczna, wygłodniała i osłabiona armia przez ponad miesiąc z powodzeniem odpierała ataki przeważających sił nieprzyjaciela. Mało tego, nawet sama kontratakowała i to z powodzeniem. W tym przypadku mam na uwadze nie tylko wygrane bitwy w polu, lecz również wycieczki.
„Wszelako obrona Zbaraża miała wielkie znaczenie moralne. Bohaterska, w niesłychanych (od czasu oblężenia Moskwy) warunkach prowadzona walka, wykazała, że żołnierz polski otrząsnął się z psychozy piławieckiej, że potrafi walczyć skutecznie nie tylko w otwartym polu, lecz w rzadkich dlań warunkach blokady" 2 . Z drugiej strony natomiast okazało się, że nieliczna armia polska mogła być skutecznie zablokowana przez siły nieprzyjaciela o małej wartości bojowej (czerń po wyruszeniu Chmielnickiego przeciw królowi) i w ten sposób wyeliminowana z walki. W tym czasie, co pokazały wydarzenia spod Zborowa, najlepsze pułki kozacko-tatarskie miały pełną i nieograniczoną swobodę manewru. W takich warunkach nie było problemu z zaskoczeniem armii królewskiej. Marsz Jana Kazimierza z wojskiem pod Zbaraż był tyleż niezorganizowany, co chaotyczny i nieroztropny. Z każdym dniem marszu monarcha niczym lunatyk grzązł w bagno kozackiego zagrożenia. Nie zbudziły go nawet przestrogi i zeznania z rzadka łapanych jeńców. Dopiero kubeł zimnej wody pod Zborowem otrzeźwił Jana Kazimierza. Było już jednak za późno. Tragedia króla, ale i tragedia Rzeczypospolitej wisiała na cienkiej nici. Gdyby nie decyzja chana o podjęciu rozmów, notabene jak najbardziej słuszna z punktu widzenia interesów tatarskich, jedność Rzeczypospolitej byłaby poważnie zagrożona. Pozbawieni sojusznika Kozacy musieli zaakceptować podyktowane przez Islama Gereja warunki. Ugoda Zborowska była wymuszona towarzyszącymi jej okolicznościami. Zarówno Polacy jak i Kozacy byli zbyt słabi, aby jednoznacznie przechylić szalę zwycięstwa na którąkolwiek ze stron. Jednocześnie należy pamiętać, że obie strony były do pewnego stopnia zadowolone z układu. Polacy ratowali państwo przed hańbą i króla przed niewolą
oraz, co było ważniejsze, zyskiwali czas na przygotowanie się do „następnej rundy" wojny z Kozakami. Kozacy otrzymywali znacznie lepsze warunki życia i swobody niż to było przed wybuchem wojny. Nie da się jednak ukryć, że na dłuższą metę obie strony nie były ukontentowane ugodą i żadna nie chciała jej utrzymać. Polacy myśleli o powrocie do porządków sprzed 1648 roku, Chmielnicki w swoich planach widział Ukrainę jako niepodległe państwo 3 . Zgodnie z tymi planami postępował, prowadząc własną politykę zagraniczną. Wobec diametralnie sprzecznych celów obu stron, kompromis wydawał się niemożliwy, a wojna nieunikniona. Miały tego świadomość oba walczące narody. Zatem w kontekście całej kampanii przebieg bitwy Zborowskiej i rozmowy z chanem trzeba uznać za sukces strony polskiej i porażkę Chmielnickiego. Lecz prawdziwym zwycięzcą był chan krymski. Porównanie wyprawy Jana Kazimierza na Ukrainę z oblężeniem zbaraskiej załogi wypada z korzyścią dla wojsk regimentarskich. Autorytet księcia Jeremiego i wiara żołnierzy w jego zdolności strategiczne zahamowały anarchię. Masy żołnierzy u boku Wiśniowieckiego zmieniły się w karną dywizję. Pierwsze zwycięstwo w potyczce z czambułem tatarskim włożyło w ręce polskich rycerzy jeszcze jeden ważny oręż — wiarę we własne siły. Postawa dowódców, przede wszystkim przykład waleczności dawany zwykłym żołnierzom, opanowanie i logiczne decyzje utrzymywały opór. Gdy jednak panika z wolna opanowywała szeregi, twarde i stanowcze zdanie regimentarzy, w tym oczywiście Jeremiego przesądzały o dalszej walce (veto Wiśniowieckiego wobec decyzji wycofania wojsk do zamku). Jeżeli nie można zaprzeczyć, że faktycznym wodzem obrony Zbaraża był Wiśniowiecki, to należy 3 W. S e rc z y k, Na płonącej Ukrainie, op. cit., s. 266.
również pamiętać o regimentarzach: Firleju, Lanckorońskim i Ostrorogu. Cała trójka wprawdzie ustępowała wojewodzie ruskiemu talentem wojskowym i organizacyjnym, nikt z nich nie cieszył się tak dobrą opinią wojska jak książę, ale każdy z nich mógł się poszczycić nie mniejszą niż on odwagą. Nie myślano o ucieczce i układach. A jeżeli prowadzono rozmowy to tylko po to, by zyskać cenny czas. Wszystkie decyzje podejmowano wspólnie, wspólną biorąc za nie odpowiedzialność. Niemniej jednak Wiśniowiecki miał w radzie głos decydujący. Stąd zwycięstwo zbaraskie było przede wszystkim jego zasługą; jego też okryło sławą bohatera i ozdobiło buławą hetmańską. Jakże marnie przy zasługach dowódców zbaraskich wyglądają poczynania generalissimusa Ossolińskiego i króla Jana Kazimierza. Ossoliński nie miał pojęcia o prowadzeniu wojny. Zresztą decyzja królewska uczynienia go głównodowodzącym była niepotrzebna z punktu widzenia organizacyjnego. Przez cały czas bowiem przy wojsku znajdował się zwierzchnik sił zbrojnych Rzeczypospolitej, król. Jego ocena sytuacji i jego zdanie decydowało. Ossoliński, jak wykazały wydarzenia, zawsze zgadzał się z królem. Równie dobrze mógł to samo robić jako kanclerz. Tytuł generalissimusa nadano mu zapewne dlatego, że spodziewano się łatwego zwycięstwa. Nietrudno się domyślić, że ojcem zwycięstwa miał być Jerzy Ossoliński. Tymczasem Ossoliński oddał usługi Rzeczypospolitej nie jako strateg, lecz dyplomata, a więc w dziedzinie, którą znał najlepiej. Talenty dowódcze Jana Kazimierza podkreślało wielu historyków, one zresztą wzbudzały najmniej sporów i kontrowersji w ocenie postaci królewskiej. Nie da się jednak pominąć faktu, że owszem talentem strategicznym błysnął król, ale nie pod Zborowem. Jego pierwsza samodzielna wyprawa wojenna była chaotycznym, pozbawionym planu
przedsięwzięciem, opartym na fałszywym przekonaniu 0 szacunku Kozaków do królewskiego majestatu. Zapominając o codziennych i niestety żmudnych powinnościach dowódcy, Jan Kazimierz przegrał bitwę zanim się ona rozpoczęła. Pochód przez wrogi kraj bez ubezpieczenia 1 zwiadu był samobójstwem, a przy tym niewybaczalnym błędem. Tak wytrawni gracze jak Chmielnicki i Islam Gerej nie mogli go nie wykorzystać. To, że król stawał dzielnie i odważnie w obliczu nieprzyjaciela może mu tylko przysporzyć sławy jako żołnierzowi. W roli dowódcy monarcha zachował się jak nowicjusz, bo w istocie nim był. Oblężenie Zbaraża nie wpłynęło znacząco na zmianę taktyki wojsk polskich. Bitwy w polu prowadzono w oparciu 0 szańce i tabor. Dobrze prowadzona jazda (Wiśniowiecki, Koniecpolski, Sobieski) swobodnie manewrowała po polu 1 bez trudu spychała oddziały kozackie i tatarskie. W tym czasie piechota i artyleria ogniem kontrolowały przebieg bitwy, odpierając przeciwnika i wspierając własną jazdę. Kozacy i Tatarzy mimo przewagi liczebnej nie mogli sprostać jeździe w polu. Również piechota zaporoska pozbawiona ochrony taboru nie przedstawiała dużej wartości bojowej. Atakując fortyfikacje nie była w stanie wyprzeć z nich piechoty węgierskiej, cudzoziemskiej i spieszonych polskich chorągwi. Mimo stojących na wysokim poziomie prac inżynieryjnych prowadzonych przez inżynierów kozackich, Chmielnicki przede wszystkim ufał w skuteczność ataku dużą masą wojsk, przede wszystkim czerni i ją to głównie popychał do kolejnych krwawych i bezskutecznych szturmów. Nie zrezygnował z nich przez całe oblężenie, nawet wówczas, gdy główny ciężar walk wzięła na siebie artyleria. Zamknięci za wałami Polacy skutecznie niszczyli prace ziemne wroga i kontrolowali przedpole. Zmniejszanie obozu wraz z utratą żołnierzy pozwoliło obsadzić każdy odcinek
wałów. Przy tym na szańce wysyłano nie tylko oddziały piechoty i dragonii, ale również towarzyszy spod ciężkich znaków. Pod Zbarażem po raz kolejny potwierdziła się prawda, że Tatarzy nie wytrzymują ognia muszkietów, a kierowana przez doświadczonego dowódcę (Przyjemski) piechota jest w stanie powstrzymać atak jazdy. Dobrze zaprojektowane (Mikołaj Dubois, Sebastian Aders, Wojciech Radwan Radwański) ziemne fortyfikacje obsadzone waleczną i zdeterminowaną załogą stanowiły trudną do przebycia przeszkodę nawet dla liczniejszych wojsk kozackich. Z drugiej jednak strony ostatnie dni oblężenia wykazały, że dla zablokowania twierdzy wystarczyły przeciętne pułki. Zamknięta zaś w niej załoga nie była w stanie przerwać blokady, choć miała taką szansę (próba ataku jazdy z 20 sierpnia). Jeżeli pod Zbarażem jazda polska radziła sobie z ordą i Kozakami, to pod Zborowem polskie chorągwie nie były w stanie powstrzymać przeważających sił kozacko-tatarskich. Próby powstrzymania szarż ordy kończyły się niepowodzeniem. Zegnane z pola chorągwie uciekały w popłochu na własne szeregi, tratując i mieszając zdolne do oporu wojsko. Szyki tatarskie, podobnie jak pod Zbarażem, łamały się na skutek ognia muszkietów i artylerii. Na niej też spoczywała obrona polskich pozycji. Zarówno na prawym jak i na lewym brzegu Strypy ogień piechoty i artylerii zatrzymał jak dotąd zwycięską jazdę tatarską i Kozaków. Zatem jak wynika z przebiegu kampanii 1649 roku wzrosło znaczenie „ludu ognistego" w stosunku do jazdy, która to odegrała rolę drugoplanową. Mimo to szybkie i niespodziewane wypady jazdy zza szańców łamały szeregi szturmującej piechoty i absorbowały uwagę wspierającej Kozaków jazdy tatarskiej. Epopeja zbaraska, wysiłek tysięcy nieznanych z imienia bohaterów zapisała się wielkimi literami w historii Polski.
Stawiana obok takich bitew jak Chocim czy Smoleńsk jest chwałą i wizytówką polskiego wojska. Później, po ponad dwustu latach utrwalił ją na kartach Ogniem i mieczem Henryk Sienkiewicz, uczyniwszy ze Zbaraża polską Troję 4 . W odróżnieniu jednak od greckiego miasta, tragedia nie wydarzyła się pod Zbarażem, a pod Zborowem, gdzie pogrzebano szansę na porozumienie i powstanie Rzeczypospolitej Trojga Narodów. 4 L. L u d o r o w s k i , Troja heroiczna, ści, Warszawa 1999, s. 9 3 - 1 3 6 . Zbaraż, [w:] Wizjoner przeszło-
POSTSCRIPTUM W POSZUKIWANIU TOŻSAMOŚCI IWANA BOHUNA „Dnia 17 [lipca] zbliżył się do miasta oddział pułkownika Fedoreńka, stojący na drodze do Załościc [Załoźców], i korzystając z gęstej mgły rannej, przeszedł wał i już ostrokół wycinać zaczął, kiedy jeden dziesiętnik, idący po zakupno do miasta, straże zaalarmował. Przypadli żołnierze, mieszczanie i chłopi, wszystko co żywo do obrony się rzuciło. Na odgłos dzwonów i huk armat ruszyli zewsząd Kozacy na obóz i na miasto, gdzie już wały i parkany ząjąwszy, o mały włos miasta nie wzięli i wody nie odebrali. Wyparł ich mężny pan Korf na czele swojej rajtarii, że z wielką szkodą odstąpić musieli"'. Taką informację znajdujemy w drugim tomie Dzieł Ludwika Kubali. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie pewien drobny szczegół łączący się bezpośrednio z pułkownikiem Fedoreńką i Sienkiewiczem. Otóż, kiedy pisarz rekonstruował wydarzenia spod Zbaraża, oparł się na spostrzeżeniach Kubali. To, jak sądził, pozwoliło mu wiernie odtworzyć oblężenie. I rzeczywiście tak było. Tymczasem na przełomie XX i XXI wieku 1 L. Kubala, Oblężenie [w:] Dzieła, t. 2, s. 81. Zbaraża, op. cit., i Pokój pod Zborowem,
wydarzenie z 17 lipca nie w y d a j e się tak oczywiste j a k przed stu laty. Profesor Władysław Serczyk opisał przytoczone wyżej wypadki równie dokładnie j a k Kubala, zaznaczył j e d n a k , iż niektórzy z historyków u w a ż a j ą , że w s p o m n i a n y wyżej pułkownik Iwan Fedoreńko oraz Iwan Fedoreńko (Fedorowicz) Bohun, znany powszechnie j a k o Iwan Bohun, to ta sama osoba 2 . Czyżby zatem Sienkiewicz się pomylił? Przecież w powieści Bohuna pod Zbarażem nie znajdujemy. Przypomnijmy sobie co robił „powieściowy" Bohun po pojedynku z Wołodyjowskim. Rany zadane przez małego rycerza nie pozwoliły się szybko wyleczyć. Toteż przyszedł do zdrowia dopiero z początkiem lata (1649), wówczas mógł myśleć o podróży. Wybrał się do „Czarciego Jaru", gdzie ukrył Helenę Kurcewiczównę. W drodze jednak odnowiły mu się rany (wywrócił się wóz, na którym jechał) i musiał przerwać wyprawę. Zanim powrócił do zdrowia i udał się w dalszą drogę, minęło wiele tygodni. Tymczasem z jaru nad Waładynką Wołodyjowski, Rzędzian i Zagłoba uwolnili kniaziównę. Wycieczka jakiej podjął się Bohun nad Waładynkę, a potem pod Zbaraż zajęła mu ponad miesiąc czasu. Dotarł więc do obozu Chmielnickiego dopiero po podpisaniu ugody Zborowskiej. Jak mówił Wołodyjowski „chciał Bohun zdążyć koniecznie spod Waładynki do Zbaraża, wszelako, że to droga długa, więc nie zdążył [...]" 3 . Wynikałoby z tego, że pisarz nieświadomie sobie przeczył. Jednocześnie „kazał" Bohunowi cierpieć rany pod Zbarażem i jechać po ukochaną. Nie przesądzajmy jednak o winie autora, lecz przeanalizujmy czy Sienkiewicz rzeczywiście popełnił błąd. Zasugerowana przez prof. Serczyka tożsamość Fedoreńki, czy jak kto woli Fedorowicza i Bohuna, nie znajduje 2 W, S e rc z y k. Na płonącej Ukrainie, op. cii., s. 237. 3 H. S i e n k i e w i c z , Ogniem i mieczem, t. 2, Warszawa 1989, s. 349.
powszechnego potwierdzenia w innych opracowaniach. Władysław Tomkiewicz w biografii Jeremiego Wiśniowieckiego przy okazji opisu oblężenia nie wspomina ani o Fedoreńce, ani tym bardziej o Bohunie. Sam jednak przyznaje, że nić opowiadania zaczerpnął od Kubali 4 . Ogranicza się tylko do informacji o odpartym z wielkimi stratami Kozaków szturmie z dnia 17 lipca. Podobnie postąpił profesor Jan Widacki, pisząc o groźnym ataku Kozaków na miasto, który odparła piechota Korfa (Kubala wspomina o rajtarii). Niemniej jednak w żadnej biografii księcia Jeremiego nie wspomniano o wyczynie Fedoreńki 5 . Zatem skąd Kubala o nim wiedział? Ano sam to wyjaśnił: „Miałem przed sobą dwa diariusze oblężenia Zbaraża: Diariusz obszerny, wydrukowany w Księdze pamiętniczej Michałowskiego [...] i Diariusz krótszy, [...]. Te dwa diariusze i Kochowskiego Annales [...] stanowią podstawę opowiadania" 6 . Tymczasem w Diariuszu krótszym, podobnie jak u Tomkiewicza i Widackiego Fedoreńko nie figuruje. Kochowski, owszem, podaje dokładną informację, donosząc przy tym, że pułkownika Fedoreńkę rozszarpała kula armatnia. Wspomina o nim natomiast Wacław Lipiński 7 (w 1911 roku, więc po napisaniu Ogniem i mieczem). Powołując się na rejestr Kozaków z 1649 roku i zrobiony przez Unkowskiego, carskiego posła „otpisek" dowodzi, że Fedoreńko i Bohun, pułkownik kalnicki to ta sama osoba. Co więcej, dochodzi do wniosku, że Iwan jest synem Teodora Bohuna, szlachcica, dzierżawcy Bubnowa w woj. kijowskim. Aby ugruntować swoje zdanie wytacza dwa kolejne argumenty: mianowicie relację posła mołdawskiego 4 W. T o m k i e w i c z, op. cit. 5 J. W i d a c k i, op. cit.. 6 L. K u b a 1 a. Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 116 7 W. Lipiński podjął temat tożsamości Bohuna na kartach książki pt.: Stanisław Michał Krzyczewski. powstańczych pod wodzą Z Bohdana dziejów szlachty Chmielnickiego, ukraińskiej w Kraków 1912. szeregach
do cara, w której wymieniono Fedoreńkę i list tegoż do Lanckorońskiego podpisany: „Iwan Teodorowicz Pułkownik Podolski Wojska Zaporoskiego". Te dwa ostatnie argumenty zdaniem Wacława Lipińskiego wzajemnie się potwierdzają. Gwoli wyjaśnienia trzeba zaznaczyć, że w początkach roku 1649 (kwiecień) Iwan Fedoreńko był płk. podolskim, dopiero później stanął na czele Kozaków kalnickich. Współcześnie dopiero wspomniany wyżej prof. Serczyk (Na płonącej Ukrainie), opierając się zresztą na teorii Gajeckyego, zaznaczył problem identyfikacji pułkowników lub pułkownika. Umieszczony w książce, a zaczerpnięty z Diariusza Oświecima rejestr kozacki z 1649 roku (ten sam, o którym pisał Lipiński) wymienia Iwana Fedoreńkę jako pułkownika kalnickiego. Ale już w kolejnym, sporządzonym po roku spisie miejsce Iwana Fedoreńki zajął Iwan Bohun. Czy rzeczywiście nastąpiła zmiana pułkownika, czy tylko zmiana nazwiska? Profesor Serczyk komentując spis z 1650 roku wyraźnie mówi o zmianie dowódcy. Analizując wszystkie teksty można zauważyć jednak, że nazwisko „Bohun" pojawia się już po oblężeniu Zbaraża. W dwa lata później, przed bitwą berestecką (1651) Kubala wymienia go w szeregu kozackiej generalicji 8 . Tomasz Bohun w artykule opisującym życie Iwana Bohuna („Mówią Wieki" X 1999) widział już analizowane wydarzenie w przejrzysty sposób: „Rankiem 17 lipca, pośród gęstej mgły, na wały wdrapała się grupa Kozaków prowadzonych przez pułkownika kalnickiego. Wkrótce nastąpił szturm pozostałych mołojców, których jednak odparto. Niepowodzenie to osobiście odczuł i sam Bohun, dotkliwie raniony podczas starcia na wałach; dla niego kampania 1649 roku dobiegła końca". Jak widać tu nazwisko Bohuna pojawiło się bez dodatkowego komentarza. Wydaje się to konsekwencją koncepcji Lipińskiego. Nie8 L. K u b a 1 a. Bitwa pod Beresteczkiem, [w:] Dzieła, t. 2, L w ó w 1923, s. 176.
mniej jednak tożsamość Fedoreńki i Bohuna pozostaje nadal niewyjaśniona. W czasie kiedy Sienkiewicz pisał Ogniem i mieczem ani Kubala, ani Szajnocha, na których sądach oparł się pisarz, nie zająknęli się nawet o identyfikowaniu Fedoreńki z Bohunem. Dlatego Sienkiewicz nie mógł przypuszczać, że badania historyków podważą niniejsze zdanie: „Również niefortunny koniec spotkał i Fedoreńka, który korzystając z mgły o mało na świtaniu nie wziął miasta. Odparł go pan Korf na czele Niemców, a potem starosta krasnostawski i pan chorąży Koniecpolski wybili prawie do szczętu w ucieczce" 9 . Mając wzgląd na skąpą ilość źródeł i opracowań trudno jest jednoznacznie stwierdzić kim był ów niefortunny mołojec. Chociaż wiele wskazuje na Bohuna, to o jego działalności możemy mówić dopiero od 1650 roku. Wówczas to po raz pierwszy zagościł w dokumentach pod tym nazwiskiem. Od tej pory Bohun uczestniczył w każdym ważniejszym wydarzeniu na Ukrainie, Fedoreńko zniknął z nich na zawsze. Wcześniejsze zaś dzieje Iwana Fedoreńki Bohuna pozostają jak na razie w sferze domysłów, hipotez i spekulacji, aczkolwiek niejeden z historyków opisałby szturm spod Zbaraża jako wyczyn pułkownika kalnickiego Iwana Fedorowicza Bohuna, zwanego Fedoreńką. 5 H. S i e n k i e w i c z , Ogniem i mieczem, t. 2, Warszawa 1989, s. 268.
BIBLIOGRAFIA S. Aleksandrowicz, nego w Zbarażu z Plan obrony obozu 1649 roku [w:] Litwa wojska koron- i jej sąsiedzi od XII do XX wieku, Poznań 1994. B. Baranowski, trzydziestych i Organizacja wojska polskiego czterdziestych XVII wieku, w Warszawa latach 1957. B. B a r a n o w s k i , Kazimierz P i w a r s k i, Polska sztuka wojenna w latach 1648-1683, Warszawa W. B e a u p 1 a n, Ciekawe opisanie Dniepru od Kijowa aż do miejsca, 1953. Ukrainy polskiej i rzeki gdzie rzeka ta wrzuca się w morze.., red. Z. Wójcik, Warszawa 1972. J. Bogdanowski, Architektura obronna w krajobrazie Polski, Wyd. Naukowe PWN Warszawa-Kraków 2002. J. B o g d a n o w s k i , Sztuka obronna, Kraków 1993. W. Czapliński, O Polsce 17-wiecznej [w:] Problemy i sprawy, W a r s z a w a 1966. W. C z a p l i ń s k i , Glosa do trylogii, Białystok 1999. W. Czapliński, Władysław IV i jego czasy, Warszawa 1972. L. F r ą ś , Obrona Zbaraża w 1649, Kraków 1932. H a d ż y M e h m e d S e n a i , Historia chana Islama Gereja, red. Z. Wójcik, Warszwa 1971.
M. Hruszewskij, Istorija Ukraini i Rusii, t. VII-IX, 1909-1931. M. J e m i o ł o w s k i , Pamiętnik..., 1648-1679, Lwów 1850. J. J e r 1 i c z, Latopisiec, W a r s z a w a 1853. J. K a c z m a r c z y k , Bohdan Chmielnicki, Wrocław-Kraków-Warszawa 1988. W. Kochowski, Historia panowania Jana Kazimierza, Poznań 1840. W. Kochowski, Roczników polskich klimakter, Lipsk 1853. K. K o n a r s k i , Polska w wieku XVII, W a r s z a w a T. Korzon, Dzieje wojen i wojskowości 1921. w Polsce, Kraków 1912. M. Kosman, Na tropach bohaterów Trylogii, Warszawa 1986. M. Kosman, Skrzetuski w historii i legendzie, Poznań 1989. J. K r y p j a k i e w i c z , Bohdan Chmielnicki j, Kijów 1954. L. K u b a l a , Jerzy Ossoliński, L w ó w 1883. L. K u b a l a , Szkice historyczne, t. 2, seria 1 i 2, Lwów 1923. M. Kukieł, Zarys historii wojskowości w Polsce, Kraków 1929. B. K u p i s z , Smoleńsk 1632-1634, W a r s z a w a 2001. L. L u d o r o w s k i , Wizjoner przeszłości, Warszawa 1999. [Łoś J.] Pamiętniki Łosia, Kraków 1858. J. M a s k i e w i c z , Pamiętnik, Wrocław 1961. J. M i c h a ł o w s k i , Księga pamiętnicza, Kraków 1864. J. N a r o n o w i c z - N a r o ń s k i, Budownictwo wojenne, Warszawa 1957. T. Nowak, Polska technika wojenna XVI i XVII wieku, Warszawa 1970. T. Nowak, 963-1795, J. Wimmer, Warszawa Historia oręża 1981. J. O s s o l i ń s k i , Pamiętniki, Warszawa 1976. polskiego
S. O ś w i ę c i m , Diariusz 1645-1651, Kraków 1907. Pamiętniki o wojnach kozackich za Chmielnickiego, Wroc- ław 1840. M. Paradowska, Przyjmij laur zwycięski, Katowice 1987. L. P o d h o r o d e c k i , Chanat krymski, W a r s z a w a 1987. L. P o d h o r o d e c k i , Sicz zaporoska, Warszawa 1960. A. R a d z i w i ł ł , Pamiętniki, Warszawa 1980. R. R o m a ń s k i , Beresteczko 1651, Warszawa 1994. W. Rudawski, IV aż do pokoju Historia polska oliwskiego, od czyli śmierci dzieje Władysława panowania Jana Kazimierza od 1648 do 1660, t. 2, Petersburg 1855. S e r c z y k W . , N a dalekiej Ukrainie, K r a k ó w 1984. S e r c z y k W., Na płonącej Ukrainie, W a r s z a w a S e r c z y k W . , Poczet K. Szajnocha, władców Rosji, Dwa lata dziejów wyd. 1998. „Puls" naszych, 1992. Warszawa 1900. W . T o m k i e w i c z , Jeremi Wiśniowiecki, W a r s z a w a 1933. W. T o m k i e w i c z , Kozaczyzna ukrainna, Lwów 1939. W. T o m k i e w i c z , Sprawy ukrainne, Lwów 1939. T. Wasilewski, Ostatni Waza na polskim tronie, Katowice 1984. J. W i d a c k i , Kniaź Jarema, K a t o w i c e 1984. J. W i m m e r, Wojsko polskie w drugiej połowie XVII wieku, W a r s z a w a 1963. Z. W ój c i k, Dzikie pola w ogniu, W a r s z a w a 1 9 6 1 i 1966. Z. W ó j c i k , Jan Kazimierz Waza, W r o c ł a w 1997. Z. Wójcik, Wojny kozackie w dawnej Polsce, 1989. Zbaraż, opracowanie Polaczek J., Przemyśl 2002. Kraków
SPIS ILUSTRACJI Jan Kazimierz (wg Theatrum Europaeum Mateusza Meriana, Frankfurt 1643-1666). Jerzy Ossoliński (wg sztychu B. Moncometa z 1654 r.). Jeremi Wiśniowiecki (nieznany malarz — portret ze zbiorów Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie). Janusz Radziwiłł. Adam Kisiel (popiersie w cerkwi w Niskiemiczach). Piechota niemiecka, pikinierzy. Piechota polska. Narzędzia saperskie z XVII wieku. Pistolety z zamkiem kołowym. Lekka jazda polska (wg miedziorytu Dolabelli). Buńczuczny, obraz Józefa Brandta. Uzbrojenie pancernego. Zbroja husarska. Szabla husarska „batorówka" z XVII w. Bohdan Chmielnicki. Islam Gerej III. Starszyzna kozacka. Hołd Kozaków zaporoskich. Piechota zaporoska. Postacie Kozaków.
Żołnierz tatarski. Broń Kozaków i powstańców ukraińskich. Zaporoskie działa, moździerze i kule. Przemarsz wojsk w polu. Ruiny zamku w Zborowie Fosa i mury zamku zbaraskiego od południowego zachodu. Zamek w Zbarażu. Bastion południowy. Zamek w Zbarażu. Dziedziniec od północnego zachodu.
MAPY Mapa kampanii 1649 roku. Działania wojenne obu stron. (Zaznaczenie odwrotu wojsk regimentarskich pod Zbaraż i marszu Litwinów na Kijów). Mapa z zaznaczoną drogą wojska królewskiego pod Zborów. Plan obozu zbaraskiego (Preussiche Staatsbibliothek Berlin). Plan obozu zbaraskiego wg L. Frąsia.


Plan obozu zbaraskiego (Preussiche Staatsbibliothek Berlin).
Plan obozu zbaraskiego wg L. Frąsia.
SPIS TREŚCI Wstęp Kulisy polityczne kampanii 1649 roku Wojsko i sztuka wojenna połowy XVII wieku Kampania 1649 roku Oblężenie Wyprawa zborowska Drugi miesiąc oblężenia Echo kampanii 1649 roku Epilog Postscriptum Bibliografia Spis ilustracji Mapy 5 12 22 54 66 92 113 125 132 141 146 149 151
Jan Kazimierz (wg Theatrum Europaeum Mateusza Meriana, Frankfurt 1643-1666)
Jerzy Ossoliński (wg sztychu B. Moncorneta z 1654 r.) Janusz Radziwiłł Jeremi Wiśniowiecki (nieznany malarz — portret ze zbiorów Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie) Adam Kisiel (popiersie w cerkwi w Niskierniczach)
Piechota niemiecka, pikinierzy Piechota polska
Narzędzia saperskie z XVII wieku
Pistolety z zamkiem kołowym Lekka jazda polska (wg miedziorytu Dolabelli)
Buńczuczny, obraz Józefa Brandta
Uzbrojenie pancernego Zbroja husarska
Szabla husarska „batorówka" z XVII w.
Bohdan Chmielnicki Islam Gerej III
Starszyzna kozacka Hołd Kozaków zaporoskich
Piechota zaporoska Postacie Kozaków
Żołnierz tatarski Broń Kozaków i powstańców ukraińskich
Zaporoskie działa, moździerze i kule
Przemarsz wojsk w polu Ruiny zamku w Zborowie
Fosa i mury zamku zbaraskiego od południowego zachodu Zamek w Zbarażu. Bastion południowy
Zamek w Zbarażu. Dziedziniec od północnego zachodu
Atak nastąpił na całej linii. S z t u r m o w a n o j e d n o cześnie do wszystkich kwater. Na północno-wschodnim krańcu Rozrażewski wystąpił z własną dragonią przed nieukończony wał i ogniem muszkietów powstrzymywał atak Kozaków. Na odcinek kasztelana Firleja spadła nawała jeńców obojga płci z zawczasu przygotowanymi workami z ziemią. Za nimi szturmowali Kozacy, a wokół na zwinnych koniach krążyli Tatarzy, zasypując obrońców szarańczą strzał. W mig zasypano fosę i zaczęto szturmować wały. Atak powiódł się. Już Kozacy wdarli się na wały i zatknęli na ich szczycie chorągiew, gdy z odsieczą nadciągnął Wiśniowiecki. scan - lesiojot